Ostatnio pewien młodociany osobnik, który zastrzelił dwójkę bandytów w czasie zeszłorocznych rozruchów w USA, został spektakularnie uniewinniony z zarzutów o morderstwo. W związku z tym z jednej strony należy cieszyć się z tego, że najwyraźniej USA nie pogrążyło się jeszcze ostatecznie w odmętach bezprawia – zwłaszcza w kontekście głośnych i ideologicznie nabrzmiałych spraw – ale z drugiej strony nie należy tracić czujności wskutek zbyt głośnego odtrąbiania owego pojedynczego zwycięstwa sprawiedliwości.
Jako że tamtejszy system jest bardziej nikczemny, niż większość byłaby gotowa przypuszczać, może on pragnąć wykorzystać nawet rzeczone zwycięstwo sprawiedliwości jako narzędzie długofalowego ideologicznego tumanienia. Otóż uniewinniony bohater całej sprawy został już skłoniony do wyznania, iż w gruncie rzeczy sprzyja neomarksistowskiemu ruchowi BLM, zaś jego aktu samoobrony nie można w żaden sposób postrzegać jako aktu sprzeciwu wobec działalności owej organizacji. Kto wobec tego wie, czy w następnej kolejności nie usłyszymy z jego ust, że bardziej restrykcyjna kontrola dostępu do broni byłaby zdolna do zapobieżenia rozruchom, które wplątały go w tak kłopotliwą sytuację. Nie sugeruję tutaj bynajmniej, że wspomniana osoba jest jakimkolwiek „kryzysowym aktorem” czy też kimś, kto został uniewinniony w zamian za obietnicę przyszłej propagandowej współpracy, ale nie mam wątpliwości, że tamtejszemu reżimowi nie brakuje pomysłów na to, jak wykorzystać owego świeżo upieczonego bohatera części narodu do jej nieuświadomionego ideologicznego urabiania.
Wniosek z tego taki, że nie należy pokładać zbytniej nadziei w wydarzeniach z pierwszych stron głównonurtowych mediów, bo nie są one nigdy do końca tym, czym mogą się wydawać. Zamiast tego warto skupiać swoją uwagę przede wszystkim na – mówiąc po tolkienowsku – „codziennych czynach zwykłych ludzi odpędzających mrok”. Tylko krytyczna masa owych czynów jest bowiem w stanie sprawić, aby sprawiedliwości stawało się zadość częściej niż rzadziej i nie wskutek jakichkolwiek ideologicznych presji, ale w wyniku szerokiej obecności w społeczeństwie ducha prawdy. Ten zaś nie potrzebuje medialnego poklasku ani przelotnych uniesień.
Jakub Bożydar Wiśniewski