Pryska nadzieja na zahamowanie załamania gospodarek narodowych Ameryki i Europy. Jesienny zawał światowego systemu bankowego w 2008 r. nadal pozbawia gospodarkę pieniądza. Akcja kredytowa pozostaje zamrożona. Spada produkcja i rośnie bezrobocie.
Zachodni politycy i bankierzy zdają sobie sprawę, że kryzys nie ma charakteru koniunkturalnego. Ma charakter systemowy wynikający z rozdętej spekulacji przy wykorzystaniu olbrzymiego lewarowania – gry na cudzy koszt za pożyczone środki. Stąd z ust zachodnich notabli mamy okazję usłyszeć, że bez stabilizacji systemu bankowego nie ma nawet możliwości marzenia o zmianie trendu i wzroście gospodarczym.
Recepta Ameryki i Europy na rewitalizację systemu bankowego jest banalna. Prosta jak drut. Za straty bankierów spekulantów mamy zapłacić my podatnicy i następne pokolenia. Oprócz kijka daje się nam również marchewkę. Bardzo mądrzy ludzie będą w przyszłości pilnować, aby bankierzy nie przesadzali za spekulacją. Współautorem zaostrzenia kontroli w jaskini bankowego hazardu jest nie kto inny jak sam Leszek Balcerowicz – członek ośmioosobowej grupy Larosiera, która wyprodukowała raport dla Komisji Europejskiej. Mędrcy nie wpadli jeszcze na to, a dlaczego w bankach depozytowo-kredytowych, gdzie przechowujemy nasze oszczędności w ogóle ma odbywać się spekulacja. Nie mieści się im w głowie, aby było inaczej jak np. w USA w latach 1929-1999.
Ameryka i Europa liczą jeszcze, że miliardy, a właściwie już biliony dolarów (euro) ożywią banki. Tyle, że nic nie wskazuje na to, aby oprócz zachowania dobrego samopoczucia spekulantów i polityków, cokolwiek to dało. Jak brak zaufania między bankami występował, tak występuje. Jak banki odmawiały kredytów nawet długoletnim sprawdzonym klientom, tak odmawiają. Jesteśmy świadkami, że z banków zaczynają wychodzić zombi. Będą nas ścigać, aby wydrzeć jeszcze więcej środków na przeżarcie, żebyśmy jeszcze bardziej się zadłużyli, aby ci biedni pokrzywdzeni przez zły los spekulanci zachowali swe stanowiska. Rozpoczyna się noc żywych trupów. Wśród niektórych banków centralnych wiedza o pozawałowych konwulsjach już przebiła się do świadomości. Efektem jest np. desperacka decyzja Banku Anglii, aby samemu wyemitować pieniądz, skoro nie robią tego banki komercyjne. Czyżby w Wielkiej Brytania zdano już sobie sprawę z beznadziejności ratowania niewypłacalnych banków? Czyżby zaczęto myśleć o rozwiązaniach alternatywnych?
Zasadniczo, przy tak ponurych perspektywach w bankach, moglibyśmy pominąć następny pomysł bankierów i polityków. Otóż, gdy serce banków zaczęłoby regularnie bić, to popytowe pakiety rządów miałyby pobudzić wyczerpane gospodarki narodowe. Skala postępującej degradacji gospodarek narodowych jest jednak tak duża, że dostępne rządom keynesowskie bodźce popytowe mogą być za małe (i to abstrachując, czy nakręciłyby produkcję, czy ceny). Stąd politycy wstali ze swych fotelików i rozejrzeli się po świecie. I dostrzegli Chiny. Chiny dotknięte spadkiem eksportu zmieniły swoją strategię gospodarczą i promują konsumpcję wewnętrzną. Stwarza to szansę, że wzrośnie chiński import, co będzie dodatkowym bodźcem dla Ameryki i Europy. Oczekiwania, co do tego są tak olbrzymie, że sama zapowiedź wystąpienia premiera Chin Wien Jiabao który miał zgodnie ze światowymi życzeniami, ogłosić zwielokrotnienie pakietów prokonsumpcyjnych, wywołała w Ameryce euforię.
Euforia trwała jeden dzień. Chiny prowadzą politykę chińską, a nie amerykańską lub europejską. Robią swoje. Władze Chin uznały, że dotychczasowe środki są dobre, dają pierwsze efekty i nie ma potrzeby dodatkowych stymulacji. Plan osiągnięcia wzrostu (podkreślamy wzrostu) PKB o 8 % jest zdaniem Chińczyków nie zagrożony. Zawistni ekonomiści zachodni już snują prognozy, że to się nie uda, że co najwyżej Chiny osiągną +5 %, że z tego powodu wybuchną zamieszki. No jeżeli przy chińskim wzroście +5 % mają wybuchnąć zamieszki, to co się będzie działo z klasą próżniaczą w Ameryce i Europie przy np. -5 % upadku?
Tomasz Urbaś
www.urbas.blog.onet.pl