Jeszcze więcej tego samego – tak na pierwszy rzut oka można ocenić konwencję wyborczą Zjednoczonej Prawicy. I jest w tym oczywiście sporo prawdy, ale warto jednak podrążyć trochę głębiej. Kiedy już odsuniemy na bok rytualne odwołania do Smoleńska, sądownictwa czy walki o polską „niepodległość”, to okaże się, że za polityczną narracją obozu władzy stoi… nasz ulubiony narodowy wieszcz. Polska Andrzeja Dudy to jedna wielka rekonstrukcja Soplicowa.
Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,
Nie chybił gospodarskiej, ważnej powinności:
Udał się sam ku studni. Najlepiej z wieczora
Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora.
Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy;
Bo Sędzia wie, że oko pańskie konia tuczy.
Andrzej Duda jako polityczny odpowiednik Sędziego z Pana Tadeusza? Tego typu literackie parabole to oczywiście zawsze ryzyko publicystycznego przeszarżowania, to jasne. Ale jednocześnie takie symboliczne obrazowanie ma istotną wartość wyjaśniającą. Bo jeśli uważnie prześledzimy dzisiejszą retorykę obecną w przemówieniach Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło i Andrzeja Dudy, to wyłania się z nich spójny i jasny obraz polskiej wspólnoty politycznej. Polska ma być jak jedno wielkie domowe gospodarstwo, a Polacy jak jedna wielka rodzina.
Wyobraźnia polityczna Zjednoczonej Prawicy operuje na poziomie wielopokoleniowej familii, w której prezydent to odpowiednik Sędziego – gospodarz objeżdżający każdy powiat i każdą gminę, wsłuchujący się w radości i sukcesy, skargi i żale każdego z narodowych domowników. Dokładnie taką wizję „wędrującej prezydentury” zapowiedział sam Andrzej Duda.
W tę familiarną opowieść doskonale wpisuje się również projekt konserwatywnego państwa dobrobytu, wizja „biało-czerwonej ciepłej wody w kranie”, którą nakreślił w exposé premier Morawiecki oraz praktyka bezpośrednich transferów socjalnych (polityczny gospodarz polskiego domu troszczy się o ekonomiczny dobrobyt domowników). Łącząc w jedną całość te cztery elementy, dostajemy obraz jednej wielkiej szczęśliwej rodziny państwa Polaków. I w tym miejscu dochodzimy do pewnego problemu. Można się zżymać na wyobraźnię polityczną Zjednoczonej Prawicy, ale póki co nie widać dla niej realnej konkurencji. W tej sytuacji mamy do czynienia ze swoistym „monopolem narracyjnym” – z opowieścią „dobrej zmiany” nie ma kto na serio konkurować. A monopole nigdy nie są dobre.
Za czasów Donalda Tuska Platforma Obywatelska miała własną opowieść, której intelektualnym patronem był Isaiah Berlin z jego umiłowaniem wolności negatywnej. Polska według Tuska to wspólnota polityczna oparta o logikę politycznego kontraktu rządu z obywatelami, w której państwo-usługodawca funkcjonuje niczym spółka z ograniczoną odpowiedzialnością.
To była wizja minimalistyczna i w pewnym sensie antypolityczna, bo zakładająca, że pełne spełnienie człowiek znajduje w życiu prywatnym, a nie za pośrednictwem polityczności. Była jednak opowieścią spójną, realnym pomysłem na rządzenie. Dziś Koalicja Obywatelska nie ma nawet tego.
Podobnie jest z Lewicą, która jest w stanie zaproponować kontr-wizję na płaszczyźnie ekonomicznej (socjaldemokratyczne państwo dobrobytu), ale już niespecjalnie na poziomie pozytywnej koncepcji wspólnoty politycznej. Brakuje jej opowieści o Polsce i Polakach, którą można zawrzeć w kilku prostych obrazach.
Czy istnieje więc wyjście z tego naszego narodowego Soplicowa? Z hierarchicznej formy (w rozumieniu gombrowiczowskim) wielopokoleniowej rodziny państwa Polaków? „Ostatnia lektura Pana Tadeusza wydała mi się wyjątkowo ponura. Nie potrafię już czytać tego poematu bez goryczy. Na cóż mi bogactwo opisanych tam charakterów, jeśli działają one w ontologicznej próżni” – tak rozpoczyna znakomity esej Sopliców choroba Mateusz Matyszkowicz. W dalszej jego części z uczuciem, ale krytycznie przedstawia kolejne elementy tej pustej już formy narodowego życia. Matyszkowicz jako klucz do interpretacji dzieła przedstawia dwie postaci: „W tej historii jest tylko umykające dziewczę i młodzieniec, przed którym jest przyszłość.” Ta dwójka decyduje się wkrótce na uwłaszczenie chłopów. Forma zostaje poluzowana, do peryferyjnego Soplicowa powraca Historia. Czy Prawo i Sprawiedliwość samo w porę zorientuje się, że współczesnej Polski nie można opisać, posługując się symboliką rodem z Pana Tadeusza, czy może obóz rządzący zostanie uświadomiony dopiero zaskakującym werdyktem wyborców?
Piotr Kaszczyszyn
Artykuł ukazał się na stronie Klub Jagielloński