Z pewnym zdumieniem zapoznałem się z prezentowanymi u was przekonaniami pana Janickiego na temat prywatnej własności, zawartymi w artykule Jestem za własnościa prywatną, ale…”.
Nie wchodząc w szczegóły w rodzaju zmiany biocenozy, biotopu itp. pozwole sobie zwrócić uwagę autora na fakt, iż przedwojenne i wcześniejsze lasy były często własnością prywatną, a jednak ich stan nie budził szczególnych zastrzeżeń – podobnie jest w wielu państwach, w których funkcjonuje własność prywatna. Wydaje się, że autor jest skażony lewackim myśleniem: prywatny właściciel to zły i bezduszny wyzyskiwacz, który zniszczy wszystko – w tym las i wodę – byle osiągnać zysk.
Proponuję spojrzeć na nasze lasy i wody państwowe. Widzimy zatrute i zanieczyszczone rzeki i jeziora, w coraz gorszej kondycji i masę urzedniczej indolencji, niezdolnej do rzeczywistej ochrony wód gruntowych. Tak, przy okazji – kto jak nie państwo jest winne katastrofalnym skutkom suszy w rolnictwie? Kto przez dziesiątki lat prowadził osuszanie na wielką skalę nie zawracając sobie głowy skutkami? Tak to wygląda prawdziwa dbałość państwa o rzeki i jeziora.
A co do lasów, to proszę wybaczyć, ale bierze mnie pusty śmiech, gdy czytam takie dyrdymały „udowadniające” bez żadnych dowodów wyższość państwowej własności nad prywatną. Miałem wiele razy styczność z państwowymi pracownikami leśnymi różnego szczebla i jestem przekonany, że to oni stanowią największe zagrożenie dla lasu. Nielegalne wyręby, pozyskiwanie i sprzedaż drewna „na lewo”, fałszerstwa w sprawozdaniach dotyczących wycinki, traktowanie lasu wyłącznie jak fabryki drewna i zwierzyny do polowań, nagminne zaśmiecanie lasu w trakcie pracy – to główne z grzechów jakie można bez większego problemu zaobserwować. A monokultura sosnowa? To, że 80% naszych lasów tak właśnie wygląda to zasługa państwowej służby leśnej i jej polityki. A właściwie to zupełnego braku tejże.
Prywatni właściciele bywają oczywiście różni: mniej lub bardziej chciwi i nastawieni na zysk – w końcu, u diaska, po to chyba robi się biznesy i nic w tym złego – ale od państwowych złodziei różni ich jedno. Dbałość o swoją własność i potencjalne profity dla siebie i rodziny. Dlatego, podobnie jak w innych biznesach, również i produkując drewno właściciele prywatni będą brali pod uwagę aspekt czasowy, widząc w oszczędnym pozysku drewna korzyść wieloletnią, nie tylko własną ale i własnej rodziny. Jeśli autor mi nie wierzy, to podam przykład. W znanej poznańskiej rodzinie rzemieślników lutników gromadzi się materiał z dużym wyprzedzeniem. Kiedy w latach 80-tych zapytałem się jednego z przedstawicieli rodu o dostępność materiałów – a przypominam, że był to czas kiedy nie było prawie nic na półkach i w przemyśle – dostałem odpowiedź, że wytwarzają obecnie instrumenty z materiału zgromadzonego przez ich dziadka jeszcze w latach 40-tych… Podejmując takie działanie dziadek oczywiście ryzykował, ponieważ trudno było przewidzieć czym zajmą sie jego potomkowie pół wieku później. Ale przyznacie, że wbrew założeniom pana Janickiego prywatny drobny właściciel planował biznes z pewnym, jakby to określić, wieloletnim wyprzedzeniem, nieprawdaż?
Podsumowując, życie pokazuje nam codziennie, że tezy artykułu są z palca wyssane i w żaden sposób nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Jeżeli lasy i wody są naszym dobrem wspólnym , to wszyscy powinniśmy móc z niego bezpośrednio korzystać. W przeciwnym razie, podobnie jak autor staniemy się wyznawcami teorii, iż koniak to napój klasy robotniczej , spijany ustami jej przedstwicieli, czyli partii robotniczej. Podobnie w sytuacji dóbr naturalnych, lasy i wody stanowić będą własność społeczeństwa, które bedzie korzystać z niej za pomocą wybranych przedstawicieli, takich jak związki wędkarskie, łowieckie, czy służba leśna. A do d… z takim myśleniem…
Leszek Karliński
(21 sierpnia 2006)
Strona główna Publicystyka Kto naprawdę zagraża naszym lasom? (Głos w dyskusji na temat prywatyzacji...