Alexandre Kojève, interpretując „Fenomenologię ducha” Hegla, zwrócił uwagę, że istotą rewolucyjnego myślenia, jego ukoronowaniem, jest negacja Boga. Istotą rewolucji jest zrozumienie, że Bóg to byt urojony, a wyemancypowany od Jego władzy człowiek jest istotą wolną, która może odrzucić świat zastany.
Bóg bowiem – jakkolwiek jest bytem urojonym – stanowi głowę hierarchii społecznej i politycznej, jest królem królów i panem panów. Bez Niego świat tradycyjny traci swoją przyczynę i legitymizację. Jakkolwiek nie zgadzam się z heglowsko-rewolucyjną hipotezą, że Boga nie ma i czcząc Go „człowiek czci samego siebie”, czyli własne wyobrażenie ludzkiej hierarchii, to trudno zaprzeczyć ważkości socjologicznego aspektu tego stwierdzenia.
Przypomniała mi się ta interpretacja Kojève’a, ponieważ dostrzegam, z dużym niepokojem, pewną „wymienność elektoratów” między środowiskiem Nowej Prawicy a Ruchu Palikota. Niestety, ale sporo znanych mi sympatyków i czytelników Janusza Korwin-Mikkego – widząc, że jego lista nie została zarejestrowana we wszystkich okręgach – oddała głos na Palikota. Uważali bowiem, że jest to podobna partia antysystemowa, antysocjalistyczna, liberalna i wolnorynkowa, różniąca się tylko kwestiami światopoglądowymi, które osoby te uznały za mało istotne. Jeśli wraz z prawami dla homosiów i antyklerykalną histerią, w ramach ogólnej liberalizacji, Palikot obniży VAT i dokona deregulacji gospodarki, to należy go poprzeć. I tak kilka znanych mi osób trafiło do przeciwnego mi obozu politycznego. To ludzie, którzy nie rozumieli roli religii dla myśli konserwatywno-liberalnej, traktując ją – niczym Karol Marks – jako „nadbudowę” nad ekonomiczną „bazą”. Można przecież być ekonomicznym liberałem i antyklerykałem równocześnie.
Niestety, nie można. Czy mówiąc konkretnie: można być przez chwilę, przez jedno pokolenie. Nie istnieje coś takiego jak „drugie pokolenie” bezreligijnych liberałów. Negacja Boga jest czymś więcej niż tylko osobistym problemem teologicznym i kwestią prywatnego bezsensu istnienia. Tak, świat bez Boga i życie bez Boga nie mają najmniejszego sensu. Niczym „abrakadabra” znikają wszystkie prawa i zasady konstytuujące cele i sens naszego istnienia. Gdybym był ateistą nie pisałbym książek, nie trwoniłbym czasu na moją pracę naukową i karierę akademicką. Jeżeli Boga nie ma, to jedynym sensem ludzkiego życia jest – powtórzę za Fryderykiem Nietzsche – „samo życie”. Ale rozumiem to stwierdzenie w znaczeniu hedonistycznym. W świecie bez Boga jedyny sens mają hulanki i życie od imprezy do imprezy. Jeśli śmierć jest końcem wszystkiego i nie będziemy osądzeni za nasz ziemski czas, to po co zrobić cokolwiek dobrego i pożytecznego?
Nie wiem czy Bóg istnieje. Oto sens wiary. Gdybym wiedział, że istnieje, to bym nie musiał już wierzyć. Tego zazdroszczę św. Pawłowi. Po wydarzeniu w drodze do Damaszku on już nie wierzył – on już wiedział, bowiem widział i słyszał na własne oczy i na własne uszy tak mocno, że aż oślepł. Trudno więc o nim powiedzieć, że był wierzący w potocznym rozumieniu tego słowa. Szaweł nie tyle uwierzył, co zobaczył – i stał się Pawłem. Przeciętny człowiek tego nie dostępuje, zresztą – jak uczy Litera biblijna – spotkanie z Bogiem „twarzą w twarz” zwykle kończy się śmiercią. Dlatego Mojżesz zakrywał oczy, aby nie zobaczyć Boga. Przeciętny śmiertelnik nigdy nie dostanie dowodu i nie doświadczy tego głosu i światła z drogi do Damaszku. Dlatego musi wierzyć, przyjmując wiarą to, co św. Paweł wiedział.
Może też nie uwierzyć, ale wtedy traci jedyne stabilne źródło uporządkowania świata i jego sensu. „Bądź piękny, oto moralność cała” pisał Ernst Renan, który zagubił Boga. Oto istota problemu. Bez Zasady Porządkującej nasza rzeczywistość nie ma sensu. Zrozumiała to znakomicie teologia jezuicka XVI wieku: świat jest uporządkowany, hierarchiczny, skrajnie racjonalny i zrozumiały pod jednym warunkiem, a mianowicie takim, że Objawienie opisane w Piśmie Świętym jest prawdziwe. Ten element musi zostać przyjęty na wiarę, ale dzięki temu świat doczesny staje się zrozumiały i uporządkowany, racjonalny. Jego istotą jest celowość, porządek, hierarchia. U jezuickich teologów – Roberta Bellarmina i Francisco Suareza – pojawia się dokładnie ta sama myśl co, u wspomnianego na początku, Alexandre Kojève’a. Tyle tylko, że gdy tamci filozofowie myśl tę afirmowali, to on traktował ją jako początek negacji Boga, a tym samym negacji tradycyjnego porządku. Bellarmin, Suarez, Hegel i Kojève doskonale rozumieli, że świat bez swojego Stwórcy nie posiada sensu. I gdy dwaj pierwsi widzieli w tej myśli początek totalnej destrukcji rzeczywistości, to ci dwaj ostatni – początek „totalnej emancypacji”. Ale to wyzwolenie nie udało się. Homo homini deus zakończyło się w gułagach leninowskiej rewolucji i stalinowskiego anty-porządku.
Nie istnieje coś takiego jak „prawica laicka”. Mogą istnieć pojedyncze osoby o prawicowych poglądach, które prywatnie nie wierzą w Boga, ale pod warunkiem, że – świadomie czy nieświadomie – uznają konieczny charakter porządku tak jak gdyby stworzył go Bóg. To przypadek Charlesa Maurrasa i Leo Straussa, którzy tenże porządek określali mianem prawa czy ładu natury. Wymaga to dużego wysiłku intelektualnego, do czego ogół nie jest zdolny. Lud bez Boga umie tylko domagać się „chleba i igrzysk”, żądać socjalizmu, równości i walki z „obszarnikami i burżuazją”. Demokracja nowoczesna to nic innego jak połączenie zasady suwerenności ludu z ateizmem. Jeśli ktoś wierzy, że połączy bezbożność ze świętym prawem własności prywatnej, to jest w błędzie. Jeśli publicznie odrzucamy Boga, to odrzucamy i wszelkie „święte” zasady porządku społecznego. Własność, hierarchia i porządek bez Stwórcy tracą charakter zasad uniwersalnych, stając się tylko pomysłami ludzkimi. Jeśli człowiek ustanowił własność, to może zmienić jej rozdzielenie lub znieść jako taką. Nie istnieją bezbożni liberałowie w drugim pokoleniu. Ich dzieci to socjaliści.
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas! i na portalu konserwatyzm.pl. Publikujemy go za zgodą Autora.
Uwielbiam jak ktoś mi coś imputuje. Zwłaszcza na odległość. Nie wiem czy p. Wielomski doczeka dorosłości dzieci ludzi, o których pisze. Pewnie nie, więc tym łatwiej przychodzi mu wypisywać takie bzdury.
Mógłbym się zniżyć do jego poziomu i zarzucić mu zwyczajną słabość skoro musi sobie uzupełniać wizję świata jakimś pustynnym semickim konstruktem. Prawda jest jednak jeszcze bardziej prozaiczna i dyskwalifikuje p. Wielomskiego jako poważnego rozmówcę. Mam na myśli pojęcie implikacji logicznej. Niech sobie p. Wielomski weźmie dowolne tablice matematyczne, sprawdzi to hasło i wypcha się swoim uzurpowaniem poglądów oraz ich źródeł. Nawet jeśli jego wiara to prawda, to nie ma on najmniejszych podstaw do takich głodnych kawałków jak ten powyżej.
Laiccy klasyczni liberałowie w ciągu 70 lat przekształcili się w lewackich socjaliberałów porównajcie idee klasycznego liberalizmu z działaniem parti liberalnej u władzy przed wojną w Angli.
[…] z Panem Profesorem Wielomskim miałem podjąć za jakiś czas, ale uznałem (niebagatelne znaczenie miał to doping naszego […]
Comments are closed.