Co tzw. przeciętny człowiek myśleć może o kapitaliźmie? Otóż miałem niedawno okazję z takim człowiekiem porozmawiać. Nie dość, że „przeciętny”, to na dodatek jeszcze bezrobotny.
Z rozmowy tej wynikło, iż za kapitalizm gotów on jest uważać to, co najzwyczajniej nim nie jest, a także obarczać go winą za problemy, których on w żaden akurat sposób nie mógł spowodować. Coś te problemy zrodziło, jednak na pewno nie kapitalizm.
Zauważmy bowiem …
Mój rozmówca od jakiegoś czasu jest bezrobotny. Gdy pytam go o przyczynę utraty pracy, odpowiada: „Chcieliśmy kapitalizmu, to go mamy. Za komuny jak było, tak było, ale każdy miał robotę. Nie robili tylko ci, co nie chcieli”.
Z wypowiedzi tej jasno powinno wynikać, że głównym sprawcą bezrobocia owego „przeciętnego” człowieka jest system gospodarczy opierający się na prywatnej własności środków produkcji, wolny od biurokratycznych nakazów i zakazów, nie dławiący ludzkiej przedsiębiorczości, lecz uwalniający tkwiące w ludziach możliwości i pragnienia, a co najważniejsze, nie grabiący ich z owoców ciężkiej pracy – czyli po prostu kapitalizm.
Gdy jednak zadałem wspomnianemu bezrobotnemu kolejne pytania, tzn. gdzie dotychczas pracował i dlaczego konkretnie został zwolniony, z jego odpowiedzi wyłonił się zupełnie nowy obraz sytuacji … … Okazało się, że pracował w prywatnym zakładzie stolarskim. Zarabiał niezbyt dużo, jednak liczyło się to, że ma pracę. Pewnego dnia stolarz powiedział uczciwie swoim pracownikom – w tym także jemu – że na jakiś czas musi zawiesić działalność, gdyż z uwagi na wysokie opłaty związane z kosztami pracy, tj. składką na ZUS oraz podatkami, nie jest już w stanie dalej funkcjonować.
Sprawa stała się jasna: zakład stolarski został zamknięty ponieważ jego właściciel nie mógł udźwignąć ciężarów związanych z zobowiązaniami wobec ZUS-u oraz fiskusa. Nie tylko on sam zamknął podwoje, ale także zmuszony był zwolnić zatrudnionych w nim ludzi.
Wtrąciłem po chwili „mojemu” bezrobotnemu: „No to widzi pan chyba teraz, gdzie tkwi rzeczywista przyczyna pańskich problemów?”. Po chwili zastanowienia odpowiedział: „No tak. Ludzie są duszeni podatkami i w konsekwencji coraz mniej rzeczy opłaca się tu robić”. Pełen nadziei, że prawdopodobnie zostałem zrozumiany, znów zapytałem: „I czy dalej jest pan gotów obwiniać kapitalizm za to, że stracił pan pracę i obecnie musi pan polować na zasiłek?”. Po krótkim zastanowieniu pada odpowiedź: „No tak! Chcieliśmy kapitalizmu to go mamy”.
Mimo że trochę mnie zatkało, zdołałem jeszcze wyjąkać z siebie, że ” … gdybyśmy rzeczywiście mieli w Polsce kapitalizm, to dalej miałby pan pracę …”, ale nic to już chyba nie pomogło. Powtórzył jeszcze tylko, że ” … za komuny, jak tam było, tak tam było, ale …”, i na tym nasza rozmowa zakończyła się.
Skąd bierze się takie właśnie wyobrażenie kapitalizmu w oczach tzw. przeciętnego człowieka? Dlaczego do jego wyobraźni nie docierają argumenty o tym, że istota systemu wolnorynkowego absolutnie nie zasadza się na zabieraniu przez rząd owoców pracy ludzi aktywnych – czy to właścicieli firm, czy robotników – lecz na stwarzaniu możliwości do kumulowania kapitału i jego inwestowania, ku ogólnemu pożytkowi całego społeczeństwa?
Niedawno, dzięki staraniom, niestrudzonego w szerzeniu w naszym kraju wiedzy o podstawowych prawdach ekonomicznych, Prezesa Polish-American Foundation for Economic Research and Education „Pro Publico Bono” Jana M. Małka z Torrance w Kalifornii, oraz krakowskiego Wydawnictwa „Arcana”, ukazało się nowe, poprawione wydanie „Mentalności antykapitalistycznej” Ludwiga von Mises’a. Warto się przy tej książce choć na chwilę zatrzymać …
Mises, uważany za jedną z czołowych postaci austriackiej szkoły ekonomicznej, trochę jakby w Polsce niedoceniany (w odróżnieniu chociażby od takich głosicieli wolnego rynku, jak Hayek czy Friedman), stara się w niej zasygnalizować główne przyczyny krytycznego nastawienia ludzi do kapitalizmu, do systemu wolnorynkowej gospodarki. Najważniejszych sprawców upowszechniania się antykapitalistycznej mentalności upatruje Mises w ludziach z tzw. elit intelektualnych. Zalicza do nich m.in. polityków, filozofów, pisarzy, aktorów, dziennikarzy, czyli tych wszystkich, którzy z racji zajmowanych funkcji, na opinie przeciętnego człowieka mają w dzisiejszym świcie niebagatelny wpływ.
Choć Mises pisał swoją książkę w roku 1956 w Stanach Zjednoczonych, dziś także i u nas bardzo często słyszymy z ust znanych „autorytetów” zbitki słowne typu: „dziki, dziewiętnastowieczny kapitalizm”, „bezwzględny pościg za zyskiem”, „konkurencja zabija w ludziach głębsze wartości”, itp. Mają się one odnosić, co oczywiste, do kapitalizmu i z góry ustawiać go w złym świetle, wyłącznie w czarnych barwach. Przeciętny człowiek nie zastanawia się głębiej nad meandrami ekonomicznej kuchni. Mises zauważa w swojej książce, że „(…) Nawet w szczytowym okresie rozwoju liberalizmu tylko niewielu ludzi pojmowało w pełni sposób funkcjonowania ekonomii rynkowej. Cywilizacja zachodnia przyjęła kapitalizm za zaleceniem pewnej elity”.
Także dziś, przeciętny człowiek swoje sądy kształtuje bardzo często na podstawie tego, co zasłyszy i tego, co z uporem wbijane jest mu do głowy przez masowe media. A gdy wciąż bombardowany jest sformułowaniami typu: „wszystkiemu winien jest kapitalizm” i „cało zło bierze się z konkurencji i pogoni za pieniądzem”, trudno się dziwić, że jego rozumienie spraw ekonomii jest takie, a nie inne.
Nawet jeśli spotyka go krzywda, która przez kapitalizm w żaden sposób nie jest zawiniona, to właśnie ten system, który – choć nie idealny – w rzeczywistości przyniósł ludziom w wielu krajach niespotykany w historii dobrobyt, gotów jest on utożsamiać ze wszystkimi doskwierającymi mu bolączkami. Kapitalizm, którego tak naprawdę nie miał okazji na dobre zasmakować, urósł w jego oczach do rangi złego demona, zasługującego wyłącznie na wieczne potępienie. Został mu skutecznie obrzydzony.
Dobrze by się stało, gdyby po wydaną niedawno książkę Ludwiga von Mises’a – „Mentalność antykapitalistyczna” sięgnęli zwłaszcza przedstawiciele tzw. elity, bowiem to jej opinie na różne tematy, w tym również ekonomiczne, są bardzo często wiążące dla zwykłych ludzi. To na ich podstawie kształtują oni swoje wyobrażenie na wiele zagadnień, w tym także tych, z dziedziny ekonomii.
Jeśli natomiast elity nie mają woli zapoznania się z podstawowymi prawdami na temat ekonomii, lepiej niech zamilkną, zanim wyrządzą dalsze szkody. Bo jak zauważa Mises: „Zgłębianie tajników ekonomii nie jest obowiązkiem każdego”. Nie każdy też – zwłaszcza jeśli jest ignorantem – musi w tych sprawach zabierać głos.
Paweł Sztąberek