Wielokrotnie słyszałem od rozmaitych katolików, że Kościół nie popiera żadnego ustroju, bo każdy ma wady, czy to socjalizm czy kapitalizm. Tymczasem Kościół katolicki uznaje wyższość kapitalizmu!
Niedawna encyklika „Centesimus annus” potępiwszy socjalistyczne porządki określa kapitalizm jako ład sprawiedliwszy rozumiejąc przezeń „system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku własności prywatnej i wynikającej z niej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej” (nr 42). Poprzednio w „Sollicitudo rei socjalis”, Jan Paweł II napisał: „prawo do inicjatywy gospodarczej jest ważne nie tylko dla jednostki, ale także dla dobra wspólnego (…) negowanie tego prawa, jego ograniczanie w imię rzekomej >równości< wszystkich w społeczeństwie (…) niszczy przedsiębiorczość, czyli twórczą podmiotowość obywatela” (nr 15). A przedstawiając „Centesimus annus” postawił kropkę nad >i<: „Wolność ekonomiczna jest aspektem ludzkiej wolności (…) który nie może być odłączony od innych jej aspektów”. Wyższość kapitalizmu wynika nie tylko z samej praktyki, lecz przede wszystkim z jego sprawiedliwszych zasad! To, że wolna gospodarka skuteczniej zapewnia wzrost bogactw i pracę jest dodatkowym potwierdzeniem ich słuszności.
W połączeniu z nauczaniem katolickim na temat prawa naturalnego i przestrzegania zasad moralnych, świadczy to o zgodności orientacji konserwatywno-libaralnej z nauką społeczną Kościoła. Natomiast sprzeczne są z nią, zdaniem Jana Pawła II, socjalizm oraz kapitalizm państwowy i oligarchiczny (zmonopolizowany), bądź bez sprawiedliwego prawodawstwa (czyli taki jak w Polsce …) [Wypowiedział się tez Papież przeciw biurokracji państwowej.]
Dlaczego nie wszyscy o tym wiedzą? Główna przyczyną jest zapewne inwazja języka i myślenia socjalistycznego, która sprawia, że moralną naukę Kościoła przyswaja się przez filtr skojarzeń lewicowych i etatystycznych. Także katolickim politykom i dziennikarzom (no i księżom …) sprawiedliwość kojarzy się nie z obniżką podatków, lecz ich podwyżką na cele socjalne. Z zasiłkiem przydzielonym przez urzędnika państwowego albo z utrzymaniem przez państwo wysokiej ceny węgla, by trud górnika był należycie wynagrodzony (że za ogrzewanie zapłaci wtedy bezrobotny z Suwałk, o tym cisza). Znawca katolickiej nauki społecznej pisze, że bezrobocie jest skutkiem pogoni za zyskiem, gdy każdy wie, że to właśnie zyskowne przedsiębiorstwa rozwijając się zwiększają zatrudnienie.
I tacy chrześcijanie, i laiccy socjaliści wybiórczo i tendencyjnie czerpią z nauki Kościoła dla podbudowania swoich tez. [Np. nie cytują stwierdzenia Leona XIII z „Rerum Novarum”, że wysokie podatki są zamachem na prawo własności.] Cytują prawo do tworzenia związków zawodowych. Ale już przemilczają, że Kościół wcale nie przyznaje związkom prawa do sabotowania gospodarki na rzecz interesów partykularnych. Szczera odpowiedź S. Gompersa [twórca pierwszej amerykańskiej centrali związkowej] na pytanie, czego chcą amerykańscy związkowcy: „Więcej!”. Pismo Święte i teologia nazywają to chciwością. Pomocą dla sprostowania powyższego sposobu myślenia może być książka Ryszarda J. Neuhausa „Biznes i Ewangelia” opublikowana ostatnio przez dominikańskie wydawnictwo „W Drodze”. W Polsce tym cenniejszą, że stanowi w znacznej części komentarz do nauczania „naszego” papieża, zwłaszcza zaś właśnie do encykliki „Centesimus annus”. Pokazuje punkt po punkcie, że i dlaczego katolicyzm sprzyja kapitalizmowi opartemu na wolności człowieka i sprawiedliwych prawach – co cytowałem na wstępie. Przy okazji wyjaśniono różne nieporozumienia wokół roli i nauki Kościoła oraz papieża.
Bierze też autor pod uwagę wątpliwości, jakie się przy tym temacie pojawiają: jak się ma kapitalizm do chrześcijańskich nakazów opieki nad słabszymi? Jak daleko może iść interwencja władz publicznych – konieczna przecież gdy chodzi o ochronę dóbr zbiorowych (jak środowisko naturalne)? Odpowiedź zgodna z nauczaniem Kościoła jest taka: godność życia ludzkiego i pracy wymaga wolności politycznych, edukacji, rozmaitych ubezpieczeń i opieki społecznej, a więc państwo powinno umożliwić ich istnienie – ale nie znaczy to wcale, że państwo samo ma je zapewnić! Jest to sprawa publiczna, a nie rządowa! Niektóre zdania z dokumentów Kościoła dopuszczają umiarkowany interwencjonizm państwowy. Płynie to, jak sądzę, z przekonania, że całkiem „czysty” kapitalizm (w sensie ustroju wolnorynkowego) w praktyce nie istnieje i że trzeba odnieść się do systemów obecnych; a skoro obecne państwa tyle zabierają na podatki, słusznie żąda się zwrotu, choćby w postaci różnych świadczeń. Dalej z tego, że najlepszy nawet ustrój nie zniesie przywar natury ludzkiej, skutkiem czego instytucje publiczne muszą czasem (wbrew optymizmowi skrajnych liberałów) pomóc w sprawach zaniedbanych przez jednostki.
Widzieć to należy oczywiście w świetle centralnej dla katolickiej nauki społecznej zasady pomocniczości, według której instancje wyższe powinny posiadać tylko te uprawnienia, których nie da się przekazać jednostkom i szczeblom niższym. W biurokracji socjalistycznej jest jak wiadomo odwrotnie, centrala odstępuje niższym szczeblom tylko to, czym sama nie jest już w stanie sama manipulować. Mogłaby powtórzyć za Mussolinim: „wszystko w państwie, nic przeciwko państwu, nic poza państwem”. Kościół jednak przypomina o roli innych wspólnot: rodzinnej, religijnej, narodowej, co do nich należy, tego państwo niech nie zawłaszcza.
Chrześcijańskie odrzucenie socjalizmu nie oznacza automatycznie potępiania socjalistów. Ich poglądy w jakiejś mierze mogą wynikać z dobrych intencji. Kościół nie dyktuje poglądów politycznych, praktycznych dróg do dobra, choć wyraźnie wskazuje, jakie prawa bardziej są zgodne z zasadami chrześcijańskimi.
Ryszard Neuhaus nie jest jeszcze w Polsce szerzej znany. Znacznie więcej osób zetknęło się z nazwiskiem innego ważnego neokonserwatysty amerykańskiego, Michała Novaka, znanego również ze studiów nad etnicznością w Ameryce. Jego książkę „Liberalizm – sprzymierzeniec czy wróg Kościoła” wydało również „W Drodze” – poprzedza ona logicznie „Biznes i Ewangelię, bo dotyczy rozwoju katolickiej nauki społecznej do encykliki „Centesimus annus”.
W USA bardziej znany jest jednak Neuhaus, mający opinię jednego z czołowych intelektualistów amerykańskich. Postać to ciekawa: dawniej pastor w biednej dzielnicy i bliski współpracownik Marcina L. Kinga oraz krytyk wojny w Wietnamie, potem zraził się do „postępowych elit” odmawiających potępienia zbrodni komunistycznych, poparł Reagana, a wreszcie niedawno został księdzem katolickim po opuszczeniu Kościoła luterańskiego, któremu zarzucił, że na sposób sekciarski trzyma się swej luterańskości – gdy on chce należeć do Kościoła powszechnego. Liberalno-lewicowe media pewnie żałują, że go lansowały.
Prof. Michał Wojciechowski
Tekst pochodzi z książki prof. Wojciechowskiego „Wiara-Cywilizacja-Polityka”, wydanej w 2001 roku przez Wydawnictwo >DEXTRA<
Przedruk dokonany jest za zgodą Wydawcy.