Ziemkiewicz: Kryzys jako choroba

Można pomagać poszkodowanym klientom, ale broń Boże nie bankom czy źle prowadzonym firmom, bo to gaszenie pożaru – dosłownie – pieniędzmi. W tej kwestii rację ma więc Tusk, gdy mówi – ciąć wydatki i oszczędzać, a nie Kaczyński, gdy chce zwiększać deficyt

2
Przypadek Rafała Ziemkiewicza - zła karma wraca
Rafał Ziemkiewicz (Foto. Jan Bodakowski)

Przypominamy felieton Rafała Ziemkiewicza sprzed 11 lat. Poświęcony jest on kryzysowi finansowemu z 2008 roku. Wówczas RAZ skłonny był się przychylać do rozwiązań proponowanych przez Donalda Tuska, niż Jarosława Kaczyńskiego. Czy dziś optyka publicysty TVP Info nieco się poprzestawiała. Cóż, może to dlatego, że obecny kryzys jest nieco inny?

*  *  *

Mówi się „kryzys” (i dobrze, że się mówi, skoro jeszcze do niedawna udawano, że żadnego kryzysu nie ma), ale to znaczy równie niewiele jak „kapitalizm”. Kapitalizm jest teoretycznie i we Francji, i w USA, i w Meksyku. Podobnie z kryzysem – kilkanaście lat temu mieliśmy kryzys, trzydzieści parę lat temu mieliśmy, i w latach trzydziestych też, zwany na dodatek „wielkim”. Z tym ostatnim niektórzy porównują to, co dzieje się obecnie.

Dla przeciętnego człowieka to zapewne obojętne, jak to – proszę wybaczyć jeszcze jedno porównanie – czy zapalenie płuc, które go dotknęło, wywołane zostało przez pneumokoki, streptokoki, czy przez wirusy; kaszel i temperatura są takie same. Ale dla lekarza, no i przede wszystkim dla perspektywy wyleczenia ustalenie konkretnej przyczyny to sprawa zasadnicza.

Kaszlem i temperaturą są w wypadku gospodarki bezrobocie, drogi kredyt i bankructwa firm. Zaproponowane zaś w sejmowym expose przez premiera dodatkowe fundusze na pomoc poszkodowanym to nic innego, niż aspiryna i syropy, które mają złagodzić objawy. Ale czy to wystarczy? I tu są właśnie problemy z diagnozą, bo większość ekonomistów i menadżerów, a w ślad za nimi politycy, kieruje się rutyną – widzieli już kilka kryzysów i zakładają, że ten jest taki sam. Nie jest.

Obecny kryzys to bowiem pęknięcie wielkiej bańki „gospodarki wirtualnej”. Można to wyjaśnić tak: istnieje pewna podstawa gospodarki, sfera, w której mamy do czynienia z realnymi towarami i usługami – ktoś produkuje krzesła, ktoś za pieniądze myje szyby. Ale na niej rodzi się sfera gospodarczej abstrakcji, gdzie przedmiotem obrotu są nadzieje na zysk, zaufanie, a często złudzenia, których materialnym znakiem jest papier z kolorowymi znakami wodnymi, a coraz częściej tylko impuls w komputerze. W przeciwieństwie do ludzi średniowiecza, którzy takich skryptów i odsetek bali się jak samego diabła, wiemy dziś, że pierwsza sfera bez drugiej istnieć nie może. Ale, po doświadczeniach lat trzydziestych wiemy też, że ta nierzeczywista część gospodarki musi być trzymana w ryzach. Inaczej staje się polem hazardu, ten hazard zaś kończy się, jak to hazard, fortunami dla kilku cwaniaków i bankructwem rzeszy frajerów.

Ostatnich dziesięć lat było na świecie, ale trochę i w Polsce, istną orgią hazardu, w którym wielu brało udział nieświadomie – jako klienci. Wyrosło całe pokolenie przekonane, że człowiek bogaci się nie „oszczędnością i pracą”, ale kredytem i „opcją”. Trwało to tak długo, bo wsparte było polityką rządów, ale w końcu natura upomniała się o swoje prawa – i trzeba jej pozwolić działać. Ten kryzys jak mało który jest oczyszczeniem. I trzeba go potraktować jak grypę – leczyć objawy, organizm poradzi sobie sam. To znaczy: można pomagać poszkodowanym klientom, ale broń Boże nie bankom czy źle prowadzonym firmom, bo to gaszenie pożaru – dosłownie – pieniędzmi. W tej kwestii rację ma więc Tusk, gdy mówi – ciąć wydatki i oszczędzać, a nie Kaczyński, gdy chce zwiększać deficyt.

Rafał A. Ziemkiewicz

Źródło: www.temi.pl

Artykuł ukazał się na naszym portalu w 2009 roku

2 KOMENTARZE

  1. „W tej kwestii rację ma więc Tusk, gdy mówi – ciąć wydatki i oszczędzać, a nie Kaczyński, gdy chce zwiększać deficyt.”
    Jak dla mnie Tusk tak samo mówił że jest zwolennikiem austriackiej szkoły ekonomii.
    No właśnie- mówił.

  2. Owszem, sam pisałem na tej stronie
    że to co mówi Tusk ma bardziej znaczenie marketingowe anizeli rzeczywiste. Choć nie ukrywam, że filozofia „praca i oszczędzanie” bardziej do mnie przemawia aniżeli rozdawnictwo. Bo ono tylko demoralizuje. Nie ważne, czy będą to zasiłki, czy tzw. dotacje dla przemysłu. Jedno i dugie to nic innego jak państwowa jałmużna, którą najpierw w formie podatków trzeba wyrwać innym obywatelom…

Comments are closed.