W Sydney został zaatakowany przez nożownika duchowny Starożytnego Kościoła Wschodu, biskup Mar Mari Emmanuel, na szczęście uchodząc z tego incydentu bez szwanku zagrażającego życiu.
Wielu zapoznało się z posługą kaznodziejską tegoż duchownego zwłaszcza w okresie trwania totalitaryzmu hipochondrycznego, kiedy to – w przeciwieństwie do większości obecnych biskupów chrześcijańskich, którzy ochoczo bili w tym czasie pokłony przed agendą „ducha tego świata” – od samego początku potępił on wszelkie aspekty tej grandy i obnażył ją jako wyjątkowo bezczelną, globalnie zakrojoną operację psychologiczną przyszykowaną przez domorosłych „władców świata”.
Jego przekaz był wówczas o tyle istotny, o ile w Australii owa granda przybrała szczególnie alarmujące rozmiary. I o ile nie twierdzę, że nożownik, który go zaatakował, był skrytobójcą nasłanym przez autorów rzeczonej hucpy, o tyle nie wątpię, że działał on pod natchnieniem tego samego ducha, który zainspirował działania tamtych. Jest to sprawa o tyle jasna, o ile tenże duch podsyca dziś również wszystkie strony konfliktu na Bliskim Wschodzie, zaś biskup Mari podkreślał wielokrotnie – zgodnie ze swoim kapłańskim powołaniem i bez mydlenia nikomu oczu żadnym czułostkowym „ekumenizmem” – że ów region nigdy nie doczeka się trwałego pokoju, póki wszystkie tamtejsze zwaśnione narody nie przyjmą „księcia pokoju”, którym wedle wykładni chrześcijańskiej jest Jezus Chrystus.
Z tego przykrego wydarzenia zdaje się wypływać co najmniej jedna istotna, choć gorzka lekcja – w dzisiejszym świecie permanentnej dezinformacji, armii płatnych propagandzistów, wszechobecnych tandetnych naciągaczy itp. ostatecznym sposobem uwiarygodnienia swojej osoby i głoszonego przez siebie przekazu zdaje się być gotowość postawienia swojego życia na szali. Życząc więc biskupowi Mari jak najszybszego powrotu do pełni zdrowia, trzeba docenić fakt, że kluczową „próbę ognia” przeszedł tak ważny, a jednocześnie zasłużenie popularny głos na rzecz zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej wolności osoby ludzkiej. Jednocześnie należy bez ustanku szlifować swoją zdolność jak najwcześniejszego rozpoznawania podobnych głosów – po to, aby oszczędzić im potrzeby uwierzytelniana swojej działalności w tak drastyczny sposób. Niech prawda nas wyzwala bez konieczności ocierania się o śmierć.
Jakub Bożydar Wiśniewski