Gospodarka to zbyt poważna sprawa, żeby pozostawić ją politykom. Podobnie jak wojna to zbyt poważna sprawa, żeby pozostawić ją generałom. Oczywiście pożądanym by było, żeby polityka gospodarcza ustanawiana przez polityków (do wyboru: rząd, parlament, kierownictwo lub lider partii rządzącej) była możliwie przejrzysta i przyjazna wobec tych, którzy wytwarzają bogactwo narodowe, tj. przedsiębiorców – szczególnie sektor MSP. Żeby pracobiorcom pozostawiała możliwie dużą część ciężko zarobionych przez nich pieniędzy i wreszcie, żeby pozwalała wykorzystać nasze naturalne i wypracowane atuty w międzynarodowej walce konkurencyjnej (położenie geograficzne, przedsiębiorczość, pracowitość, surowce naturalne itp.).
Ale taka polityka i wynikające z niej regulacje prawne (prawo gospodarcze, cywilne, podatkowe itp.) jest niestety możliwa dopiero wtedy, kiedy wszystkie inne zawiodą i rządzący wyrżną łepetyną w ścianę. Tak było w 1989r., kiedy to dyktator PRL kilka lat po tym jak widowiskowo wygrał wojnę domową (stan wojenny 1981 – 1983 ), musiał dokonać zwrotu o 180⁰ i uchwalić ustawę min. Mieczysława Wilczka – co było rzeczywistą zmianą ustroju. Podobnie postąpił tow. Władimir Iljicz Uljanow – ksywa Lenin wprowadzając w latach 1921 – 1928 NEP (Nowaja Ekonomiczeskaja Politika), ratując narody CCCP przed powszechną klęską głodu. Obecnie sytuacja w kraju nie jest tak dramatyczna jak w Sowietach w latach 20. ubiegłego wieku, ale wielkimi krokami zmierza w kierunku tej z końca lat 70. w PRLu. Analogię stanowi tempo i poziom zadłużania państwa oraz rozkład (demoralizacja) niemalże wszystkich instytucji państwowych z wojskiem i służbami specjalnymi włączenie. Różnicę stanowi natomiast to, że po dekadzie Gierka pozostało ponad pięćset nowych fabryk, wiele techników i uczelni technicznych, większość obecnego systemu energetycznego państwa oraz sprzedawany obecnie za bezdurne Lotos (poprzednio Rafineria Gdańska) i wreszcie to, że kadra zarządzająca tamtymi przedsiębiorstwami państwowymi (słynni dyrektorzy) – przy wszystkich głupstwach i ograniczeniach ówczesnego systemu – stanowiła najbardziej wartościową część szeroko rozumianego państwowego aparatu władzy (tak nazywano ludzi zajmujących kierownicze stanowiska).
A dzisiaj? Mamy dwustumetrowy przekop przez wydmę, stanowiący drogę wodną dla kajaków i żaglówek z Tolkmicka i Fromborka oraz kilku barek miesięcznie wypływających z Elbląga. Co możemy powiedzieć o prezesach i członkach zarządów spółek skarbu państwa? Poza nielicznymi wyjątkami, podobnie jak za Gierka, stanowią oni nomenklaturę partyjną i znów poza nielicznymi wyjątkami zasiadają za zbyt „dużymi biurkami”, jak na ich wiedzę, wykształcenie, kwalifikacje i doświadczenia zawodowe. Tyle tylko, że w tamtych „mrocznych” czasach zachęcano zdolnych i kompetentnych inżynierów i ekonomistów, żeby wstępowali do partii (PZPR, ZSL, SD) i w ten sposób spełniali wymagane kryterium formalne. Obecnie – poza nielicznymi wyjątkami – miernoty, karierowicze i wydrwigrosze zgłaszają swój akces do partii rządzącej po to, żeby objąć intratne finansowo posady. Proceder ten jest jeszcze jedną kopią – przechodzącą w groteskę – przedwojennych rządów Sanacji (1926 – 1939), kiedy to „brać legionowa”, której na zjeździe w 1938 roku było kilka razy więcej niż przewinęło się przez legiony polskie w latach 1914 – 1918 wszystkich żołnierzy, obejmowała większość stanowisk kierowniczych w przedsiębiorstwach kontrolowanych przez państwo, a innych dużych przedsiębiorstw po prostu nie było. Raz jeszcze polecam książkę Sławomira Suchodolskiego pt.: „Jak sanacja budowała socjalizm”.
I co z tego wynika, zapyta ktoś? Ano to, że właśnie trwonimy dorobek ostatnich trzydziestu lat, wypracowany z ogromnym trudem i przy wielu wyrzeczeniach, i stajemy się – za sprawą naszych umiłowanych przywódców – zakładnikami, już nie tylko biurokracji unijnej (legendarne KPO), ale w coraz większym stopniu międzynarodowych spekulantów, pożyczających obecnie polskiemu rządowi pieniądze na dziewięć procent! Czy jest wyjście z tej sytuacji?
Ireneusz Jabłoński
Źródło: facebook Autora