Demokracja. Złoty cielec współczesnych polityków, przesłaniający rzeczywistość. Czymże jest jednak ten ustrój? Dokąd prowadzi Polskę? Czy faktycznie jest najlepszy?


Bezkrytyczni zwolennicy demokracji powołują się często na przykład Stanów Zjednoczonych. W świadomości przeważającej części społeczeństwa, demokracja panowała tam od dnia przyjęcia Konstytucji. Obecne władze amerykańskie także często powołują się na swoją demokratyczną tradycję sięgającą rzekomo prawie 230 lat. Stanowi to narzędzie i usprawiedliwienie dla niejednokrotnie agresywnej polityki zagranicznej. W rzeczywistości demokracja zapanowała w Stanach Zjednoczonych dopiero w XX w. Jest to fakt, którego próżno szukać w podręcznikach szkolnych zatwierdzonych przez państwowe organy oświatowe. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie usłyszymy więc o tym także na lekcjach historii, prowadzonych w publicznych szkołach. Wymogi programowe Ministerstwa Edukacji Narodowej są narzucane również prywatnym placówkom oświatowym. Efektem takiej polityki jest ujednolicenie sposobu myślenia według ściśle opracowanego wzorca, zabijającego indywidualizm, postęp, innowacyjność i możliwość wolnego wyboru. Pełny obraz dostępny jest wyłącznie tym, którzy na własną rękę zdecydują się sięgnąć do źródeł pomijanych przez organy państwowe.
Czym był więc ustrój Stanów Zjednoczonych? Na początek warto podkreślić jeszcze raz z pełną stanowczością, czym na pewno nie był. Nie był na pewno demokracją w jej dzisiejszym rozumieniu. Z pism i listów, których autorami są Ojcowie Założyciele, wyłania się bardzo jasne przesłanie. Nie byli oni w żadnym wypadku zwolennikami demokracji. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nienawidzili tego ustroju. Zdawali sobie sprawę z tego, jakie zagrożenia ze sobą niesie i chcieli zabezpieczyć nowoutworzone państwo przed jego zgubnym wpływem. W XIX w. słowo „demokrata” było w USA obelgą, którą czasami stosowano wobec przeciwników politycznych. W Konstytucji Stanów Zjednoczonych nie znajdziemy ani słowa na temat tego, że ustrój polityczny kraju jest demokracją. USA zostały założone jako republika. Trzeba jednak doprecyzować, co owo „republika” oznacza, bo słowo to podlega w dzisiejszych czasach bardzo szerokiej interpretacji.
W rozumieniu koncepcji założycielskiej Stanów Zjednoczonych terminy „republika” i „demokracja” powinno rozpatrywać się na jednej płaszczyźnie, stricte ustrojowej. W zrozumieniu tego stanu rzeczy, może pomóc termin „nomokracja”. Nomokracja to ustrój, w którym nadrzędną wartością jest prawo. To ono pełni najwyższą władzę zwierzchnią. Republika w koncepcji Ojców Założycieli była właśnie nomokracją, w opozycji do ustroju demokratycznego, w którym władzę zwierzchnią pełni lud. Z lektury Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki można wywnioskować doprecyzowanie, że kraj jest republiką konstytucyjną.
Cechą charakterystyczną demokracji jest to, że zyskują ci, którzy są akurat w większości. Mogą oni przegłosować dowolne draństwo. Od zabrania pod przymusem pieniędzy jakiejś grupie osób, po zalegalizowanie morderstwa zarówno bezbronnych osób nienarodzonych, jak i całych grup etnicznych czy narodowościowych. W republice konstytucyjnej, dokument zasadniczy opracowany jest w taki sposób, żeby roztaczać parasol ochronny nad wszystkimi, żeby bronić mniejszości przed większością i większości przed mniejszością. Roztoczenie takiego parasola nie jest jednak możliwe, jeśli głos posiada ogół społeczeństwa, w dodatku wybierający niemalże wszystkie podmioty sprawujące władzę. W Stanach Zjednoczonych doskonale zdawano sobie z tego sprawę.
Warto podkreślić, że początkowo Kolegium Elektorów (organ, który wybiera prezydenta) nie było wybierane w wyborach powszechnych. Zasiadało w nim pewne wąskie grono osób. Także miejsca w Senacie (wyższa izba amerykańskiego Kongresu) nie podlegały zwykłemu głosowaniu. Senatorowie byli wybierani przez władze lokalne, stanowe. Dopiero w 1913 roku zmieniono zasady i członków wyższej izby parlamentu zaczęto wyłaniać w zwykłych wyborach. Do tego czasu głosowaniu powszechnemu podlegała jedynie Izba Reprezentantów (niższa izba amerykańskiego Kongresu). Zmiany z 1913 roku były storpedowaniem całej koncepcji, jaką zbudowali Ojcowie Założyciele. Żeby zrozumieć to dokładnie, trzeba zaznaczyć, że w modelu amerykańskim żadna ustawa nie ma prawa wejść w życie, jeżeli nie zyska akceptacji obu izb parlamentu. W przypadku Senatu wybieranego przez władze stanowe, możliwe było zablokowanie wszelkich zmian godzących w interes i samorządność danego regionu. Emanacją tego są zresztą nazwy obu izb amerykańskiego Kongresu, które nie zostały nadane przypadkowo. W Izbie Reprezentantów zasiadają Reprezentanci społeczeństwa, w Senacie zasiadają z kolei Senatorowie, którzy nigdy nie mieli być w koncepcji założycielskiej wyłaniani w zwykłych wyborach.
Prawo wyborcze do organów podlegających głosowaniu powszechnemu nie dotyczyło całego społeczeństwa. Z uwagi na niewolnictwo, ludność czarnoskóra otrzymała prawo do głosowania dopiero w 1870 roku. Kobiety otrzymały je dopiero w 1920 roku. Ale to nie wszystkie ograniczenia, które pierwotnie obowiązywały. Z dzisiejszego punktu widzenia i modelu, który miałby obowiązywać, ważniejsze są inne. Prawa głosu nie miał ten, kto nie posiadał umiejętności czytania i pisania. Wbrew pozorom to istotne ograniczenie, bo pod koniec XVIII i XIX w. nie była to jeszcze ciągle umiejętność nabyta przez szerokie grupy społeczne. Innym ważnym ograniczeniem był bez wątpienia wymóg znajomości Konstytucji. Wreszcie ostatnim czynnikiem, który miał nie dopuścić do degradacji republiki, był tzw. podatek od urny. Ci, którzy nie byli go w stanie zapłacić, nie mogli głosować. Mechanizm ten miał zapobiec sytuacji, w której osoby biedne mogłyby zagłosować za niesprawiedliwym odebraniem majątku osobom bogatszym od nich. Wszystkie te ograniczenia sprawiały, że pierwotnie prawem wyborczym objęte było ok. 10% całego społeczeństwa amerykańskiego.
Na przestrzeni XX w. Ameryka odeszła od modelu republiki konstytucyjnej na rzecz demokracji. Konstytucja przestała pełnić władzę zwierzchnią. Wielokrotnie dokonywano złej interpretacji, odwracano jej znaczenie, wreszcie zaczęto ją łamać. Zniszczono także koncepcję parlamentarną, którą opracowali twórcy Konstytucji oraz zlikwidowano niektóre ważne mechanizmy zapobiegające destrukcji całego systemu. W efekcie Stany Zjednoczone w XX w. przekształciły się w demokrację, która zawsze zmienia się docelowo w ochlokrację i ostatecznie w ustrój totalitarny. Pomimo stosunkowo krótkiego okresu funkcjonowania, demokracja zdołała  już dokonać tam niebywałego spustoszenia.
Niektórzy świadomi różnic pomiędzy republiką, a demokracją próbują wskazywać, że Ojcowie Założyciele krytykując demokrację, mieli na myśli demokrację bezpośrednią, a nie pośrednią. Jest to niewłaściwa interpretacja. Każda demokracja staje się w końcu ochlokracją i żadna demokracja nie może być nomokracją. Koncepcją założycielską zaś była nomokratyczna republika.
Dzisiejsza Polska ma Konstytucję. Jej autorami są osoby wywodzące się z porządku panującego w okresie PRL. Jest to dokument przesadnie rozbudowany, wewnętrznie sprzeczny, obarczony ciężarem socjalistycznym i nierealizujący zasady trójpodziału władz. Jest to również dokument, który otwarcie stanowi, że Polska jest krajem demokratycznym. W artykule drugim znajdziemy zapis mówiący, że Polska to „demokratyczne państwo prawa”. Jest to określenie sprzeczne wewnętrznie, które zostałoby wyśmiane przez myślicieli XVIII i XIX-wiecznych. W demokracji nie ma bowiem rządów prawa! W demokracji to lud stanowi prawo, bo to lud „rządzi”. Państwem prawa jest nomokracja, bo w tym przypadku rządzi nie lud, a prawo. Nomokracja zaś może przyjąć różne formy. Może być zarówno republiką, jak i monarchią. Z pewnością nie może jednak być demokracją.
Patrząc na dzisiejszą Polskę, musimy postawić sobie pytanie. Czy demokracja w takiej formie jej się przysłużyła? Prawo do głosowania mają osoby, które w ogóle nie znają się na tym, czego ma dotyczyć werdykt, który wydadzą. Swój wybór motywują często tym, co usłyszą od ładnej pani w telewizji. Media często jednak kreują własną rzeczywistość, mocno odbiegającą od stanu rzeczywistego. W demokracji większość terroryzuje mniejszość. Dwa wilki i owca głosują, kogo zjeść na kolację. W republice dobrze uzbrojona owca (w przepisy prawne lub prawdziwą broń) podważa wynik głosowania. Słowa te, choć prawdopodobnie błędnie przypisywane Benjaminowi Franklinowi, idealnie oddają ducha, który panuje w dzisiejszej Polsce i przedstawiają rozwiązanie tego problemu. Rozwiązaniem jest mechanizm, który legł u podstaw założenia Stanów Zjednoczonych Ameryki. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Polska znajduje się w jeszcze dramatyczniejszej sytuacji. U nas to de facto mniejszość terroryzuje większość, to mniejszość narzuca swoje zdanie większości. Wybory wygrywają politycy, którzy mają poparcie ok. 21% społeczeństwa. Jest to jeszcze bardziej bulwersująca sytuacja niż narzucanie woli mniejszości przez większość. Trzeba podkreślić jednak z całą stanowczością, że oba te przypadki są niedopuszczalne.
Kolejne rządy, wybierane w sposób demokratyczny, prowadzą nasze państwo do upadku. Większa część społeczeństwa jest ogłuszona w sposób bezprecedensowy. Nie przemawiają do niego nawet suche fakty dotyczące podatków, długu publicznego, oszustw, których dokonuje ZUS, fałszowania złotówki przez państwo. Przez ponad 20 lat istnienia III Rzeczypospolitej, nie ujrzeliśmy ani jednego zbilansowanego budżetu. Stoimy dzisiaj u progu rozwiązań, które mogą stać się olbrzymim zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego. Rząd forsuje ustawę, która ma umożliwić tylnymi drzwiami politykę tzw. „luzowania ilościowego”, co ma zapobiec przekroczeniu 55% progu zadłużenia. Jeżeli zmiany nie nastąpią, troska o partykularne interesy partyjne w najbardziej optymistycznym przypadku sprawi, że wszyscy staniemy się niewolnikami naszych wierzycieli.
Nieskuteczność demokracji dopiero w przyszłości ukaże swoje prawdziwe oblicze. Nie ma praktycznie żadnego przykładu kraju, w którym ustrój ten utrzymałby się przez długi czas. Historia pokazała zaś, jak stwierdził sam James Madison, że demokracja zawsze była przyczyną sporów i zawirowań, że efektem jej funkcjonowania ostatecznie była sprzeczność z osobistym bezpieczeństwem lub prawem własności. Demokracja prowadzi do nowoczesnej zależności feudalnej, do neofeudalizmu.
W przeszłości najlepsze efekty dało zastosowanie republiki konstytucyjnej z wolnościowym dokumentem zasadniczym. To jest rozwiązanie, którym powinna podążyć Polska. Nomokratyczna republika, zamiast republiki demokratycznej. Rządy prawa, zamiast rządów ludu, aby poszanować każdego z osobna i wszystkich jako całość. Żeby biedny nie był gorszy od bogatego, a bogaty nie był gorszy od biednego. W Stanach Zjednoczonych nie zadbano o stworzenie precyzyjnej wykładni do Konstytucji. Ojcowie Założyciele byli przekonani, że kolejne pokolenia nie będą miały problemów z jej interpretacją. Rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Potrzebna jest nam zwięzła, spójna, wolnościowa konstytucja, ale z precyzyjną i jasną wykładnią. Konstytucja, która nie pęta swobód zwykłych ludzi, a jednocześnie całkowicie ogranicza możliwość wprowadzenia rozwiązań socjalistycznych, hamujących ewolucję i rozwój gospodarczy, ekonomiczny, technologiczny, a także docelowo społeczny. Polska potrzebuje dokumentu, który wprowadzi prawdziwy trójpodział władz (z jedynie częścią władz centralnych i większością władz samorządowych wybieranych w wyborach powszechnych) i uniemożliwi psucie pieniądza, dokumentu, który zapewni zróżnicowanie na każdym etapie edukacji, bo postęp opiera się na zróżnicowaniu, a nie na ujednoliceniu. Konieczne jest także wprowadzenie trudnego egzaminu dla osób chcących wziąć udział w wyborach, dającego gwarancję, że głosują wyłącznie osoby naprawdę znające się na polityce. Prawo przystąpienia do egzaminu powinny mieć wszystkie grupy społeczne.
Każdy z nas nieulegając wszechogarniającej propagandzie, powinien zadać sobie pytanie, czy według niego demokracja faktycznie jest najlepszym z możliwych ustrojów. Historyczne przykłady potwierdzają, że tak nie jest. Największy rozwój, największa poprawa warunków życia i największy skok technologiczny miał miejsce w warunkach obowiązywania republiki konstytucyjnej. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie dokonano takiego postępu, jak w czasie rewolucji przemysłowej. Obecny świat otwiera przed nami perspektywy, których nie mieli nasi przodkowie. Polska jako państwo nie miała okazji wziąć czynnego udziału w skoku cywilizacyjnym XIX w. Skierowanie jej na tory rozwiązań wolnorynkowych, dałoby szansę na aktywny i dominujący w regionie udział we wszechstronnym rozwoju. Polska miałaby szansę stać się pionierem i wzorem dla innych. Świat potrzebuje kolejnego skoku na miarę rewolucji przemysłowej. Tylko rozwiązania opierające się na prawdziwych mechanizmach wolnorynkowych, dają szansę na jego urzeczywistnienie. Świat musi do nich powrócić.
Łukasz Stefaniak

14 COMMENTS

  1. Tylko formula panstwa oparta na zasadach prowadzenia go jako FIRMY gwarantuje rozwoj.Tylko w takiej konstrukcji racje bytu moga miec mechanizmy rynkowe. Wszystkie inne sposoby na funkcjonowanie panstwa sa tylko i wylacznie narzedziem kontroli i ograniczaniem wolnosci – osobistej i gospodarczej.

  2. Wolę republikę z kilku powodów. Po pierwsze, ma lepsze zawory bezpieczeństwa, gdyby odbiło rządzącemu. Monarchia jest bardziej ryzykowna w tym zakresie. Po drugie, nie irytuje tak bardzo ludzi. Ta sama osoba rządząca przez 25-30 lat może naprawdę wywoływać frustrację i to niezależnie od tego, czy dobrze rządzi. Po trzecie, republikę jest łatwiej wprowadzić. Po czwarte, w republice do rządzących będzie docierać więcej sygnałów zewnętrznych spoza obozu rządzącego, więc będzie miał pełniejszy obraz sytuacji. To te najważniejsze powody. Oczywiście monarchia ma pewne cechy lepsze od republiki, jednak ogólny bilans wychodzi według mnie na korzyść tej drugiej.

  3. Bez prawa nie ma ładu, dawniej prawo wyznaczała religia. Monarchowie, papierze czy namiestnicy musieli się mocno natrudzić aby publicznie nie złamać powszechnie przyjętych zasad religijnych. Z tym co prawda bywało różnie, ale jednak często nawet śmiertelny wróg mógł powołać się na religijną moralność i było mu darowane, przynajmniej oficjalnie.
    Obecnie gdy ludzie pod wpływem rewolucjonistów umysłowych (masoneria czy socjaliści) lub pod wpływem żądzy władzy odrzucili wszelkie religie, nastała epoka dyktatury. Pierwsze wypaczyły się monarchie, przeszły do absolutyzmu. Później wypaczyła się gawiedź, prosty lud. Nawet bardziej niż ich dotychczasowi monarchowie.
    I mamy obecnie demokrację, rządy głupców i ignorantów. Wartości moralne wyznaczają lewicowi artyści, wizję świata kreuje telewizja, a ludzie którzy sami głosują na swoich przedstawicieli zrzucają na nich odpowiedzialność w tym również za swoją wyborczą decyzję.
    Rzeczywiście monarchia czy republika daje zabezpieczenie przed takim zamętem jaki mamy. System proponowany przez ojców założycieli USA, był dobrym systemem. Oczywiście nie idealnym, każdy kraj ma swoje własne uwarunkowania, ale był lepszy niż demokracja, właśnie ze względu na istnienie obowiązującego wszystkich prawa.
    Mi dla Polski marzy się narodowa prawica jaką lansował w okresie między wojennym Roman Rybarski. Z drobnymi zmianami oczywiście, świat się zmienia, narastają zagrożenia ale ogólne założenia były bardzo zdrowe. Patriotyzm – katolicyzm – kapitalizm.
    Niestety nie ma wielu ludzi o takich poglądach obecnie.

  4. Swiat sie zmienia. I wlasnie dlatego nie potrzebuje zadnego politycznego systemu sprawowania wladzy. Zawsze istnieje tu niebezpieczenstwo, ze wladza zajma sie niebezpieczni ignoranci. Swiat jest obecnie inny niz przed 300 czy nawet 100 laty. Dzisiaj tzw. wladze powinni sprawowac menedzerowie, dla ktorych jedynym celem jest rozwoj gospodarczy panstwa-firmy i zaspakajanie potrzeb spleczenstwa, ktoremu sluza swoja wiedza. Widac, ze panowie nadal memntalnie tkwicie w starych schematach doktryn politycznych i chcecie wybierac miedzy koniem a oslem. A my prawie ze latami rakietami.

  5. To pewnie będą ci sami menadżerowie, co doprowadzili już do paru światowych krachów i do spółki z władzą czynią z państw bananowe republiki z kapitalizmem kompradorskim. o, to bardzo rozważne posunięcie.

  6. Panie Kisiel najpierw niech sie pan pokreci troche w swiecie gospodarki i go zrozumie a pozniej komentuje. Inaczej jest to walenie na oslep byle tylko cos napisac. To wlasnie menedzerowie setek tysiecy firm dbaja o to aby ten swiat sie sprawnie krecil a ludzkosc byla coraz bogatsza. Bananowe republiki i krachy sa dzielem hosztaplerow z London City i ich agentury rozsianej po calym swiecie. To sa dwa rozne swiaty. Jeden bazuje na uczciwej, codziennej organicznej pracy w realnej gospodarce a drugi na niej pasozytuje tworzac wirtualny pieniadz i wirtualne kryzysy. Tego zapewne jednak licealistsow na Wiadrynie nie ucza, prawda panie Kisiel?

  7. taaa! zwłaszcza, że menedżerów nie obowiązują żadne prawa oprócz bezwzględnego zysku. Marko otwórz uszy, oczy i rozum. Chociaż w twym przypadku zacietrzewienie jest tak ogromne, że potradisz jedynie obrażać ludzi.

  8. taaa! zwłaszcza, że menedżerów nie obowiązują żadne prawa i zasaday oprócz prawa i zasady bezwzględnego zysku. Marko otwórz uszy, oczy i rozum. Chociaż w twym przypadku zacietrzewienie jest tak ogromne, że potrafisz jedynie obrażać ludzi.

  9. Wyglad idz sobie popraw opcje. Wypisywanie bzdur z rana przyjmuje jako a: miales zla noc b: za duzo wypiles c: nie masz pojecia o realnym swiecie (menedzerow) d: ktos ci placi za mieszanie w glowach.

  10. Marko nie zawiodłeś mnie. Spodziewałem się takiej odpowiedzi lub podobnej(bardziej chamskiej!)

  11. Wyglad pokaz, ze potrafisz dyskutowac merytorycznie i pochwal sie swoimi osiagnieciami w gospodarce a pogadamy inaczej. Sam sie zapedziles w brzydki kozi rog. Na bzdury reakcja moze byc tylko jedna.

Comments are closed.