Podróże dawne i niedawne
Zaczęły się wakacje, czyli okres wyjazdów, urlopów, przygód. Gdzie człowiek nie spojrzy tam biura podróży oferują nam wypoczynek full-wypas za 999 zł, za 1999 zł nawet all-inclusive, co oznacza, że możemy właściwie nie opuszczać hotelu np. na jakiejś wyspie greckiej, albo chorwackiej. Przyjrzyjmy się dzisiejszym formom spędzania czasu i porównajmy je z tymi sprzed lat.


Co dziś właściwie oznacza podróżować? Wykupienie tygodniowego pobytu na południu Europy z biurem podróży. Polacy masowo korzystają z takiej formy wypoczynku letniego co wydaje się być wyborem świętego spokoju. Człowiek płaci, o nic się nie musi martwić bo od zmartwień jest pilot albo opiekun na miejscu.
podroze_ksiazkaOsoby, które decydują się na podróż własnym autem wyposażone są w nawigację satelitarną, na autostradach (nie w Polsce oczywiście) co kilka kilometrów są telefony alarmowe, parkingi, co minimalizuje szansę pomylenia drogi, czy choćby szansę jazdy drogami lokalnymi.
To wszystko jest fajne i wygodne, ale czy rzeczywiście jest istotą poznawania świata i innych narodów? Jak ktoś, kto spędził dwa tygodnie na plażach Tunezji może stwierdzić, że był w Tunezji i poznał ją.
Wydaje mi się, że moda na takie wakacje, podobnie jak wszystko wokół, została poddana umasowieniu. Jest w dobrym tonie pojechać z prestiżowym biurem na urlop, wysłać MMS-em zdjęcia z plaży, albo z wieczornej imprezy.
Z kolei ktoś, kto spędza wakacje bez biura podróży, samemu organizuje sobie wakacje, planuje podróż od A do Z, uchodzi co najmniej za oryginała.
Osobiście spędzałem wakacje zarówno w pierwszy jak i w drugi sposób. W 2005 roku przygotowałem niemal 3 tygodniową wyprawę po Irlandii, z kolei w ub. roku bez żadnego planu zwiedziłem z rodziną sporą część Kalifornii. Gdy sięgam pamięcią wstecz do tych podróży to przygody i czasami wręcz zupełnie niespodziewane zdarzenia, jakie mieliśmy okazję przeżyć, były czymś, czego nie zapewniłby nawet najlepszy kaowiec czy biuro podróży…
Na czym jednak polega istota i sens przygody uzmysłowiłem sobie po lekturze książki Tadeusza Perkitnego i Leona Mroczkiewicza zatytułowanej „Okrążmy świat raz jeszcze”. Dwaj młodzi ludzie, zaraz po studiach w Poznaniu, w 1926 roku z jedną mapą wydartą z atlasu, ruszają w podróż dookoła świata. Bez pieniędzy, bez GPS-ów, bez wirtualnych słowników, ubezpieczenia, szczepień. Po prostu wyszli z domu jak stali i ruszyli w drogę.
Ich losy są niesamowite. Poczynając od Skandynawii przez Francję, całą Amerykę Południową, przemierzają cały świat. W latach 20. ub. wieku podróżowanie nie było czymś trendy, ani cool. W trakcie wyprawy musieli pracować, a czasem nawet harować, aby po prostu przeżyć.
Co w tej książce jest jednak najbardziej uderzającego? Przede wszystkim wolność podróżowania. W dobie powszechnego strachu przed zamachami terrorystycznymi ludzie zgadzają się na wszystko; nawet na zaglądanie im w majtki na lotniskach.
Perkitny i Mroczkiewicz podróżowali jako wolni ludzie w o niebo bardziej wolnym świecie. Dziś przeżycie podobnych przygód co przeżyli poznaniacy jest niemożliwe z wielu względów. Czy ktoś bowiem sobie wyobraża, że dziś zostałby zatrudniony w jako drwal w środku Parany (dżungla brazylijska) bez odpowiednich szkoleń, przystąpienia do związku zawodowego drwali i czy w ogóle ów związki zgodziłyby się na zatrudnienie obcokrajowców, którzy mają tylko wizę turystyczną? Ile dziś czasu zajęłoby założenie studia fotograficznego, które podróżnicy zaaranżowali w pół godziny?
Przygoda z lat 1926-1930 jest więc świadectwem jak podróżowało się kiedyś i jaki był wówczas świat. Jak jest dziś, każdy wie, więc zamiast czytać współczesne książki podróżnicze polecam sięgnąć po coś rzeczywiście unikalnego. Unikalną przygodę i pełną wolności podróż dookoła świata.
Paweł Toboła-Pertkiewicz
Tadeusz Perkitny, Leon Mroczkiewicz „Okrążmy świat raz jeszcze”, Zysk i s-ka, Poznań 2009.
Książkę w wyjątkowo atrakcyjnej cenie można nabyć w księgarni Multibook.pl