To oczywiście hasło „Równa praca za równą płacę”. Niby słuszne. Tylko czy ta praca jest naprawdę równa? U nas w Polsce słyszy się często, na przykład: „te pudła są ciężkie. Powinni je nosić faceci”. Nie obruszałbym się na te słowa, gdyby nie wspomniane przeze mnie wyżej demagogiczne, feministyczne hasło. Skoro cięższą pracę z reguły wykonują zdecydowanie częściej mężczyźni, to czyż sprawiedliwym i oczywistym nie jest to, że zarabiają oni więcej?
Dodam od siebie, że wykonują częściej pracę nie tylko cięższą, ale i bardziej niebezpieczną niż kobiety. Częściej padają też ofiarami wypadków przy pracy.
Mężczyzna w domu często myśli o pracy, a kobieta w pracy często myśli o domu. I nie ma w tym nic złego. Bardzo dobrze, że się różnimy od siebie i wzajemnie uzupełniamy.
Natomiast, czy prywatny pracodawca zatrudniając mężczyznę lub kobietę nie ma prawa kierować się własnym interesem? Kolejny raz, okazuje się, że feministka to z reguły nie osoba nie tyle zdolna i pracowita, co bezczelna i zaborcza i poprzez to, by otrzymać awans gotowa zmobilizować poprawność polityczną, cenzurę uniwersytecką, media i prawodawstwo. Takiej nie przejdzie przez głowę, że wolny rynek zatrudnienia przynajmniej w znacznej mierze doprowadziłby do rozwiązania wielu problemów.
Najbardziej oburza mnie w postawie wielu kobiet takie podejście: Tam gdzie jest to wygodne dla nas, zachowajmy patriarchalne (sic!) przywileje, a gdzie jest też dla nas wygodne wprowadźmy zasady feministyczne. No, takim paniom, to jakoś nie umiem współczuć wydłużenia wieku emerytalnego. Szczególnie, jeżeli plotą androny, jak to mężczyznom jest lepiej. Będą miały tego okazję doświadczyć namacalnie przynajmniej w jakiejś mierze na własnej skórze. A swoją drogą na Zachodzie wprowadzono wiele zasad feministycznych, ale jednocześnie kobiety musiały zrezygnować z wielu tradycyjnych przywilejów. Niekoniecznie musi być tak w Polsce, ale uważam to za postawę dużo uczciwszą niż wspomniana wyżej przeze mnie.
Jacek Łukasik
Odwracanie kota do góry nogami typowe dla czerwonej propagandy. W/g powyższego stwierdzenia to pracownik ustala ilość pracy za ową równą płacę. Czyli dla jednego będzie to więcej, a dla drugiego mniej w jego mniemaniu. Stąd więc nie można przesadzać i pracować zbyt dużo, bo mamy równość, a sąsiad przecież wykonuje mniej za tą samą zapłatę, więc na wszelki wypadek należy pofolgować. W myśl tej idei ponieważ zarobki są nieadkwantne pracujemy coraz mniej, gdyż jesteśmy niedowartościowani a wręcz wykorzystywani. Proponuję więc zmienić hasło na: „Równa płaca za równą pracę” i jeśli komuś wydaje się że znaczy to to samo, to niech to jeszcze raz przeczyta.
Hmmm, temat ciekawa, ale potraktowana przez autora po macoszemu. Należałoby dokładniej przeanalizować sytuację na rynku pracy aby napisać dobry artykuł z właściwymi wnioskami. Padły dobre argumenty zabrakło jednak wielu innych ważniejszych już zabrakło. Należy wziąć pod uwagę przy analizie różnic w wysokościach zarobków, ryzyko ciąży, które jest dość duże szczególnie w przypadku młodych kobiet. Do tego trzeba dodać, że w przypadku gdy pracuje kobieta i mężczyzna z rodziny, z dziećmi jedno z nich musi bardziej angażować się w opiekę np. gdy dziecko jest chore, gdy stanie mu się krzywda, gdy trzeba odebrać ze szkoły, przedszkola, trzeba jechać do szkoły itd. itd. Z racji naturalnego większego przywiązania kobiety do dzieci, to one częściej wykonują te czynności a o za tym idzie pracują w mniejszym wymiarze godzin, są mniej elastyczne itd. co również jest mniej komfortowe dla pracodawcy.
Pozdrawiam
Comments are closed.