W komentarzu do mojego tekstu pt. „70 lat temu Polska nie chciała zjednoczonej Europy” „Krzysiek” zarzucił mi, że utożsamiam obywateli z państwem. Wyraziłem to tymi słowami: „Jednak ówczesne polskie władze temu dyktatowi nie chciały się podporządkować. Rządząca wtedy Sanacja nie wyraziła zgody na budowę przez terytorium Polski autostrady do Prus Wschodnich. Tym razem Hitlerowi nie udało się podporządkować nas za pomocą dyplomacji.” W żadnym razie nie zamierzam utożsamiać obywatela z państwem. Bo czym w ogóle jest państwo? Jest to suwerenna organizacja polityczna społeczeństwa zamieszkującego terytorium o określonych granicach, której głównym składnikiem jest hierarchiczna władza publiczna, dysponująca aparatem przymusu wobec jednostek i grup społecznych nieprzestrzegających obowiązującego prawa oraz dążąca do monopolu w jego stosowaniu.
Wszystko może byłoby piękne, gdyby to prawo funkcjonowało dla dobra zwykłego człowieka. Jednak niemal każdego dnia przekonujemy się, że prawo broni co najwyżej aparat publiczny, a zwykli obywatele są traktowani niemalże jak bydło. Tak nawiasem mówiąc to nasi przywódcy, którzy zarządzają państwem polskim z pewnością do tego zwierzęcia nas porównują. Zupełnie inne zdanie na ten temat ma jeden z moich kolegów ze studiów. Rozmawiając z nim na tematy polityczne uznał on, że państwo to my. Stwierdził, iż w obecnych warunkach państwo musi dbać o tych, którzy są biedni i nie dadzą sobie rady w życiu. Myślę, że dla czytelników portalu „Prokapitalizm.pl” nie trzeba komentować wspomnianych poglądów mojego kolegi. Dla mnie rzeczą oczywistą jest to, że czym innym jest państwo polskie, a czym innym naród polski. Bo naród jest zbiorowością ludzi, wyróżniającą się wspólną świadomością narodową, poczuciem przynależności do wspólnoty. Ta wspólnota nie polega jednak na tym, byśmy wszyscy obowiązkowo musieli składać się na tych, którzy nie dadzą sobie rady w życiu.
Kwestią sporną pozostaje, jak daleko państwo ma ingerować w życie zwykłych obywateli? Bo chyba nie ma wątpliwości, że jakieś państwo duże, czy małe powinno istnieć. Państwo jest gwarantem stabilności. Trzeba zastanowić się nad tym, czym państwo ma się tak w ogóle zajmować. Może należy po prostu w żaden sposób nie „uszczęśliwiać” człowieka i pozwolić mu samemu decydować o swoim życiu. Może wystarczy tylko przestrzegać prawa, czyli przede wszystkim nie robić krzywdy drugiemu człowiekowi. Bo jeśli ktoś samemu sobie szkodzi, to już jest jego problem. Trzeba rzecz jasna radykalnie obniżyć podatki, sprywatyzować państwowe przedsiębiorstwa, by prywatny inwestor lepiej nimi zarządzał. Może nawet nie trzeba ustanawiać wspólnej policji. Przecież każdy, kto bałby się o swój dobytek, wynająłby prywatną firmę ochroniarską. A ten, kogo nie byłoby stać na własną ochronę, kupiłby sobie psa. Do dziś przecież wielu ludzi posiada u siebie zwierzę domowe, które dba o ich dobytek. Dlatego nikomu nie jest potrzebna policja. Jedyne, co mogłoby być i nas wszystkich bronić jest wojsko.
„Krzysiek” stwierdza, że między państwem a jego obywatelami jest antagonizm. Interesy tych podmiotów są sprzeczne. Ja oczywiście się z tym zgadzam. Tylko skoro taka jest sytuacja, to dlaczego 1 września 1939 roku niemal cały naród polski zdecydował się bronić przed napaścią III Rzeszy? Czy nasi dziadkowie 70 lat temu bronili swojej wolności przed totalitaryzmem, czy może bronili oni państwa polskiego? Niektórzy historycy i publicyści zastanawiają się nad tym, że rządząca wtedy Sanacja mogła ulec Hitlerowi. Wtedy może nie doszłoby do wojny, a cała Europa żyłaby w pokoju bez żadnych rzezi, obozów koncentracyjnych itd. Być może tak właśnie należało postąpić, ale trzeba też podkreślić, ze 70 lat temu zarówno Adolf Hitler, jak i Józef Stalin realizowali dokładnie ten sam plan, jaki dziś forsują przywódcy Unii Europejskiej, z tą różnicą, że dziś jednoczy się stary kontynent metodami dyplomatycznymi, a nie wojennymi.
Pisząc o tym, że Hitlerowi nie udało się podporządkować nas za pomocą dyplomacji i jedynym dla niego rozwiązaniem okazała się wojna, miałem na myśli, iż to państwo polskie nie uległo roszczeniom III Rzeszy. Nie oznacza to oczywiście, że słowo „nas” jest równoznaczne ze zwykłym obywatelem. Użyłem tutaj swojego skrótu i jeśli „Krzyśka” przechodzą dreszcze, czytając mój ostatni tekst, to bardzo go za to przepraszam. Następnym razem postaram się dokładniej wyjaśniać, co mam na myśli, by nie dochodziło do nieporozumień.
Dla mnie tak naprawdę nie jest istotne, czy państwo polskie będzie istnieć, czy też upadnie. Bo nie jest istotne, jakiej narodowości jest nasz władca. Istotne jest to, czy ten władca uważa mnie za wolnego człowieka, czy też za małe dziecko, które nie potrafi sobie poradzić w życiu. Polakami przecież wcale nie muszą rządzić Polacy. Mogą nami rządzić równie dobrze Niemcy, Rosjanie, Amerykanie. Najważniejsze jest to, by ten władca szanował prywatną własność, by sprawiedliwie wymierzał kary dla przestępców, a także by pozwolił nam na kultywowanie kultury, tradycji polskiej, ponieważ jesteśmy Polakami.
Mateusz Teska
Teraz wyraziłeś się jasno.
Odnośnie stwierdzenia, że „państwo jest gwarantem stabilności” przytoczę tutaj argument Murray Rothbarda ukazujący absurdalność takiej roli państwa.
„Spróbujmy
przez chwilę abstrahować od tego, że – odkąd pamięć ludzka sięga – państwo miało monopol na policję i
sądownictwo. Wyobraźmy sobie, że wszyscy zaczynamy od zera i że miliony takich jak my – już dojrzałych,
ukształtowanych – zrzucono z jakiejś planety na Ziemię. Rozpoczyna się dyskusja o tym, jak zapewnić
bezpieczeństwo (policję i usługi sądownicze). Ktoś proponuje: „Niech wszyscy oddadzą całą broń Joe’emu
Jonesowi i jego krewnym. I niech Jones i jego rodzina rozstrzygają wszelkie spory między nami. Dzięki temu
Jonesowie będą mogli nas chronić przed agresją i oszustwem ze strony innych. Gdy Jonesowie będą mieli
całkowitą władzę i zdolność rozstrzygania sporów, wszyscy będziemy nawzajem chronieni. Zapewnijmy też
Jonesom wynagrodzenie za ich usługi. Niech przy użyciu broni żądają tyle, ile zechcą”. W tej sytuacji nikt by
takiej propozycji nie potraktował poważnie. Byłoby bowiem bardziej niż oczywiste, że nikt z nas nie byłby
chroniony przed agresją czy kradzieżą ze strony samych Jonesów.”
’Może nawet nie trzeba ustanawiać wspólnej policji. Przecież każdy, kto bałby się o swój dobytek, wynająłby prywatną firmę ochroniarską’.
Rodzi się pytanie: kto stałby na straży prawa i porządku w miescach publicznych, „poza moim dobytkiem”? Też ochroniarze?
Comments are closed.