Przedstawiony przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej jest próbą szybkiego zakończenia tego problemu. Mimo, że działania ministerstwa są bez wątpienia związane z ujawnianymi nieprawidłowościami jakie miały miejsce podczas zwrotów nieruchomości w Warszawie oraz wielu innych miastach Polski, to wiele zapisów projektu należy ocenić pozytywnie. Warto jednak pamiętać, że taki sposób rozwiązania problemu reprywatyzacji będzie jedynie niewielkim i nie w pełni sprawiedliwym zadośćuczynieniem.

Na wstępie należy zaznaczyć, że ze względu na przyjęcie przez twórców ustawy zasady nieoddawania zagrabionej własności w naturze oraz ograniczenie wysokości odszkodowania za ich utratę do niewielkiego ułamka wartości (max. 25%), ustawa absolutnie nie powinna być nazywana „reprywatyzacyjną”. Zresztą dokładny jej tytuł jest precyzyjniejszy, mówi bowiem wprost o „zrekompensowaniu niektórych krzywd wyrządzonych osobom fizycznym wskutek przejęcia nieruchomości lub zabytków ruchomych przez władze komunistyczne po 1944 roku”. Tak więc ministerialna propozycja będzie tylko częściową rekompensatą na przysłowiowe otarcie łez.

W tej sytuacji najważniejsza rola proponowanej ustawy to uporządkowanie procedury odszkodowawczej zmierzające docelowo do definitywnego zamknięcia problemu reprywatyzacji w Polsce oraz związana z tym regulacja stanów prawnych. W związku z tym bardzo wysoko należy ocenić sposób określenia katalogu osób uprawnionych do reprywatyzacji – jest on ściśle określony, wyklucza m.in. volksdeutschów, włącza natomiast osoby pozbawione polskiego obywatelstwa przez władze komunistyczne, a także Polaków, którzy nie byli obywatelami II RP, a którzy przed 1939 rokiem zamieszkiwali teren III Rzeszy oraz Wolnego Miasta Gdańska (Art. 6).

Bardzo wartościowym pomysłem jest propozycja rozwiązania problemu opuszczonych nieruchomości o nieustalonej własności. W zgodzie z ustawą (Art. 52-57) wszystkie nieruchomości po okresie 12 miesięcy od ogłoszenia publicznego staną się własnością odpowiednio Skarbu Państwa, jednostek samorządu terytorialnego lub spółdzielni mieszkaniowych. Również zakaz handlu roszczeniami należy ocenić pozytywnie (Art. 5), ponieważ praktycznie wyeliminuje on spekulację i ograniczy do minimum możliwości oszustw.

Warto zauważyć, że ustawa sankcjonuje nacjonalizację przemysłu (Art. 12, ust. 2) wykluczając rekompensatę za zagrabione przez państwo, ustawą z dnia 3 stycznia 1946 r. o przejęciu na własność Państwa podstawowych gałęzi gospodarki narodowej, zakłady przemysłowe. Przejęcie to następować miało wprawdzie za odszkodowaniem, jednak większości właścicieli nigdy nie uzyskała żadnego zadośćuczynienia.

Projekt ustawy wyklucza także wszystkie nieruchomości użytkowane lub przeznaczone obecnie na cele publiczne (Art. 13). Więcej szczęścia mają od tej pory pozostali, byli właściciele – wprawdzie tak jak wszyscy nie mają szans na zwrot w naturze, ale mogą liczyć przynajmniej na rekompensatę.

Najbardziej kontrowersyjnym elementem projektu jest całkowite wykluczenie jakiegokolwiek zwrotu majątku nieruchomego w naturze. Ustawa dopuszcza jedynie rekompensatę finansową w wysokości nie wyższej niż 25% jego wartości (Art. 18). Tymczasem, pomimo faktu, że wiele przejętych przez państwo nieruchomości zostało na nowo zagospodarowanych, zniszczonych lub sprzedanych, to wciąż istnieje możliwość zwrotu części z nich prawowitym właścicielom (np. zrujnowane dwory i pałace).

Ograniczenie wysokości odszkodowań za utraconą własność można w pewien sposób tłumaczyć (choć nie usprawiedliwiać) możliwościami finansowymi budżetu. Wszak zagrabione przez komunistów mienie służyło (i służy) w różnym stopniu kilku pokoleniom Polaków, a pożytki z niego nie płynęły tylko i wyłącznie do kieszeni aparatu władzy, więc odpowiedzialność społeczna za koszty reprywatyzacji jest jak najbardziej uzasadniona. Tym bardziej niezrozumiałe jest odebranie możliwości odzyskania nieruchomości tam, gdzie to możliwe – w przypadku obiektów opuszczonych lub niewykorzystywanych na cele publiczne.

Ustawa umożliwia natomiast, pod pewnymi warunkami, przywrócenie własności rzeczy ruchomych (Art. 42).  Niestety, z niezrozumiałych powodów, urzędnicy w projekcie ustawy zapisali możliwość (decyzją wojewody, na wniosek wojewódzkiego konserwatora zabytków – Art. 46) „przytrzymania” przez maksymalnie 10 lat od decyzji teoretycznie „zwróconą” już rzecz. Co więcej, może być ona po tym okresie „wykupiona” przez Skarb Państwa, ale podobnie jak w przypadku nieruchomości, za jedynie ułamek wartości (20%). W tym wypadku ograniczenie wysokości rekompensaty – zrozumiałe być może w stosunku do nieruchomości, które niekiedy trudno zwracać w naturze – sankcjonuje i uprawomocnia de facto rabunek rzeczy ruchomych przez państwo. Niestety po raz kolejni właściciele zostali zdani na łaskę i niełaskę urzędników.

Podsumowując, projekt ustawy jest interesującą próbą szybkiego i definitywnego zakończenia problemu reprywatyzacji oraz regulacji stanów własnościowych w Polsce. Niestety odbędzie się to kosztem pełnego i sprawiedliwego zadośćuczynienia krzywdom osób, które utraciły swój majątek w okresie PRL-u. Co więcej, wydaje się, że z różnych względów sprawiedliwsze rozwiązanie nie jest już niestety możliwe.

Michał Domińczak

Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego…