Na ostatnim spotkaniu w Sztokholmie prezydenci i premierzy krajów z całego świata narzekali, że na świecie występują ogromne dysproporcje majątkowe między krajami biednymi a bogatymi. W szczycie uczestniczyło 11 krajów, miedzy innymi Polska, zaś premier Francji Jospin ładnie skomentował zjazd: „Uczestnicy mają różne doświadczenia, ale wszyscy wywodzą się z centrolewicy”. Z czego się wywodzą nie ma to jednak większego znaczenia, lecz z pewnością wszyscy zdają się nie rozumieć, jakie jest źródło biedy.
Zaskakująca jest niekonsekwencja socjalistów, wylewających na nas potok egalitarnych pomysłów, które ocierają się o koncepcje autorytarne. Na przykład pomysł kontroli przepływów finansowych jest bezpośrednią inspiracją z działań Adolfa Hitlera, ponieważ to III Resza jako jeden z pierwszych krajów w historii wypowiedziała wojnę swobodnemu przemieszczaniu się kapitałów. Zresztą, jak ktoś słusznie zauważył, faszyzm, nazizm, komunizm i socjalizm to tylko kłótnia w rodzinie. Wracając jednak do niekonsekwencji współczesnej lewicy, warto zwrócić uwagę na to, że jej przedstawiciele przyznają, że kraje kapitalistyczne są znacznie bogatsze i mają wyższą stopę życia niż III Świat. Jednakże z ogromną pasją potrafią krytykować ten system, oparty na zasadach wolności i prawa własności, ale przecież niewątpliwie to właśnie ten system doprowadził do tak wielkiego bogactwa całego zachodniego świata. Znienawidzone kolejne rewolucje przemysłowe były wielkim krokiem do dobrobytu. Spostrzeżenie dobre, ale skojarzenia przyczyn i wyciągnięcia wniosków brak.
Tylko nieodpowiedzialna osoba powie, że wynika to z prosocjalnych rozwiązań wprowadzanych przez polityków w XX wieku (niektórzy twierdzą, że kraje te się rozwinęły dzięki koloniom). W takim razie – powinniśmy polecić Afryce wprowadzenie przymusowych ubezpieczeń społecznych, nałożenie wysokich progresywnych podatków, ograniczenie tygodnia pracy do 35 godzin, wprowadzenie ustawowego zakazu stosowania maszyn i urządzeń (to ukłon w stronę dywagacji pana Rifkina) etc. Porównując III Świat i kraje rozwinięte nie sposób nie zauważyć, że socjaliści tak naprawdę chcą nas cofnąć o kilkaset lat wstecz w rozwoju. Wypowiedzi dotyczące dehumanizacji procesu produkcji, o jakich pisze wspomniany wyżej Rifkin, to atak na logiczne myślenie. Jeśli koparka z jednym operatorem zabiera 10 miejsc pracy robotników pracujących z łopatami, w takim razie dajmy wszystkim łyżki, a wtedy zatrudnimy ich 20. Bardziej absurdalnej i bardziej konsekwentne jednak byłoby związanie im rąk i nakaz kopania zębami, wtedy będzie ich 100 – jakościowo nie ma żadnej różnicy między tymi wszystkimi 3 pomysłami, poza tym, że ostatni bardziej obrazowo ilustruje wariactwo tego rozumowania. Myślenie w takich kategoriach doprowadzi nas do zakazu uczenia języka angielskiego, żeby nie zabierać miejsc pracy tłumaczom. Powinniśmy zabronić sprzedawania Calgonu, żeby nie zabierać miejsc pracy naprawiającym pralki. Skończymy na wprowadzeniu w życie wyśmianego przez Henriego Hazzlita dylematu rozbitej szyby – każde dziecko, które wybije okno strzelając z procy robi dobry uczynek, ponieważ daje miejsce pracy szklarzowi.
Co w takim razie powinien zrobić III Świat? To proste – wprowadzić kapitalizm, wpuścić wstrętnych inwestorów, którzy zechcą paskudnie wyzyskiwać tamtejszych robotników. Szczyt manipulacji osiągają lewicowcy, którzy porównują zarobki biednych ludzi z III Świata (szczególnie w tym gustuje Naomi Klein – autorka biblii antyglobalistów „No logo”) do płac amerykańskich robotników. To intelektualne uproszczenie nie może równać się nawet z porównywaniem zarobków średniowiecznego rycerza i dzisiejszego ochroniarza, i narzekania, że wtedy prawdziwi waleczni nie mogli sobie kupić telewizora. Pracownicy III Świata chcą pracować za znacznie niższe pieniądze niż Amerykanie, dlatego że zapewni to im względnie wyższy poziom życia, zarobki będą z czasem rosły, tak jak rosły w przypadku dzisiejszego Zachodu (nie – one nie rosły dzięki związkom zawodowym!). Rozpocznie się proces rozwojowy, budowa lepszych mieszkań, inwestycje w infrastrukturę, później przyjdzie czas na budowę szkół i edukację. Nic nie pomoże zrzucanie jedzenia dla głodnych ludzi, którzy będą się grupować w społeczności wypatrujące z zaschłym gardłem samolotów ONZ.
50 lat temu kilka krajów dało przykład III Światu jak się rozwijać, i co należy zrobić. Nazywamy je dzisiaj tygrysami azjatyckimi. Nie wszystkie te kraje wprowadziły konsekwentny liberalizm gospodarczy – tak uczynił Hong Kong i Singapur (dlatego są bogatsze niż pozostałe tygryski). Korea Południowa, Tajwan i Malezja wcale nie zdecydowały się na radykalne prokapitalistyczne kroki, ale przynajmniej wprowadziły solidne podstawy systemu promującego przedsiębiorczość i pracę. Drodzy socjaliści – nikt nie każe Wam likwidować w 100% interwencjonizmu państwowego (chociaż przydałoby się), ale prosimy chociaż o odrobinę rozsądku! Teraz krótko przeanalizujmy decyzje, jakie padły w Sztokholmie.
- „Globalizacja powinna służyć wielu ludziom, a nie małej grupie” – globalizacja z założenia nie służy wąskiej grupie, tylko całym społecznościom, ponieważ swobodna wymiana była, jest i zawsze będzie źródłem bogactwa. Jak na razie to brak globalizacji służył wąskiej grupie, a ONZ-owskie fundusze i jałmużna finansowały lokalnych kacyków, którzy kosztem biednej społeczności przejadali lwią część zinstytucjonalizowanej pomocy
- „Nie odejdziemy od dyscypliny ekonomicznej” – bardzo ambitne. Brzmi prawie jak stwierdzenie „W najbliższym czasie nie zamierzam zacząć lewitować”. Od dyscypliny nie można odejść – podobnie jak nie można zrezygnować z siły grawitacji. To najwyżej dyscyplina może się na nas obrazić, podobnie jak grawitacja, jeśli zacznę figlować na 10 piętrze.
- „Będziemy rządzić tak, by nikt nie pozostał na uboczu” – to nie rządźcie w ogóle.
- „Celem jest demokratyzacja globalizacji oraz globalizacja demokracji i praw człowieka.” – „globalizacja demokracji” wyraźnie objawia swoje skutki. W Afryce demokracja jest silniejsza niż myślimy, a skutki tego tragiczne – zdecydowanie trudniej niż w Europie ukryć przekręty władzy.
- „Chcemy odrodzić systemy polityczne i włączyć w nie społeczeństwo” – właśnie na tym polega problem. Gospodarka zamiast polityki, a nie na odwrót.
- „Chcemy poprawy współpracy na rzecz rozwoju – zamierzamy przeznaczać docelowo na ten cel 0,7 procent PKB” – jeśli tylko tyle pieniędzy jest Wam potrzebne do tego, żeby się wybielać z ewidentnych błędów, jakie popełnialiście przez lata, to nisko się cenicie. Gorzej jednak, że cierpią biedni ludzie przez taką politykę.
Reasumując – najważniejszy jest kapitalizm, a nie demokracja.
Mateusz Machaj
(Publikacja na SP – 2001 rok)