W czasie szalejącego w Europie kryzysu trudno byłoby znaleźć rząd, który chętnie ograniczałby wydatki w celu redukcji deficytu budżetowego. Jeśli już to robią, to opornie, pod przymusem i tak naprawdę rezultaty tego są mierne. Inaczej jest na Filipinach. Tamtejsze władze narzuciły sobie tak duże tempo, że w 2011 roku zaoszczędziły o ponad 100 mld. peso (4,6 mld dol.) więcej niż zaplanowały.
Zdaniem niektórych ekspertów Filipiny tak bardzo zapędziły się w szukaniu oszczędności, że ich gospodarce zaczyna szkodzić zbyt niski poziom wydatków z budżetu. Jak podaje portal obserwatorfinansowy.pl, chcąc zmniejszyć deficyt władze posunęły się nawet do wstrzymania poważnych inwestycji, które wcześniej już zostały zatwierdzone. W pierwszych miesiącach 2011 roku gospodarka zaczęła hamować, co rząd wytłumaczył sobie zbyt dużymi cięciami budżetowymi. Dlatego od kilku miesięcy usilnie stara się nadrobić „zaległości w wydatkach”, co ponoć już przyniosło jakieś efekty.
Problemy z deficytem biorą się w dużej mierze również z niższych, niż przewidywano, wpływów z podatków. Dzieje się tak pomimo tego, że Filipiny znajdują się w wykazie oaz podatkowych OECD (czyli państw, które nie realizują wytycznych organizacji w tym zakresie, krótko mówiąc ośmielają się mieć za niskie podatki). Jak widać i raje podatkowe mogą mieć problem ze ściągalnością podatków.
Do zwiększenia dochodów budżetowych mają się przyczynić wpływy z górnictwa. Rząd uskarża się na „niesprawiedliwy” – czytaj, zbyt niski udział we wpływach z tej branży. Szykowane jest więc rozporządzenie mające uregulować tę kwestię, na co cała branża oczekuje z niepokojem. Nic dziwnego, bowiem jeśli w „dojeniu” górnictwa rząd zapędzi się tak jak w przypadku oszczędzania, to przyszłość tego działu przemysłu może się czarno rysować. Filipińska Izba Górnictwa (CMP) obawia się objęcia ochroną większej ilości terenów, co poskutkuje wyższymi daninami na rzecz państwa, ponieważ uzyskanie koncesji na wydobycie surowców na terenach chronionych będzie ich drożej kosztować. A nie są to bezpodstawne obawy, bowiem rząd rozważa podniesienie opłat koncesyjnych w ogóle. Ich wysokość może wynieść nawet 50% zysków firm.
Ciekawym – przynajmniej dla niektórych ekonomistów – pomysłem na rozruszanie gospodarki jest projekt, którego celem jest zakładanie spółek między firmami prywatnymi a przedsiębiorstwami państwowymi. Brak jednak chętnych ze strony prywatnych przedsiębiorców. Nic w tym oczywiście dziwnego, bowiem w ten sposób państwo pozbawiłoby je niezależności. Byłaby to swego rodzaju kryptonacjonalizacja. Najwyraźniej państwo również ma poczucie „niesprawiedliwego” udziału w zyskach tychże przedsiębiorstw.
Pozytywnym akcentem ze strony rządu jest niechęć do podnoszenia podatków. Inaczej niż na naszym europejskim podwórku, gdzie jest to główny sposób na ratowanie budżetu. Filipiński deficyt budżetowy jest za to zasilany m.in. pieniędzmi pozyskanymi na światowych rynkach obligacji.
Czy jednak rzeczywiście podstawowym problemem tego państwa są zbyt niskie wydatki? Wydaje się, że problemem jest przede wszystkim ogromna skala korupcji, politycznie zależny wymiar sprawiedliwości, i to co najbardziej odstrasza inwestorów, czyli biurokratyczne bariery dla przedsiębiorców, sprawiające, że według Indeksu Wolności Gospodarczej, Filipiny są dopiero na 107 miejscu na 179 państw uwzględnianych w rankingu (dane za www.heritage.org). Przynajmniej jednej bariery już nie ma – wysokich podatków. A niskie wydatki? Tylko pozazdrościć…
I.Sz.
Za: pch24.pl
Nie ma czegos takiego jak deficyt budzetowy. To zwykla propaganda. Ktos, kto sie zna na gospodarce wie, ze to niemozliwe. Haslo typu oszczedzanie zwiazane jest z realizacja polityki Maltusa. Liga Oszustow wziela sie za kraje typu Indie, Brazylia cz Filipiny, bo przeciez to prawdziwy horror, gdyby 800 mln Indyjczykow zechcialo miec samochod czy dom. Strategia „Malutsuow” to powrot do sredniowiecza w poziomie zycia. Juz teraz cala masa Europejczykow ma auto, placi horendalne podatki i ubezpiecznia a nie ma na benzyne. Haslo ratujmy budzet to jeden z pomyslow LO na zubazanie spoleczenstw. Jak widac skuteczny bo wszyscy siedza cicho i placa.
Jaki ty ciemny jesteś. Trollu, nie żadnych Indyjczyków, tylko Hindusów. Szkoła podstawowa się kłania. I nie pouczaj już więcej innych wypisując te głupoty o lidze oszustów itp. pierdoły.
„1. Hindus (pisane z wielkiej litery) to mieszkaniec Indii,inaczej: Indus lub Indyjczyk (ta ostatnia nazwa jest promowana przez polskie środowiska orientalistyczne). Odpowiednie formy żeńskie to: Hinduska, Induska i Indyjka” …. to tak na marginesie buraku – agencie za pare srebrnikow.
Szkoła podstawowa się kłania, buraku. I nie pieprz tu o jakiś środowiskach orientalistycznych. One razem z tobą mogą sobie promować różne bzdury, ale w języku polskim jest Hindus a nie jacyś „Indyjczycy”.
Ty sam jesteś jak jakiś indyjczyk. Agencie i trollu sieciowy.
Kazda prawda ma swoje agenturalne scierwo Mosku.
A jednak cie boli PRAWDA. I bardzo dobrze, pierdzielu. Nie truj tu swoich „mądrości”.
Comments are closed.