Współczesny świat pod hasłami „laicyzacji” i „neutralności światopoglądowej” państwa buduje nowe społeczeństwo, w którym jedną mitologię zastępuje druga, tak samo jak pierwsza oparta na wierze. Już sam postulat „neutralności światopoglądowej”, znajdujący coraz więcej fanatycznych wyznawców, w zestawieniu z coraz bardziej otaczającą nas rzeczywistością, jawi się jako absurd absolutny. Ogłaszający programy politycy, uzasadniający je na różne sposoby, odwołują się przecież do światopoglądu, w myśl którego państwo musi to czy tamto w imię takich czy innych wartości. Nad tym, że system wartości wynika ze światopoglądu jakoś nikogo najwyraźniej nie zastanawia.
Wbrew pozorom „laicki” świat oparty jest na wyjątkowo silnej wierze w mity, tworzone na potrzeby „neutralności światopoglądowej”. Jest ich całkiem sporo, ale prymat należy się demokracji, przedstawianej jako najlepszy możliwy system.
W internecie będącym coraz ważniejszym źródłem wiedzy, a co za tym idzie i propagandy, znajduje się, między innymi, taka oto definicja demokracji – „ustrój polityczny, oparty na trójpodziale władzy, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli, gwarantujących prawa mniejszości”. Ubawiwszy się setnie postanowiłem dokonać rozbioru tej trafnej skądinąd definicji na czynniki pierwsze a następnie poddać je drobnej analizie.
Źródło władzy
„Wola większości” to bardzo wygodne określenie. Niezależnie bowiem od tego, o jakim rodzaju władzy mowa, pozwala na rozproszenie odpowiedzialności, nigdzie bowiem nie jest powiedziane, kto akurat ową większość tworzył, a zatem przed kim konkretnie władza odpowiada. Klasycznym przykładem jest obecny rząd polski, zasłaniający się legitymizacją „woli większości”, choć po prawdzie nie wybrała go żadna większość, skoro do urn poszła mniej niż połowa uprawnionych. Z drugiej strony należy zauważyć, że w kampanii wyborczej ugrupowania rządzące złożyły szereg obietnic, takich jak budowa dróg, obniżanie podatków i wprowadzenie podatku liniowego czy liberalizacja gospodarki. Zakładając, że wyborcy głosowali kierując się programami przedstawionymi przez ugrupowania rządzące, a nie np. seksapilem kandydatów, widzimy, że „wola większości” legitymizuje brak odpowiedzialności. Jest to wynikiem zależności, którą trafnie ujął George Bernard Shaw mówiąc „demokracja zastępuje mianowanie zepsutej mniejszości wyborem dokonanym przez niekompetentną większość”.
Trójpodział władzy
Zgodnie z definicją Monteskiusza trójpodział władzy polega na rozdziale sfer funkcjonowania państwa na władzę ustawodawczą (parlament), wykonawczą (prezydent, rząd) i sądowniczą. Wszystkie trzy rodzaje władzy winny być równorzędne, niezależne od siebie i jednocześnie nawzajem się kontrolować. W praktyce współczesnej demokracji parlamentarnej trójpodział władzy jest z definicji wykluczony. Rząd wyłaniany jest bowiem spośród ugrupowań, posiadających parlamentarną większość, zatem władza wykonawcza wywodzi się z władzy ustawodawczej. Z kolei prawo inicjatywy ustawodawczej, którym dysponuje rząd wobec większościowego poparcia w parlamencie sprawia, że podział na władzę ustawodawczą i wykonawczą to zwykła blaga. Jeżeli dodamy do tego nadzór nad władzą sądowniczą, jakim dysponuje rząd powołując ministrów spraw wewnętrznych, sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego, staje się jasnym, że demokracja gwarantuje, iż żaden trójpodział władzy miejsca mieć nie będzie. Jak zauważył uznawany za ojca logiki Arystoteles, „demokracja to rządy osłów, prowadzonych przez hieny”.
Gwarancja praw mniejszości
Tam, gdzie decyduje wola większości, tam z definicji wola mniejszości jest tłamszona. Inaczej po co odwoływać się do woli większości, prawda? Przykładów „życiowych” można by mnożyć wiele, ale jeden ukazuje dobitnie, że w demokracji wola mniejszości bynajmniej nie jest szanowana – polskie członkostwo w Unii Europejskiej. Jak wygląda poszanowanie praw przeciwników akcesji? Polska jest w UE? Jest. Obowiązują w Polsce unijne przepisy? Obowiązują. Wszystkich? Wszystkich, nawet tych, co głosowali przeciw. Jak zauważył Nicólás Gómez Dávila „demokratyczne wybory rozstrzygają o tym, kto będzie uciskany w majestacie prawa”.
Wbrew orędownikom demokracji nie zapewnia ona wpływu obywateli na funkcjonowanie państwa. Udowodniły to chociażby losy obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej o wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych, o kolejnych niespełnianych obietnicach polityków już nie wspominając. Demokracja nie gwarantuje wolnego rynku (a więc poszanowania prawa własności), skoro większość głosuje za obietnicami opartymi na redystrybucji. Nie gwarantuje wolności słowa, wyznania i tolerancji, skoro decydująca jest wola większości. Tym bardziej, że wolny rynek, wolność słowa, wyznania itd. mogą występować niezależnie od demokracji.
„Demokracja jest przedsięwzięciem, które gwarantuje, że otrzymujemy nie lepsze rządy niż te, na które zasługujemy” twierdził G. B. Shaw. I obawiam się, że nic więcej.
Michał Nawrocki
Jak tu mówić w naszych warunkach o rozdziale władzy ustawodawczej od wykonawczej skoro członkowie rządu są jednocześnie posłami, czyli uchwalają a potem sami wykonują te uchwały…
@ Paweł
Zależy gdzie, w systemie semiprezydenckim i prezydenckim parlamentarzyści nie mogą zasiadać jednocześnie w organach egzekutywy. Podobnie jest w Luksemburgu.
No, ale u nas jest jak jest. I np. minister Grabarczyk podczas ostatniego głosowania w sejmie nad swoim odwołaniem, był sędzią we własnej sprawie jako poseł.
Przeniosłem wątek na polski grunt dlatego wspomniałem jak jest w Polsce.
W samorządach, pod tym względem, sytuacja jest jakby zdrowsza, bo ten rozdział władzy wykonawczej od uchwałodawczej jest dość wyraźny.
To też zależy gdzie 😀 Prezydent miasta/wójt/burmistrz nie może jednocześnie być radnym. Natomiast inaczej sprawa wygląda na poziomie powiatów i województw ponieważ członkowie rady powiatu/sejmiku województwa mogą być także członkami zarządu powiatu/województwa.
Czyli trójpodział władzy, na który tak często powołują się wyznawcy demokracji to fikcja
Comments are closed.