W dzienniku „Rzeczpospolita” z 9 lipca 2009 roku ukazały się wyniki badań na temat „Rodzina – religia – społeczeństwo 2009”. Są to kolejne badania na przestrzeni lat dotyczące religijności Polaków i po raz kolejny pokazują stopniową degradację życia duchowego. Co może na to wskazywać?
Z wyników dowiadujemy się m.in., iż zaufanie dla papieża Benedykta XVI jest mniejsze niż dla Jana Pawła II. Czy to świadczy o spadku religijności Polaków? Niekoniecznie. Jak wiadomo Polacy to naród sentymentalny i zawsze będą mieli więcej życzliwości i wyrozumiałości dla swojego rodaka niż dla innych, a będących na tym samym stanowisku. Jak sądzę więc, w tych 11 procentach, jakie dzieli obu papieży, znajdują się ludzie, którzy darzyli większym zaufaniem Polaka nie ze względu na swoją religijność, ale na zwykły sentymentalizm. Bo jakże wytłumaczyć nagły spadek religijności zmianą narodowości papieża (swoją drogą ciekawe jakie poparcie mieli papieże, którzy pełnili swój urząd przed Janem Pawłem II). Więc nie to jest powodem do zmartwienia ani symptomem spadku religijności Polaków, gdyż najwyraźniej była to religijność powierzchowna.
Kolejna kwestia – spadek zaufania do polskich hierarchów i instytucji kościelnych. Szczerze mówiąc ja też nie ufam im bezgranicznie. Mam wrażenie, że cała działalność polskiego episkopatu ogranicza się do pisania listów pasterskich, nierzadko jałowych i pozbawionych treści. Do tego dochodzi brak jednoznacznego stanowiska w kwestiach, w których Kościół powinien zabrać głos lub niejednokrotnie nawet „zagrzmieć”. Polscy biskupi działają tak, jakby bali się komuś narazić, i zapewne dlatego unikają kategorycznego stanowiska w niektórych sprawach, zaś ich zachowawcze wypowiedzi odnoszą wręcz odwrotny skutek. Przestali być autorytetem bo autorytet musi wypowiadać się jednoznacznie i stanowczo, a nie szukać pokrętnych odpowiedzi i mówić tak, żeby przypadkiem nikogo nie urazić… Przypuszczam, że i tym razem biskupi wykażą bierną postawę wobec kryzysu wiary jaki zaczyna się objawiać w polskim Kościele, albo – co wielce prawdopodobne – ograniczą się do napisania kolejnego jałowego listu. Żadnych konkretnych działań żeby coś zmienić, ożywić wiarę w Boga, pobudzić religijność. Ja im nie ufam ale nie oznacza to, że przechodzę kryzys wiary i sądzę, że wielu ludzi, których zaliczyć można do tzw. wierzących i praktykujących, nie darzy jednocześnie polskich hierarchów bezgranicznym zaufaniem. Nie jest to jednoznaczne z kwestionowaniem nauczania Kościoła. To po prostu krytyka działań lub też ich braku, nad którą polscy biskupi przejdą zapewne do porządku dziennego.
Nie rozumiem stwierdzenia: „Polacy nie odchodzą od wiary. Ubyło jednak osób wierzących na rzecz indyferentnych religijnie oraz tych, którzy deklarują przywiązanie do tradycji, ale nie są zdecydowani, jak się określić: czy są wierzący, czy niewierzący.” Czy fakt, że wzrosła liczba obojętnych religijnie lub niezdecydowanych, czy wierzą czy nie, nie świadczy właśnie o odchodzeniu Polaków od wiary? Moim zdaniem jak najbardziej tak. Coraz mniej osób systematycznie chodzi do kościoła i – co gorsza – coraz mniej z nich się modli. I to, a nie co innego świadczy o stopniowej laicyzacji jaka zaczyna nas ogarniać. Ludzie, którzy się nie modlą a deklarują uczestnictwo we mszy świętej to ludzie, którzy tak naprawdę okazują tylko przywiązanie do tradycji niedzielnej mszy, a nie do wiary w Boga. Do tego dochodzi wybiórcze podejście do nauczania Kościoła w sprawach moralności. Niby wszystko akceptują ale już bez, na przykład, antykoncepcji żyć nie mogą. Według takich ludzi to Bóg powinien dostosować swoje prawo do kaprysu wiernych, a oni sami nie muszą się stosować do niewygodnych, „nieprzystających do dzisiejszych czasów” przepisów.
Na szczęście to tylko część społeczności katolickiej w naszym kraju. Wierzę, że dopóki są jeszcze ludzie, którzy wierzą w Boga naprawdę i mają świadomość, że oddawanie mu czci i wypełnianie jego nakazów to jest ich obowiązek, a nie łaska, jaką Bogu wyświadczają, to kościoły w Polsce nie będą świecić pustkami. Wszak to On jest naszym Stwórcą i w całości zależymy i należymy do Niego.
ISz
foto: pliki.opoka.org.pl
Cóż, na polskim Kościele wciąż ciąży nierozwiązany problem autolustracji, byc może stąd te obawy, żeby sie „nienarażać”.
Poza tym – ale to juz bardziej ogólna refleksja – schlebianie światu powoduje, że wpada się w spiralę coraz większych kompromisów, odzierania z sacrum, a ludzie, wbrew temu, co sądzi wielu duchownych, pragną sacrum. Kościół bez sacrum jest zwykłym supermarketem. Po cż więc ludzie mają iść w niedzielę na tzw. maszę odartą z sacrum? Od razu idą do marketu…
Trudno będzie wyjść z tej spirali, o ile w ogóle to nastapi… 🙁
Kościół w Polsce już więcej nic nie osiągnie.
Comments are closed.