Dzięki Kongresowi 590 o patriotyzmie gospodarczym głośno od wczoraj we wszystkich mediach. Niestety, wybierając niefortunną nazwę Kongresu, jego organizatorzy sprawili, że popularności nabiera fałszywe stwierdzenie, że to właśnie kod 590 pozwala rozpoznać polskie produkty. Tymczasem definiowanie „polskości” za pośrednictwem pierwszych cyfr kodu kreskowego jest, najdelikatniej mówiąc, nieprecyzyjne.

Organizatorom Kongresu 590 pogratulować należy stworzenia prestiżowego, głośnego i inspirującego wydarzenia poświęconego problemom i wyzwaniom polskiej gospodarki. Z pewnością ma ono szansę zagościć na stałe na mapie krajowych spotkań przedsiębiorców, decydentów i ekspertów. Ze względu na rozmach podkarpackiego Kongresu i obecność na nim kluczowych postaci polskiej polityki o tym wydarzeniu dowiedziały się miliony Polaków.

„590 – to pierwsze cyfry kodu kreskowego wszystkich polskich produktów” – usłyszeli wczoraj w głównym materiale widzowie Wiadomości TVP. Niestety trudno o lepszy przykład tego, jak chcąc promować patriotyczną świadomość konsumentów, w praktyce łatwo wyrządzić sprawie niedźwiedzią przysługę.

Wbrew pozorom bowiem kod 590 niewiele mówi o konkretnym produkcie. Organizatorzy Kongresu twierdzą, że są nim oznaczane „towary wytwarzane bądź dystrybuowane przez polskie firmy”. Niestety to nie do końca prawda – trudno bowiem uznać rejestrację w Polsce za wyczerpującą i niekontrowersyjną definicję polskiej firmy. W praktyce bowiem kod 590 znajdziemy na produktach firm, które są jedynie spółkami-córkami należącymi do międzynarodowych korporacji. W skrajnym przypadku oznaczenie to znajdziemy także na produktach firmy, która należy w 100 proc. do niemieckiego koncernu, produkującego w Chinach, a realnie podatki płaci na Cyprze. Wobec tego trudno uznać prefiks 590 za symbol „awansu Polski w gospodarczej hierarchii Europy i świata” czy „wizji państwa, którego bogactwo ma być powiększane w oparciu o własne zasoby”, o których czytamy w deklaracjach organizatorów Kongresu.

Przykładów budzących wątpliwości działań kojarzonych z patriotyzmem gospodarczym jest więcej. Dwa tygodnie temu Sejm przyjął ustawę, zgodnie z którą reglamentowanego przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi oznaczenia „produkt polski” używać będą mogły na swoich produktach zagraniczne firmy, przed czym jako Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ostrzegaliśmy.

By na poważnie rozmawiać o patriotyzmie gospodarczym, należy odpowiedzieć sobie na dwa pytania. Po pierwsze – jak możliwie najbardziej precyzyjnie zdefiniować polską firmę i polski produkt? Po drugie zaś – czy kryterium „polskości” jest wystarczające do podejmowania tak decyzji konsumenckich, jak i oceny wpływu konkretnych firm na krajową gospodarkę?  
 
Jest oczywistym, że firm i produktów nie da się, zachowując minimum intelektualnej przyzwoitości, podzielić zero-jedynkowo na kategorie „polskie” i „niepolskie”. Tworząc algorytm oceny firm wykorzystywany przez aplikację Pola, staraliśmy się wziąć pod uwagę wszystkie najistotniejsze i stosunkowo łatwo weryfikowalne składowe owej „polskości”. Tym samym więc na ocenę Poli składają się: kapitał stojący za daną firmą, miejsce jej rejestracji, miejsce prowadzenia przez nią produkcji oraz odpowiedzi na pytania: czy konkretne przedsiębiorstwo zatrudnia w Polsce w obszarze badań i rozwoju oraz czy firma nie jest częścią zagranicznego koncernu. Dopiero biorąc pod uwagę te pięć zmiennych, oceniamy konkretne firmy, nadając im punktację od 1 do 100 procent. Analizując skrajny przypadek firmy z zagranicznym kapitałem i produkującej poza Polską, można sobie wyobrazić, że jej produkty mają kod 590, choć w „skali Poli” otrzymuje ona zaledwie 10 proc. „polskości”. 

Od chwili stworzenia aplikacji Pola powtarzamy, że kryterium polskości powinno być dla konsumentów nie jedyną, a dodatkową – obok m.in. jakości i ceny – wskazówką w zakupowych wyborach. Trudno uznać za patriotyzm sytuację, gdy klient przepłaca za produkt gorszej jakości. Nie jest to ani racjonalne z punktu widzenia konsumenta, ani nie służy gospodarce, ponieważ zaniża oczekiwania wobec polskich firm, a długofalowo – ich konkurencyjność.
 
Co więcej – skomplikowanie rzeczywistości gospodarczej każe podejmować rzetelną ocenę działających firm również pod kątem innych zmiennych. Metodologia „polskości” przyjęta w aplikacji Pola jest wystarczająca jako dodatkowe kryterium w wyborach konsumenckich, ale nie bierze pod uwagę szerszego wpływu danego przedsiębiorstwa na otoczenie. Dlatego w Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego przedstawiliśmy propozycję metody mierzenia korzyści, jakie dana firma przynosi polskiej gospodarce. W raporcie „Wpływ kapitału. Jak mierzyć korzyści, które przedsiębiorstwo przynosi polskiej gospodarce”, abstrahując od kryterium „narodowości kapitału”, proponujemy, by uzależniać ocenę pozytywnego wpływu danej firmy na gospodarkę od tego, jak dzieli się ona wytwarzaną wartością dodaną ze społeczeństwem.
 
Co to oznacza w praktyce? Zaproponowana metoda premiuje firmy, które dobrze wynagradzają pracowników, płacą w Polsce podatek dochodowy, akumulują kapitał lub wypłacają dywidendy rezydentom krajowym oraz, last but not least, są rentowne. Trudno bowiem uznać za przykład korzystnej dla polskiej gospodarki taką firmę, która stale przynosi straty, zatrudnia pracowników na podstawie umów śmieciowych lub wyprowadziła produkcję z kraju oraz unika płacenia podatków w kraju. Niestety taka firma również może w 100 proc. należeć do polskiego kapitału…

Obie, co do zasady komplementarne, metody oceny firm stworzone w ramach Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego pokazują, jak skomplikowany jest sam rzetelny opis rzeczywistości gospodarczej. By promować określone postawy w polityce państwa i debacie publicznej, należy brać pod uwagę całą gamę czynników i otwarcie debatować nad wagą konkretnych zmiennych. Wiara, że pomóc polskiej gospodarce można za pomocą zaklinających rzeczywistość haseł, jest zaś nie tylko nieuprawniona, ale i szkodliwa.    
 
Autorzy komentarza:

Piotr Trudnowski – doradca zarządu CA KJ, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego, redaktor Nowej Konfederacji. Zajmuje się polityką obywatelską, patriotyzmem gospodarczym i finansowaniem społecznościowym. Pracował dla organizacji pozarządowych, biznesu, instytucji publicznych i polityków.
 
Bartłomiej Radziejewski – prezes zarządu CA KJ, redaktor naczelny „Nowej Konfederacji”, prezes Fundacji Nowa Rzeczpospolita. Organizator, politolog zaangażowany, komentator polityczny, publicysta i eseista. Absolwent UMCS, przygotowuje doktorat z filozofii politycznej na UKSW. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał w Polskim Radiu i w „Rzeczpospolitej” Pawła Lisickiego, później był wicenaczelnym portalu Fronda.pl i redaktorem kwartalnika „Fronda”. Następnie założył i w latach 2010–2013 kierował kwartalnikiem „Rzeczy Wspólne”. Publikował też m.in. w „Polsce The Times”, „Gazecie Polskiej”, „Gościu Niedzielnym”, „Super Expressie”, „Arcanach” i „Znaku”.