Wrócił. Powinien zostać symbolem polskiej Przedsiębiorczości Walczącej. Człowiek, który jest jedyną ofiarą głośnej afery hazardowej z czasów PO. Myślicie, że macie ciężko a kręcenie na katarynie to lekka robota?

W mieście gdzie setki nieruchomości, szkoły, boiska i place zabaw przechodzą na własność łowców przedwojennych praw własności. W mieście gdzie na papiery z Curacao i ze spadkiem po odnalezionym kuzynie z tożsamością potwierdzoną w St Kits and Navis przejmuje się majątek publiczny, w tym mieście przed sądem postanowiono właśnie jego: kataryniarza. Za współpracę z papugą.

Nie złamali go. Po trzech latach od wyroku ponownie kręci korbą na warszawskiej Starówce.

– Wrócił Pan? – pytam.
– Wróciłem – mówi Pan Piotr – ale pan nie będzie nigdzie dzwonił, że tu gram? – pyta lekko zaniepokojony.
– Nie! Cieszę się, że Pan wrócił, odpuścili Panu? – mówię.
– Gdzie tam, ciągali mnie latami, ciągają dalej, ale wróciłem.

Po chwili sam dodaje:

– Wie Pan, oni mnie wykastrowali…
– …?
– Papuga już nie może pracować. Wróżb już nie mam, maskotek i losów też. Nie pozwolili. Wykastrowali mnie ale jakoś daję radę…

Pisałem już kiedyś o tym kataryniarzu ale dopiero teraz poznałem szczegóły sprawy, która obnaża cały system bezwzględności machiny biurokratycznej w Polsce. A było tak…

Zawodowy kataryniarz, pan Piotr, grał koncerty na warszawskim Starym Mieście od ponad 15 lat. Zawsze miły, uśmiechnięty, elegancki. Zawsze w towarzystwie przyjaciela, papugi o imieniu Carlo.

Od papugi właśnie się zaczęło piekło polskiego przedsiębiorcy. Pan Piotr kręcił korbą piękne melodie, w tym czasie siedząca mu na ramieniu papuga wyciągała wróżby. Ludzie wrzucali drobne monety i czasami kupowali wróżbę lub los: od złotówki do 5 złotych. Papuga podawała dziobem karteczki. Gdyby los był pusty może nie byłoby problemu. Ale jak ktoś dawał 5 złotych za los to Pan Piotr chciał żeby nie odchodził z pustymi rękami i dostawał: diabełka, misia, maskotkę. W ten sposób kupujący, najczęściej dzieci, nie miały wrażenia odejścia z pustymi rękami. Każdy coś dostawał w zamian.

Przedstawiciele Miasta Stołecznego i Straży Miejskiej dopatrzył się w tym początkowo nielegalnego handlu bez zezwolenia. Wykonano dokumentację fotograficzną pracy papugi. Nie to nie pomyłka, z ukrycia wykonano dokumentację fotograficzną popełnienia przestępstwa przez Carlo. PAPUGĘ. Na zdjęciach widać było wyraźnie, że papuga podaje karteczki dzieciom. Czyli to był nielegalny handel bo kasa była de facto za maskotkę. Panu Piotrowi postawiono zarzut nielegalnego handlu bez zezwolenia polegającego na tym, że podawane przez papugę karteczki w rzeczywistości służyły do sprzedaży maskotki. Teraz uwaga. Sąd do zbadania wiarygodności zdjęć powołał biegłego informatyka, który poddawał zdjęcia analizie. Zapewne już w tym momencie koszy procesu przekroczyły zarobki wszystkich papug świata. Ale to nie koniec, to dopiero początek rozpracowania i ukarania nielegalnej grupy papuzio-kataryniarskiej.

Chyba muszę dodać, że jak ktoś ma słabe nerwy to musi w tej chwili przestać czytać. Otóż sprawa kataryniarza nałożyła się na wielką aferę jaka wybuchła za rządów PO związaną z ustawą hazardową (pamiętacie? spotkania posłów na cmentarzu itd). W efekcie afery zaostrzono ustawę hazardową. Sejm kontrolowany przez PO musiał pokazać, że partia jest czysta. Posłowie więc tak zaostrzyli ustawę, że nawet papuga się nie prześliźnie. Sprawa łamania ustawy hazardowej stała się tematem politycznie wrażliwym. Każdy przypadek trzeba było traktować jako szczególnie ważny i karać w zarodku. Politycy i urzędnicy przystąpili więc do zwalczania nielegalnego hazardu.

Pan Piotr i papuga Carlo wcześniej nie wiedzieli, że zajmują się hazardem. Pan Piotr kręcił korbą, papuga wyciągała karteczki z wróżbą lub los, dzieci odbierały maskotkę. Zarobić na chleb i siemię lniane dla papugi się dało ale żadne hazardowe kokosy.

Tymczasem w myśleniu urzędników i polityków (jedno i to samo) tam gdzie chodziło o hazard lepiej było chuchać na zimne. Media pisały cały czas o lewych miliardowych interesach polityków przy ustawie. Podległy władzom miasta Stołecznego Warszawy Urząd Zarządu Terenów Publicznych postanowił więc zamówić w Izbie Celnej ekspertyzę czy w świetle zaostrzonej ustawy hazardowej Pan Piotr i papuga Carlo nie łamią zapisów ustawy hazardowej. Izba Celna WYKONAŁA ekspertyzę i orzekła, że kataryniarz i jego ptak łamią prawo o nielegalnym hazardzie.

I tak pan Piotr i papuga stali się przestępcami łamiącymi restrykcyjną ustawę przeciwdziałającą wielkim nielegalnym hazardowym interesom.

Ale to nie koniec.

Najjaśniejszy Sąd Rzeczpospolitej Polskiej nie wywalił spawy do kosza, nie stwierdził, że to zwyczajne marnotrawstwo publicznych pieniędzy tylko zamówił w sprawie kataryniarza kolejną opinię, tym razem… Ministerstwa Finansów. Jak to w państwie prawa bywa urzędnicy nie bagatelizują poważnych spraw i napisali odpowiednią ekspertyzę finansowo-podatkową. Chodziło przecież o ustawę hazardową. Chociaż na pisemne opinie z Ministerstwa Finansów czeka się miesiącami lub latami to chodziło przecież o łamanie “tej” ustawy więc urzędnicy uwinęli się błyskawicznie. Ministerstwo Finansów wypowiedziało się PISEMNIE w sprawie czynu popełnionego przez papugę i kataryniarza. Złamano przepisy o nielegalnych loteriach, przepisy karno-skarbowe i jeszcze jakieś.

Do problemów sądowych pana Piotra doszły zarzuty ciężkiego kalibru. Nie, to wszystko nie działo się w czasach wyroków śmierci za handel mięsem, to wszystko 3 lata temu. W Warszawie. Setki godzin, miesiące postępowań sądowych, olbrzymie pieniądze publiczne. Prace wielu ludzi z pieniędzy podatnika. Wreszcie wyrok. Prawo jest prawem w RP, więc mimo, że sprawa z pozoru błaha to sąd był nieugięty. Pan Piotr został skazany. Nawet papuga jest bezradna wobec prawa w Polsce (swoją droga ciekawe czy papuga to narzędzie przestępstwa czy wspólnik).

Rozprawy, sądy, wydane na procesy olbrzymie pieniądze – wszystko to skończyło się ciężką chorobą pana Piotra. Po wyroku kataryniarz ogłosił, że w Warszawie już nie zagra. Leczył się w szpitalach. Potem kręcił korbą na obczyźnie. Był nawet ze swoją kataryną w Tokio, grał we Francji, nie wiem gdzie dokładnie jeszcze ale chyba w Weronie, na pewno w Łodzi. Nigdzie nikt za nic go nie ścigał. Ani jego i papugi.

Minęły trzy lata. Pan Piotr jest twardym warszawiakiem, nie da się go złamać. Powrócił na staromiejski rynek. Tylko Carlo jest bezrobotny. Siedzi na patyku i nic nie robi. Wróżb dzieciom podawać nie może. Nie ma zezwolenia a ktoś może znowu sfotografować przestępcę więc Pan Piotr nie ryzykuje.

Warszawa to miasto ludzi Niezłomnych. Cichych bohaterów, którzy nawet za kręcenie korbą mogą wpaść w młyny systemu po czym potrafią podnieść się z godnością i pasją do dalszego kręcenia korbą. Dzięki takiemu duchowi to miasto powstaje z kolejnych gruzów.

– Wróciłem. Przecież tu jest moje miejsce. W Warszawie – mówi Piotr Bot, warszawski artysta i przedsiębiorca NIEZŁOMNY.

Rafał Kasprow

Tekst i foto pochodzi z profilu FB Autora. Tytuł od redakcji PROKAPA.