Antagonizm pomiędzy epigonami utrzymania obecnego systemu emerytalnego a epigonami zmian trwa w najlepsze. Jedni i drudzy krytykują pomysły adwersarzy twierdząc, że na ich realizacji stracą przyszli emeryci. W sumie jednego można być pewnym – system jest niewydolny i niezależnie od tego, jakie rozwiązanie zostanie przyjęte, nadal takim pozostanie generując długi. Problemem jednakże wciąż pozostaje brak poważnych propozycji sensownych zmian, nie polegających wyłącznie na sztuczkach księgowych. W sumie przypomina to sytuację, gdy ogarnięty amokiem wariat demoluje wszystko w swoim otoczeniu, a ekipy dwu przybyłych karetek toczą zażarte konsylium: czy najpierw dać mu w zęby (a nuż pomoże?), czy też od razu wyciągnąć paralizator.
Jednocześnie toczący zażartą bitwę adwersarze jak ognia piekielnego i wody święconej unikają odniesienia do pochwał Banku Światowego odnośnie reformy systemu emerytalnego (przeprowadzonej pod czujnym okiem BŚ), gdzie czytamy, iż dzięki reformie „stopa zastąpienia (czyli stosunek ostatniej pensji do pierwszej emerytury) spadnie z obecnych 65% do 40% w 2035 roku i zaledwie 30% w 2075 roku”. Skoro tak, to jasnym jest, że celem reformy bynajmniej nie było podniesienie wysokości świadczeń emerytalnych. Logicznym też jest wniosek, że likwidacja przymusu ubezpieczeń emerytalnych (ZUS i OFE) byłaby korzystna dla wszystkich, gdyż „państwo” nie musiałoby „dopłacać” do emerytur różnymi sposobami drenując kieszenie podatników, już to obligacjami skarbowymi (w które OFE inwestują za „drobną” prowizją), już to emitując obligacje emerytalne.
Ale to tylko przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Truizmem jest twierdzenie, że obecny system emerytalny jest ściśle związany z demografią. Ale to tylko pół prawdy, gdyż równie ściśle związany jest z sytuacją gospodarczą państwa. Co nam bowiem po niechby i 30 milionach obywateli w wieku produkcyjnym, skoro gospodarka ledwie dycha pod chciwą łapą fiskusa, i większość nie ma pracy ani widoków na zatrudnienie?
I tu zaczynają się schody. Kolejnym truizmem jest, że gospodarkę napędza konsumpcja. Dostrzegli to ostatnio nawet nawet eksperci od analiz PKB. A z tym w najbliższym czasie mogą być kłopoty. Jak wykazują badania ponoć 13 milionów Polaków „może dotyczyć problem biedy”. Dla jasności – mowa jest tu o przeszło 1/3 społeczeństwa. A to jeszcze dobrze, przynajmniej w myśl starego dowcipu, że gdyby mogło być gorzej, to już by było. I będzie, zaś Polska stanie się naprawdę „zieloną wyspą”, choć źródłem owej zieleni prędzej będzie pleśń niż rozkwit.
Do owych 13 milionów „zagrożonych” mają bowiem okazję dołączyć następni. A to dzięki rekordowym karom za „niewypełnienie zobowiązań wynikających z dyrektywy unijnej” w kwestii utylizacji śmieci (na początek kara to 7 mln złotych, zaś od 2013 r. – 250 tysięcy euro za każdy dzień); a to z tytułu wprowadzenia akcyzy na węgiel, do czego RP zobowiązała się w ramach traktatu akcesyjnego (o czym nikt wtedy nie mówił), czego niewątpliwie wynikiem będzie wzrost cen energii, ogrzewania a w konsekwencji – pauperyzacja społeczeństwa. No i wreszcie mamy przecież lokalnych ambicjonerów, którzy z pełną ekstrawagancją planują „produkcję rabocia” i pobudzenie gospodarki poprzez między innymi „podniesienie podatku VAT” (przy jednoczesnej redukcji socjalu, będącego dotąd uzasadnieniem fiskalizmu). Słowem – obniżenie możliwości nabywczych „konsumpcji prywatnej”.
W świetle powyższego wszelkie debaty nad reformowaniem istniejącego systemu emerytalnego całkiem słusznie mogą kojarzyć się z testami komisji Millera na ostatnim rządowym tupolewie. Jak wiadomo mają one odpowiedzieć na pytanie, czy 10 kwietnia 2010 r. możliwe było „poderwanie” samolotu, choć od faktów sprzed przeszło 11 miesięcy wiadomo, że nie było. No ale cóż, „jaki prezydent, taki zamach”, jak powiedział klasyk. Nawiasem mówiąc ciekawe, jak sobie w „eksperymentatorzy” poradzą z „presją”, o której rozpisywały się media i raport MAK? Wszak był to „ważny element”, niemalże decydujący. Bo tu nawet minister Arabski wspierany przez posła Niesiołowskiego i „profesora” Bartoszewskiego nie wydolą. Potrzebne są oryginały – Prezydent RP wraz z małżonką, prezes NBP, szef IPN, RPO… A, skoro tak – testujcie do skutku.
Mniejsza zresztą z tym. Współczesnym przodownikom, w pocie czoła wykuwającym sukces gospodarczy RP, jutrzejszym emerytom, powiedzieć można jedno – razem z gospodarką i polskim systemem emerytalnym jesteście na ścieżce i na kursie. Komunikacja z wieżą po grecku.
Michał Nawrocki
A b. premier , Marcinkiewicz, powiedział niedawno w wywiadzie w telewizorze, że Polska w br. może osiągnąć nawet 5 procentowy wzrost, co oczywiście odczują w portfelach wszyscy Polacy, bo – jak wyraził się b. premier: „Jak jest 5 proc. to wówczas wszyscy zaczynają odczuwać”…
Autor poczynił słuszne obserwacje,tylko nie zauważył,że ten stan jest pochodną spisku globalistów i dotyczy nie tylko Polski.Realizatorzy tego planu [wyselekcjonowani negatywnie] nie zawsze świadomi celu wpisują się dla własnych korzyści w ten utopijny plan niszczący gospodarkę i struktury państw.Rządzący Polską przodują w tym „dziele”niestety.
Comments are closed.