Jako, że do Bożego Narodzenia daleko, a europejski socjal właśnie zaczął mówić ludzkim głosem, można się spodziewać najgorszego. Zgodnie z prawem Murphy’ego człowiek zaczyna postępować racjonalnie, gdy wszystkie inne metody zawiodły. Człowiek, a co dopiero politycy, zwykli nazywać konsekwencje swoich poczynań kryzysami.
Wicepremier Waldemar Pawlak w dyskusji o reformie ZUS – u powołuje się na autorytet… Roberta Gwiazdowskiego. Angela Merkel tnie niemiecki socjal jak leci: zasiłki dla bezrobotnych, świadczenia rodzicielskie oraz między innymi – liczbę urzędników państwowych. W tym samym kierunku wyraźnie zamierza podążyć rząd brytyjski pod sterem Davida Camerona. Mihaly Varga ogłasza nadciągające bankructwo Węgier i konieczność oszczędzania. O Grecji i podążających jej śladem Portugalii czy Hiszpanii już nie wspomnę. We Francji socjal i samochody na razie mają się dobrze, gdyż politykom nie przychodzą do głowy bezeceństwa typu „oszczędności”.
Również w Polsce socjal robi bokami, choć nikt tego nie nazywa po imieniu. Stosowane są za to mądrze brzmiące synonimy w rodzaju „deficytu sektora publicznego”, którego zaszczytem ratowania obdarzona została przedsiębiorczość społeczeństwa. O reformach prorynkowych cicho, więc być może dzięki temu zaszczytowi UE zyska w Polsce nowych wiernych „walcząc z biedą i wykluczeniem społecznym”. Skąd UE weźmie pieniądze na zadekretowaną batalię – na wszelki wypadek na razie milczy.
Obecną sytuację w strefie euro i pomysły ratowania krytykuje Vaclav Klaus, który być może tym razem zostanie wysłuchany. Choć szansa raczej mała, bo kto miałby go właściwie wysłuchać? Ci sami politycy, którzy uważają, że najlepszą metodą na dziury budżetowe jest zasypywanie papierem z podobiznami?
No cóż, idą ciekawe czasy i być może socjal trafi tam gdzie jego miejsce, czyli pod młotek, jak to z bankrutami być powinno. Tylko – co potem?
Michał Nawrocki