W ostatnich dniach pojawił się krótki tekst p. Tomasza Brzeziny, zakończony małą ankietą. Autor pyta się w ankiecie o kierunek, w jakim powinna iść UPR. Fajna sprawa, jednak wydaje mi się, że nie do końca sprecyzowano przedmiot decyzji – ciągle bowiem chodzi o to, kto będzie miał pieczątkę Prezesa i jakiej organizacji będzie szefował. Czyli – co ma stać w kwitach, a niekoniecznie już w rzeczywistości.
W wielkim skrócie do zrobienia czegokolwiek potrzebne są dwie rzeczy – marka i organizacja. Obie są ze sobą mocno powiązane.
Marka to wbrew temu co się niektórym wydaje nie tylko „rozpoznawalność wśród wyborców”. Dziesięć lat temu to nie „Platforma Obywatelska” byłą rozpoznawalna, a „Unia Wolności”. Mimo to ktoś wyczuł moment na odejście, przewidując, że marka UW wkrótce zniknie – i odniósł sukces.
Marka jest to panujące przekonanie, że dany podmiot jest zdolny do wypełnienia pokładanych w nim oczekiwań. Jeżeli tego nie ma, kończy się na „oni i tak nie mają szans”, albo na dyskretnym poklepaniu po plecach. Przy czym arcyważna jest gradacja tych oczekiwań. Panuje przekonanie, że najważniejsze jest „zaufanie wyborców”. I jest to nieprawda – przeciętny wyborca i tak zagłosuje jak mu każe TV, a na polityce się nie zna. Wyborca to finalny konsument, do którego wiedzie długa droga pośredników. Ostatnim pośrednikiem są media. A media mówią to, co mówią na salonach, aulach akademickich, co krzyczy manifestacja, czasem nawet to, co rozgrzewa internet. TO są właśnie główne grupy docelowe – krajowe i lokalne strefy elit.
Pisząc jednak „główne”, nie mam na myśli „bezpośrednie”. Na chwile obecną nikt z działaczy, profesorów czy organizacji się do UPR/JKM nie przyznaje. Powód jest prozaiczny – środowisko wolnościowe rozumiane jako UPR/JKM utraciło zdolność negocjacyjną. Dla przykładu, na polskim rynku jest 7 partii, z którymi wstępnie istnieje programowa szansa porozumienia: PO, PiS, PJN, PSL, Ruch Palikota, PR i LPR. Z punktu widzenia praktycznego jedynie z równie mocno rozbitym LPR-em można prowadzić rozmowy rokujące sukcesem. Cała reszta albo ich nawet nie podejmie, albo całkowicie narzuci swoje warunki, „a jak nie pasuje – to wypad”.* A żeby taką zdolność bycia pełnoprawnym podmiotem nabyć, trzeba coś stworzyć z niczego, czyli zająć się organizacją i skierować ofertę do pierwszego pośrednika – działaczy.
Organizacja to wszystkie formalne strony polityki, będące podstawą do budowania marki. Chodzi więc przede wszystkim o program, ludzi, ich zdolności i umiejętności, struktury, środki finansowe, metody działania itp. Dopiero po zapewnieniu tych składników w stopniu minimalnym można myśleć o budowie marki na kolejnych etapach. A więc, zaczynamy!
Zakładamy, że mamy na początku ok. 20 działaczy, i trochę drobnych, które nie wystarczą nawet na jeden bilbord. Biorąc pod uwagę brak doświadczenia i amatorskie podejście do wielu potrzebnych w polityce działań – bród, smród i ubóstwo. W pierwszej kolejności należy wiec pozyskać kilkadziesiąt osób. Da to podstawową kadrę do działania, oraz elementarne środki finansowe (ze składek). Tu możliwość działania jest tylko jedna – internet. 20 aktywnych na portalach i forach osób zaowocuje już po kilku miesiącach dołączeniem kolejnych dusz. Należy pamiętać – nie jest celem pozyskanie jakiegoś tam „wyborcy”, a wolnych elektronów, którzy by chcieli działać, ale nie mają jak.
Tu pierwsza z uwag technicznych, „Organizować się w internecie” nie oznacza „zaspamować wykop i narobić szopy”. Nie chodzi o to, aby ludziom coś wcisnąć, a żeby ich zachęcić do zainteresowania się czymś. Z jajem, merytorycznie, taktownie i PROFESJONALNIE. Więcej v-blogów, dyskusji na forach, trudnych pytań, mniej zaś spamu, wyzwisk i nabijania sond.
W każdym jednak razie, mamy po kilku miesiącach kilkadziesiąt osób, płacących po kilkadziesiąt złotych do wspólnej kasy. Tu zaczynają się schody, ale i szersze perspektywy działania. Te kilkadziesiąt osób jest gronem wystarczającym do przejścia do realnego świata. Nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że będą to osoby z dużych miast i raczej młode. Dokonujemy więc podziału grupy na rejony i przechodzimy do działania. Po pierwsze, trzeba przejrzeć kadrę i dokonać wstępnego podziału zadań. Kto dużo myśli i mu to wychodzi – niech myśli. Kto się zna na php – niech siada do pisania stron. Kto ładnie wygląda i ma gadane – niech idzie do ludzi. A kto się nie nadaje do niczego innego – do robienia tłumu, do prowadzenia Facebooka czy do noszenia teczek. Na tym etapie będą potrzebni na pewno: webmaster, grafik, ktoś kto umie obrobić film, ktoś kto ma cierpliwość wypełniać papiery i ktoś, kto zna się na prawie w przynajmniej przeciętnym stopniu. W każdym oddziale musi być przynajmniej jedna kumata i wygadana osoba do reprezentacji, ktoś kto umie nakręcić film i ktoś kto pokieruje oddziałem w internecie. Cel jest prosty – działanie oddolne.
Techniczna uwaga numer dwa – tu pojawia się konieczność stworzenia konkretnego programu. Banały o likwidacji ZUSu można wciskać na forum. Ludź w gminie chce wiedzieć które mosty i kiedy będą zbudowane, i w jaki sposób można to osiągnąć. To dobry zwyczaj, który należy wprowadzić po latach obietnic bez pokrycia, także ze strony tzw wolnościowców.
Myślę, że plan przedstawiłem jasno. Śmiem twierdzić, że na rok 2015 taka strategia pozwoli zbudować ruch liczący kilkuset płacących składki członków, posiadający kilkunastu lub kilkudziesięciu radnych oraz środki finansowe pozwalające myśleć o skromnej kampanii wyborczej. Co jednak najważniejsze, po raz pierwszy od kilkunastu lat koliberalizm (a konkretnie jego polityczne skrzydło) uzyska markę. Nie będzie już wstyd się przyznać do „marginesu”, bo zamiast politycznego outsidera będzie dynamicznie rozwijające się ugrupowanie. Doprawdy, ma kolosalne znaczenie, czy 2% posiada ruch dwudziestoletni, czy trzyletni. W przypadku tego pierwszego będzie to statystyczny margines, w przypadku drugim – młody wilk polityki.
Podsumowując, zwracam uwagę, że nie wymieniłem ani jednego nazwiska czy ani jednej nazwy. Jest to po prostu nieistotne na chwile obecną. Wybory są w 2015, przez co najmniej 3-4 lata można działać bez konkretnej nazwy. PJN oderwało się rok przed wyborami, a wielu wróży im sukces. Bo nie jest ważne 20 lat kojarzenia nazwy, ważne jest postawienie krzyżyka na kartce.
A tak, lider. Akurat ten to jest jeszcze bardziej zbędny i nikomu niepotrzebny. Ważniejsza jest zgrana ekipa, która będzie się wzajemnie uzupełniać. Po prostu nie ma nieomylnych, a grupa może redukować błędy. Lider mający pełnię władzy szybko wpada w samozachwyt i przekonanie o własnej nieomylności, po czym wpieprza się w sprawy, o których nie ma bladego pojęcia.
A zresztą, szkoda pisać. Nas, wolnościowców życie już chyba wystarczająco nauczyło, co oznacza „nieomylny” wódz, i jego równie „nieomylna” gwardia.
*Broń Boże nie chcę żadnych koalicji – pisze, co by było gdyby wolnościowcy (jak ich tam zwał) chcieli takową zawrzeć.
Rafał Urbanowicz
Z jedną uwagą.
Gdyby to był genialny plan, stosowaliby go wszyscy. Jeśli go stosują, to mamy szanse takie jak zwykle i po jego wzdrożeniu.
Nie ma nas na uczelniach – a CAS i Instytut Misesa? Tylko co z tego, skoro o dyskursie decyduje siła wyższa? Bo niby czemu nagle nawrócony Rybiński jest w mediach częściej niż konsekwentny Sadowski?
„Gdyby to był genialny plan, stosowaliby go wszyscy. Jeśli go stosują, to mamy szanse takie jak zwykle i po jego wzdrożeniu. ”
To są po prostu standardy – i tak, stosowali go wszyscy którzy nawet nie odnieśli sukcesu, ale nie zrobili z siebie durniów.
Jeżeli np istnieje statut, który pozwala na taki burdel jak jest teraz w UPRze to tych standartów po prostu nie ma. Albo idź se na Nowy Świat i obejrzyj ściany – tak trudno stanąć komuś z wiadrem farby i pomalować siedzibę?
Nie można zwalać wszystkiego na „siły wyższe” i „razwiedki”. To wygodne usprawiedliwienie, ale było w polskim Sejmie paru ludzi i nawet parę partii, które nic z żadna agenturą nie miały wspólnego. Ale oni stosowali to co ja wypisałem powyżej – proszę np rzucić uwagę jak działała LPR czy Młodzież Wszechpolska – co by o nich nie mówić, organizacja była doskonała.
no nie mówię, że za burdel z partiami to JKM powinien beknąć. Aczkolwiek doprawdy z tymi standardami jest tak, że wszyscy się do nich stosują, a potem wyskakują tacy Zieloni do mainstreamu bo inni stosowali standardy i nie zauważyli, że „działka standardów” jest już dawno zajęta. Panie Rafale, jeśli nie wystarczy Panu już partyzantka, to proszę zebrać określoną sumę na jakieś 10.000 pakietów typu CD+ulotka i rozdawać to na mieście.
„Aczkolwiek doprawdy z tymi standardami jest tak, że wszyscy się do nich stosują, a potem wyskakują tacy Zieloni do mainstreamu bo inni stosowali standardy i nie zauważyli, że “działka standardów” jest już dawno zajęta.”
Zajęta jest działka ugrzecznionych chłoptasiów dla hołoty, ubranych w ładne krawaciki. Ale alternatywą dla nich nie są ludzie którzy nie umieją sklepać poprawnie zdania, lub miotający wyzwiska. Nam trzeba ludzi z jajami, z poczuciem humoru, nietuzinkowych, ale to nie oznacza olewania zasad komunikacji z ludźmi. Nam jest potrzebne coś typu Turbodymomen – sam nie wiem co on tam reklamuje, ale gościa zapamiętał każdy i szybko trafi na stronkę, na którą chcą konsumenta sprowadzić twórcy TRurbodymomena.
„Panie Rafale, jeśli nie wystarczy Panu już partyzantka, to proszę zebrać określoną sumę na jakieś 10.000 pakietów typu CD+ulotka i rozdawać to na mieście.”
Na takie coś to to nie – bo to każdy machnie do kosza (czytasz ulotki które dostajesz?), ale powiedzmy 1000 ładnych breloczków albo kubków to już by było cuś, bo trzeba być naprawdę zapiekłym lewakiem, żeby wywalić darmowy kubek, nawet od kolibrów 🙂
Nb sam mam zapalniczkę z logiem PSLu, fajna 🙂
Comments are closed.