W powieści „Rok 1984” G. Orwell zawarł koncepcję nowomowy. Polegała on na upraszczaniu języka poprzez tworzenie nowych słów, dzięki czemu przekaz stawał się coraz bardziej prymitywny, a ludzie używający nowomowy często siebie nie rozumieli, choć z pozoru – rozumieli. Widzę, że proces ten występuje naprawdę choć w nieco odmiennej formie, ale za to z identycznym skutkiem.


Używane są coraz częściej „terminy wytrychy”, które nie wiadomo dokładnie co znaczą, a więc dla każdego znaczą co innego. Więc wszyscy się z pozoru rozumieją, a dopiero potem okazuje się, że nie. „Słowa wytrychy” – jak sama nazwa wskazuje, nie ważne co znaczą, ważne że otwierają wszystkie drzwi, zwłaszcza te na salony.
Gdy ktoś stosuje owe zaklęcia inni reagują tak jakby od razu rozumieli o co chodzi, a często tak nie jest. Bo przecież nie wypada zapytać: Co Pan rozumie pod terminem „x”? Kiedy wszyscy dookoła ich używają.
A oto kilka „wytrychów”:
1. Gospodarka oparta na wiedzy. A na czym ma być oparta gospodarka jak nie na wiedzy? Każda nawet najbardziej prymitywna działalność na jakiejś wiedzy jest oparta. Jeśli komuś się wydaje, że nie ma nic prostszego jak zasiać pole – w przypadku działalności rolniczej – ten się bardzo myli. Istotą gospodarki jest przewaga wiedzy w stosunku do partnera. Na przykład handel bez większej wiedzy o produkcie, jego cenie i dostępności byłby niemożliwy. Więc można wysnuć twierdzenie, że każda gospodarka jest w jakiej mierze na jakiejś wiedzy oparta. Więc po co to określenie? Intuicyjnie rozumiemy, że znaczenie tego terminu dotyczy nowych technologii i przewagi technologicznej. Ale na tym opiera się cała gospodarka. Czy nie lepiej zatem mówić o konkurencyjności jako takiej? Czy jeśli każda gospodarka lub system gospodarczy oparte są na wiedzy, czy nie mamy do czynienia z określeniem nielogicznym? Moglibyśmy powiedzieć równie dobrze na samochód – „pojazd silnikowy nie szynowy oparty na kołach”. Podobno nie należy mnożyć bytów ponad potrzeby. Ostatnio w jednym z opracowań znalazłem określenie – „podwójna dychotomia”, więc nic mnie już nie zdziwi.
Zupełnie inną kwestą jest to, że każde przedsiębiorstwo będące na rożnym etapie rozwoju potrzebuje zupełnie innej wiedzy dla podniesienia swej konkurencyjności. Więc w meta ujęciu mówienie o gospodarce i o wiedzy jest szalonym uogólnieniem. W przypadku konkretnego przedsiębiorstwa sformułowanie to zakrawa na banał. Ale termin ten wszedł tak głęboko w obieg, że już trudno się od niego opędzić.
Tym bardziej, że to co potocznie nazywamy „gospodarką opartą na wiedzy” (posługując się intuicyjnym określeniem tego terminu) tak naprawdę nią nie jest. Coś takiego mogło istnieć w XIX wieku, gdzie lawina nowych pomysłów i wynalazków była natychmiast przekładana na praktykę. Dziś prawo patentowe skutecznie hamuje proces kreatywności. Świat musi dorobić się nowej jego formuły. Może go zastąpić oddolny konsumencki model funkcjonowania gospodarki oparty o inicjatywy oddolne (linux, wikipedia). Ale na szczęście prace już trwają…
2. Przedsiębiorczość akademicka to kolejny „wytrych”. Określenie to też robi ostatnimi laty olbrzymią karierę a śmiem twierdzić, że niewiele znaczy. Co to jest przedsiębiorczość nie wymaga precyzowania, ale akademicka? Czy zatem nie lepiej mówić o przedsiębiorczości specjalistycznej – w nieco szerszym ujęciu lub o działalności gospodarczej pracowników naukowych – w bardzo wąskim? Jeśli tego rodzaju rozgraniczenie na przedsiębiorczość akademicką i nie akademicką ma jakiś sens, to dlaczego nie mówi się o przedsiębiorczości politechnicznej czy przedsiębiorczości licealnej? Przedsiębiorczość jest pewną postawą, w której wiedza specjalistyczna nie jest potrzebna. Potrzebne są za to umiejętności organizacyjne, zdolność do podejmowania ryzyka i wykorzystania okazji. Idąc tym tokiem rozumowania mamy znowu wewnętrzną sprzeczność i wręcz sloganową nieostrość tego określenia.
3. Innowacja – słowo, które zrobiło w przeciągu ostatniej dekady olbrzymią furorę. Innowacyjny potrafi być w dzisiejszych czasach nawet szampon. Gdy ktoś mówi, że coś jest innowacyjne często pytam: co, gdzie i dla kogo? Innowacyjny to – „nowy” i „inny” z domieszką technologii, marketingu lub organizacji. Czyli coś co przyczynia się bardziej do nowych (przez to nie masowych i unikalnych) form poszukiwania konkurencyjności. Innowacja ma także konotacje przestrzenne w zależności od obszaru jej występowania. Jeśli chcesz być naprawdę innowacyjny wyjdź poza schemat dotychczasowego myślenia. Postaraj się spojrzeć z innej perspektywy na dotychczasowy problem. Brakuje nam w potocznej mowie określeń rodzajów innowacji i jednocześnie potrzeb z nią związanych. W praktyce wszyscy posługują się opisem bardzo konkretnego problemu, bo każde przedsiębiorstwo ma swoją specyfikę, różny poziom rozwoju i potrzeby. Dlatego jest palącym problemem, nie tylko lubelskich przedsiębiorstw, dostarczenie usług w zakresie planowania strategicznego. Ale to temat na zupełnie inny tekst.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że nasz język jest nieprecyzyjny na tyle, że dochodzi do wielu nieporozumień. Podobno w języku jidisz istnieje dziewięć określeń poziomów zdenerwowania. Podobno ten najwyższy poziom znaczy: „tak zdenerwowany, że się trzęsie”. Opis stanu emocjonalnego partnera handlowego był w tym języku kluczowy. Eskimosi dysponują wieloma określeniami śniegu, opisującymi jednocześnie jego właściwości. A my? Mamy „słowa worki”, które tak na dobrą sprawę są sloganami. Być może budujemy wieżę Babel i nie potrafimy się dogadać? Być może należy wrócić do źródeł i zacząć posługiwać się starymi sprawdzonymi określeniami takimi jak konkurencja czy rynek? Ekonomia ma to do siebie, że wprowadzając nowe teorie wcale nie wyklucza tych starych. Często bardzo wyrafinowane teorie sprowadzają się do prostych ekonomicznych prawd. Dopóki tak się nie stanie  będziemy mieli cywilizacyjną barierę naszego rozwoju. Trudno oczywiście językowi, być może ostatniemu bastionowi naszej wolności, narzucać nowych słów, ale są przecież te stare, równie precyzyjne, a pozbawione pierwiastka nowomowy.
Adam Kalicki

4 COMMENTS

  1. Panie Adamie! Igły z widły!
    1. „Gospodarka oparta na wiedzy” to truistyczny pleonazm i tyle. No, ale tutaj w ostateczności się zgodzimy.
    2. „Przedsiębiorczość akademicka” odnosi się do obszaru. Środowisko akademickie jest zatem dziedziną, a funkcją przedsiębiorczość (osobną sprawą jest, jak mierzyć dynamikę tejże). Tak samo jak mówimy „zawody rolnicze” mimo, że „rolnik” to już „zawód”. Najwyraźniej brzytwa Ockhama nie zadziałała jak należy, ale z drugiej strony, może po prostu oznaczałoby to cięcie na twarzy.
    3. Innowacja to takie radosne słówko, zupełnie jak reklama. Reklama to „propagowanie produktu” lub „prywatna propaganda komercyjnego produktu”. To Pan w tym momencie utrudnia posługiwanie się językiem potocznym, gdzie innowacja oznacza „zastosowanie w efektywny sposób środka nie stosowanego do tej pory w danym obszarze” (tym się różni „innowacja” od „nowości”, że to pierwsze może wykorzystać stary środek w nowej metodzie produkcyjnej). Jeszcze nie spotkałem człowieka, z którym rozmawiając każdy z nas inaczej rozumiałby „innowację”.

  2. Wybacz człowieku ale nie zamierzam z Panem więcej dyskutować, bo taka dyskusja przypomina bieg ze sztafetami, pogoń za królikiem, łapanie za słówka i gówniarski pojedynek na pięści. Pańskie musi być zawsze na wierzchu. Wczoraj na podstawie jednego zadania o pewnej teorii ekonomiczniej próbował Pan ją wymyślać od początku. Trochę pokory! Bo jak za zacznę pisać podobne komentarze pod Pańskimi tekstami to naprawdę do niczego nie dojdziemy.
    Są różne programy unijne jak „Innowacja Gospodarka”, czy „EFS”, które są jednym wielkim złodziejstwem i tam aż roi się od tego rodzaju sloganów. Ludzie się nimi posługują i nawet nie zastanawiają się co one znaczą. Język powinien być instrumentem przekazywania myśli a nie sposobem panowania nad nimi. System przejął frazeologię wolnościową i będzie robić to dalej. Wyjdziesz Pan na ulicę i powiesz, że chcesz wolnego rynku, to ludzie popatrzą jak na idiotę, bo przecież propaganda im mówi, że to co ich otacza to właśnie wolny rynek i kapitalizm.
    Wczoraj Prezydent Komorowski powiedział:
    „- Dzisiaj nasz naród ma wszelkie powody, żeby z ufnością patrzeć w przyszłość. Jesteśmy wolni. Nikt na nasza wolność nie czyha. Żyjemy w kraju niepodległym, bezpiecznym i szanowanym na świecie – mówi Komorowski. Dodaje, jak dobrze się żyje w naszym kraju wszystkim i zapewnia, że trzeba dalej rozwijać kraj. – Trzeba ufnie spojrzeć w przyszłość – uważa.”
    Jesteśmy przecież wolni, no nie? A to dla tego że ludzie przestają rozumieć znacznie pojęć.

  3. Super. Niech będę już Marksem, którego wszystko musi być na wierzchu. Szkoda, że Mises i tak mimo wszystko rozprawiał się z jego banialukami. Panu widocznie coś we mnie przeszkadza, choć na dobrą sprawę na razie jest Pan w stanie stwierdzić ogólnik.
    „Innowacyjna gospodarka” to już truizm, bo gospodarka zawiera w sobie innowację i to coś zupełnie innego niż rozpatrywanie samego słowa „innowacja”. Gdyby Pan użył zwrotu i podał ten przykład, nie byłoby nieporozumienia, ale jak zwykle traktuje mnie Pan z góry z góry i najwyraźniej muszę gdzieś na śmietniku złożyć swoją wolność wypowiedzi i wyrażenia własnych wątpliwości. A żeby było moje na wierzchu, czy Pana, na tym polega dyskusja, chyba, może na temat „dyskusji” też ma Pan swoje „rewelacje”.
    Wielokrotnie, także na łamach tego serwisu, podkreślałem, że pewne pojęcia zużyły się bądź mają an tyle złą renomę, że albo trzeba zastąpić je neutralnymi albo udać się w długą bolesną drogę tłumaczenia, dlaczego „nie jest tak, jak mówią, że jest”. Proszę pozwolić sobie na ostatnią uwagę, która opisuje fakt niezależny od naszej dyskusji ale mogący działać (przepraszam bardzo!) na Pana niekorzyść: Gdy Paweł nawrócił Anatolijczyków, na pewno nie zrobiłby tego mówiąc wyłącznie piękną hebrajszczyzną”. Jeśli już demoludy mówią jakimś językiem, to aby nie stać się oszołomem, trzeba poruszać się w tym języku. Czego nie chcę i nie pochwalam, ale muszę. Najwyraźniej też mam coś z oportunisty.
    PS „wybacz, człowieku” – nie wybaczam. ucinania dyskusji w ten sposób nie wybaczam.

  4. Zgadzam się z p. Adamem w sporej części… Ludziom wmówiono wiele rzeczy. Przez wiele lat w Polsce w różnych miejscach wisiały krzyże, stały kapliczki… Nadal jeszcze wiszą i nadal jeszcze stoją. I jakoś mało komu to przeszkadzało. Ale właśnie w tym momencie urabia się mózgi tak, by za chwilę ktoś, kto w ogóle na to nie zwracał uwagi, nagle stwierdzi, że krzyż mu przeszkadza, a reszta mu przyklaśnie. No tak! Co tu robi ten krzyż!?
    Krzyż, symbol chrześcijaństwa nagle stanie się nieestetycznym, niesmacznym wizerunkiem umierającego w mękach człowieka. Jak to tak można śmierć wszystkim pokazywać?!
    Do niedawna byłem sceptycznie nastawiony do obrony krzyża pod pałacem, ale teraz patrzę na to szerzej, jako na pewne zjawisko cywilizacyjne, nawet jeśli w tej doczesnej chwili upolitycznione. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie, którym chce się stać w obronie krzyża, nawet narażać się na śmieszność i obelgi…
    Zmienia się znaczenie nie tylko pojęć, ale również, w dobie mediów masowych, manipuluje się obrazem, dźwiękiem… Destrukcja dokonuje się na kilku poziomach jednocześnie.

Comments are closed.