Paryż 2024
Paryż 2024 (foto. twitter)

„Imagine” to coś znacznie gorszego niż „wizja komunizmu”. Jest tak dlatego, gdyż komunizm kojarzy się większości z marksizmem-leninizmem oraz jego faktycznymi wdrożeniami, czyli „jedynie” z gospodarką permanentnych niedoborów połączoną z regularnymi politycznymi represjami.

Tymczasem „marksizm-lennonizm” przedstawiony w „Imagine” to wizja człowieka kompletnie upodlonego nie tylko w wymiarze gospodarczym i politycznym, ale również w wymiarze tożsamościowym, duchowym i ogólno-egzystencjalnym: jest to opis zbiorowiska ludzkich karykatur pogrążonych na wieczność w otępiałym, samozadowolonym nihilizmie. Innymi słowy, jest to wizja najbliższa temu, co można nazwać „piekłem na ziemi”.

Nic dziwnego zatem, że jest to dyżurny hymn tych wszystkich, którzy marzą o stworzeniu podobnego piekła. I choć jest to plan jeszcze bardziej niewykonalny w swym wielopiętrowym logicznym absurdzie, niż plan budowy „klasycznego” komunizmu, wszystkich jego domorosłych wdrożycieli należy tym szybciej pozbawić wszelkiej siły sprawczej, aby uniemożliwić im dzieło zniszczenia znacznie bardziej gruntowne niż to, jakiego dokonali ich ideowi protoplaści. Nie tylko wyobraźmy sobie więc, że widmo marksizmu-lennonizmu nie krąży nad światem, ale zadbajmy o to, żeby je ze świata jak najprędzej raz na zawsze wyegzorcyzmować.

* * *

Im częstsze i bardziej ostentacyjne będą zjawiska takie jak wiadome nawiązanie do „Ostatniej Wieczerzy”, tym szybciej szerokie rzesze ludzkie nie tylko uodpornią się na propagandę „różnorodności, inkluzywności, tolerancji i niedyskryminacji”, ale też tym bardziej ochoczo odpowiedzą na nią czymś diametralnie przeciwnym. I pewnie taki jest właśnie cel tej odgórnie stręczonej i globalnie skoordynowanej operacji: wywołać jak najbardziej destrukcyjny i wszechogarniający chaos w światowej skali poprzez całkowite ośmieszenie i wynaturzenie wszystkich cywilizacyjnych bezpieczników, które powstrzymują jego eksplozję.

Grunt zatem, żeby wtedy, gdy ów chaos wybuchnie już z pełną mocą, w żadnej mierze nie dać się omamić żadnemu pseudomesjańskiemu panaceum, które może być już przygotowane i oczekiwać ze swym „objawieniem” na apogeum społecznej dysfunkcjonalności. Wtedy i tylko wtedy uniknie się bowiem wpływu zarówno jawnej trucizny, jak i pozornego lekarstwa będącego w rzeczywistości jej finalną, nieodwracalnie śmiertelną dawką. Tym samym przejdzie się kluczową próbę, która wymaga nie genialnej inteligencji czy erudycyjnej wiedzy, tylko konsekwentnej trzeźwości umysłu i sumienia – a więc tego, na co stać każdego człowieka dobrej woli i roztropnego ducha.

Jakub Bożydar Wiśniewski