Nie raz w dziejach naszego Narodu podejmowano próby wypracowania programu odnowy moralnej, naprawy ustroju bądź wręcz odbudowy państwowości. W wieku XVI Andrzej Frycz Modrzewski czy Stanisław Orzechowski mieli szczęście snuć swe rozważania w sytuacji, gdy państwo, w którym żyli było pierwszorzędną europejską potęgą.
Byli jednak myślicielami na tyle przenikliwymi, że znajdując się w sytuacji niemalże luksusowej, dostrzegali w otaczającej ich rzeczywistości elementy stanowiące źródła przyszłych problemów.
Podobną przenikliwością wykazywali się też poeci: Mikołaj Rej i Jan Kochanowski, a dalszy rozwój wypadków potwierdził niestety słowa tego ostatniego, że Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi. Piszący w początkach panowania Zygmunta III Wazy ks. Piotr Skarga, choć Rzeczpospolita znajdowała się wówczas u szczytu swej potęgi, wyraźnie widział już oznaki późniejszego upadku. Długo moglibyśmy wymieniać tych, którzy próbowali przekonywać naszych przodków o konieczności naprawy nie tylko państwa, ale i obyczajów. Nie poprzestawali oni bynajmniej na krytykowaniu niepokojących ich zjawisk, lecz wysuwali konkretne propozycje, które gdyby zostały wcielone w życie…
Zanim zaczniemy rozważania typu: „co robić ?”, wpierw musimy wiedzieć, CZEGO NIE ROBIĆ. Działania w kierunku odnowy narodowej musi poprzedzić solidny rachunek sumienia. Aby mógł on zaowocować konkretnymi zmianami, powinniśmy wpierw uświadomić sobie kilka istotnych spraw. Po pierwsze, jak nauczali twórca Ruchu Światło-Życie ks. Franciszek Blachnicki i bł. papież Jan Paweł II, musimy stanąć w prawdzie. Oznacza to, że musimy raz na zawsze zerwać z kilkoma szkodliwymi mitami, co z pewnością nie będzie łatwe i napotka na silny opór, gdyż owe mity są mocno zakorzenione w świadomości wielu Polaków
1. „90 % Polaków to katolicy”. Ci, którzy mieli okazje bliżej poznać ks. Blachnickiego wiedzą, co o tym sądził. Gdyby była to prawda, obraz Polski byłby zupełnie inny. Ksiądz Blachnicki lubił powtarzać, że jeśli ów składający się na te mityczne 90 % „katolik” to człowiek ochrzczony w Kościele katolickim i jako taki figurujący w kościelnych statystykach, to musimy pamiętać, że Gomułka, Gierek, Bierut i wielu im podobnych TEŻ BYLI OCHRZCZENI.
To, że ktoś urodził się w garażu, nie oznacza, że jest kierowcą czy mechanikiem samochodowym. O tym, że owe 90 % to mit, świadczy rzeczywistość, jaka nas otacza. Szczególnie wymowne są wyniki wyborów. Ks. Blachnicki często powtarzał, że nową Polskę zbudują NOWI LUDZIE, to znaczy ludzie ODRODZENI DUCHOWO. Stąd też postulat nowej ewangelizacji formalnie katolickiego narodu, gdyż dopóki nie skończymy z tym jakże szkodliwym mitem 90% i dalej będziemy oddychali narkotycznym oparem tego mitu – z pewnością długo jeszcze nie ruszymy z miejsca.
2. Kolejny mit, który należałoby stanowczo odrzucić to ten, że w Polsce mamy społeczeństwo. Choć współcześnie słowo to odmieniane jest we wszystkich możliwych przypadkach (chyba po to, by wyrugować nie tylko z języka ale i świadomości słowo „naród”), już C.K Norwid powtarzał, ze Polacy to w 98 % naród a tylko w 2% społeczeństwo. Norwid mylił się o tyle, że wydarzenia rzezi galicyjskiej a później wypadki Powstania Styczniowego pokazały wyraźnie, że znaczna cześć etnicznie polskiego ludu nie utożsamiała się z polskością jako ideą i tym bardziej nie mogła być narodem.
Warto pamiętać, że przez stulecia za naród uważano wyłącznie szlachtę (ok. 11 %), wśród której światłe elity stanowiły znikomą mniejszość, czyli być może właśnie owe norwidowskie 2%. Właśnie przed tą stanowiącą 2% populacji Polaków grupą Norwid stawiał zadanie USPOŁECZNIENIA NARODU. Jeśli społeczeństwo to naród zjednoczony wokół realizacji określonego WSPÓLNEGO DOBRA, to odpowiedzmy sobie uczciwie, czy obecnie istnieje coś takiego jak wspólne dobro, coś, co zostałoby jako takie zidentyfikowane przez dostatecznie duży odłam narodu, by wokół tej idei można było budować społeczeństwo.
Jeśli przyjmiemy, że społeczeństwem jest świadoma część narodu, to przy braku powszechnie uznawanego wspólnego dobra (czyli celów solidarnie popieranych przez WSZYSTKIE siły społeczne i polityczne) MUSI istnieć ośrodek, zdolny takowe cele ustalić i skutecznie wcielać je w życie. W warunkach demokracji oznaczałoby to nic innego, jak wygranie wyborów taką większością, jaka pozwoliłaby zmienić ustrój państwa na taki, w którym możliwa byłaby realizacja wartości składających się na ideę polskości, co z kolei stanowiłoby fundament pod budowę społeczeństwa obywatelskiego, czyli świadomego, zdolnego do wytyczania celów i mającego wolę do ich realizacji narodu.
3. Kolejny mit, ściśle związany z mitem „społeczeństwa”, to istnienie Narodu (koniecznie przez duże „N” !). Podobnie jak rzecz ma się z owymi 90 % katolików, przekonanie, że naród to wszyscy, którzy urodzili się Polakami jest mitem niebezpiecznym, gdyż działa usypiająco na patriotyczne kręgi i zamiast mozolnej, organicznej pracy mamy świętowanie kolejnych rocznic i komiwojażerkę patriotyczną. Owa komiwojażerka wygląda tak: tu i ówdzie organizuje się spotkania z człowiekiem o znanym nazwisku (koniecznie, gdyż w przeciwnym razie nie przyciągnie słuchaczy !) na które od lat przychodzą z reguły CI SAMI LUDZIE.
Pogadają, poklaskają, po czym rozchodzą się do domów z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku patriotycznego. Gdy przychodzi do systematycznej, zorganizowanej żmudnej roboty organicznej – zostają jednostki, w dodatku nie mogące się przebić przez mur obojętności rodaków bądź nie będący w stanie przekonać organizatorów imprez patriotycznych do tego, by wpuścili do obiegu nieco świeżej krwi. Nie czarujmy się: z roku na rok ubywa kombatantów, a młodzi ludzie, z nielicznymi wyjątkami, nie są zainteresowani pławieniem się w bogoojczyźnianym sosie okraszonym pieśniami powstałymi często przed narodzeniem się ich dziadków.
4. Stanowczo należałoby odrzucić niebezpieczne mrzonki dotyczące bezpieczeństwa gwarantowanego przez jakiekolwiek siły zewnętrzne. Nie łudźmy się: w grze wielkich mocarstw Polska zawsze będzie pionkiem na szachownicy. Może i ważnym, ale tylko pionkiem. Wielokrotnie w naszych dziejach przekonywaliśmy się nader boleśnie, że na żadnych „sojuszników” liczyć nie możemy. Piękny prezent zrobił nam w ostatnim czasie Barack Obama swą podsłuchaną przez dziennikarzy rozmową z Miedwiediewem, dzięki czemu wielu ma okazję przekonać się, jak ma się sprawa ze szczerością intencji naszych sojuszników. Mówiąc krótko: umiesz liczyć ? – licz na siebie. Póki co, jesteśmy słabi, a ze słabym nikt liczył się nie będzie i jak zwykle w decydującym momencie nasi sojusznicy poświecą ten pionek w imię dobra „ludzkości” czy „demokracji” (niepotrzebne skreślić).
5. Zdecydowanie należy odrzucić mit o rzekomym wybraniu czy wyjątkowości. Nie jesteśmy żadnym „Chrystusem narodów”. Chrystus cierpiał jako niewinna ofiara, Polska bynajmniej niewinną ofiarą nie była, co wie każdy, kto naprawdę zna historię naszej Ojczyzny Mit ten jakże często idzie w parze z pychą, każącą Polakom uznawać się za nację wyższą od innych, zwłaszcza sąsiadów, jakże często identyfikowanych jako „dzicz”.
6. Należałoby raz na zawsze wykorzenić zbitkę pojęciową Polak-katolik, która powstała w czasach, gdy żywioł polski pozostawał w nieustannej konfrontacji z nieprzyjaciółmi reprezentującymi inną niż katolicka religię (prawosławna Ruś, Kozacy, Moskwa, luterańska Szwecja czy Prusy, muzułmańscy Tatarzy i Turcy). Warto przy tym pamiętać, że poważny odsetek mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej stanowili właśnie wyznawcy niekatolickich nurtów chrześcijaństwa, w tym etniczni Polacy, którym w ten sposób odmawiano prawa do bycia Polakami i tym samym skazywano na wynarodowienie, co mocno podkreślali choćby Zygmunt Krasiński, Bronisław Trentowski, Seweryn Goszczyński i inni myśliciele okresu Romantyzmu.
Warto również pamiętać i o tym, że zamieszkująca wschodnie tereny Rzeczypospolitej ludność prawosławna wskutek nierozsądnej polityki władz państwowych (opór przeciwko utworzeniu w Kijowie Patriarchatu wykorzystała Moskwa, tworząc własny i podporządkowując sobie Cerkiew w Polsce) została niejako wepchnięta w obszar kulturowego i religijnego wpływu Moskwy. Wielokrotnie miałem okazję osobiście zetknąć się z przypadkami odmawiania niekatolikom prawa do polskości i patriotyzmu. Próby utożsamiania patriotyzmu (a także prawicowości czy konserwatyzmu) z katolicyzmem przy jednoczesnym odmawianiu prawa bycia patriotą, prawicowcem czy konserwatystą każdemu niekatolikowi czy niewierzącemu oraz temu wszystkiemu, co nie ma jednoznacznie katolickiego charakteru, z pewnością nie sprzyjają budowie narodowej solidarności i nie wpływają korzystnie na tworzenie trwałych i solidnych więzów społecznych. NIKT nie może odmawiać niekatolikowi bądź niewierzącemu prawa do bycia polskim patriotą. Dość już mieliśmy w dziejach „prawdziwych Polaków”, którzy niczym Göring w kwestii bycia bądź nie bycia Żydem, chcieliby decydować o tym, kto jest a kto nie jest Polakiem. Ci, którzy czynią to nadal, niech staranie przestudiują historię Polski, wyciągną właściwe wnioski i właściwą naukę z dziejów naszej Ojczyzny i przestaną szkodzić sprawie polskiej.
7. Raz na zawsze należy wybić sobie z głowy przekonanie, że Polska pozostaje pod jakąś szczególną opieką Niebios, wiec nic złego jej się nie przydarzy. W roku 1672 nasi nierozsądni przodkowie zlekceważyli zagrożenie ze strony Turcji i nie wzmocnili twierdzy w Kamieńcu, wrzeszcząc, że jest ona nie do zdobycia, ponieważ została „uczyniona ręką Bożą” i sam Bóg będzie jej strzegł (i zerwali 2 sejmy mające dać środki na obronę). Najwyższy czas zadać kłam złośliwej uwadze, że w Polsce sprawy toczą się na dwa sposoby: cudowny i normalny, przy czym normalny to ten, że Matka Boska i wszyscy święci nam pomogą i jakoś będzie, a cudowny to ten, że Polacy zaczną myśleć i wezmą się do roboty.
8. „Stanięcie w prawdzie” oznacza również odkłamanie dziejów Polski, chociażby w imię tego, że – trawestując Józefa Szujskego (1877) – fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki. Z osobistego doświadczenia wiem, że podobnie jak miało to miejsce w przypadku historyków „szkoły krakowskiej”, napotka to na poważny opór wielu skądinąd uczciwych, choć niezbyt rozsądnych patriotów. Niestety, próby rzetelnego przedstawiania historii Polski zderzają się z oporem, a niejednokrotnie agresją ze strony tych, których patriotyzm podbudowany jest nie rzetelną wiedzą historyczną, ale głęboko zakorzenionymi i utrwalonymi w świadomości MITAMI HISTORYCZNYMI, tworzonymi dla osiągnięcia określonych celów ideowych. Dotyczy to choćby takich spraw jak Konfederacja Barska, Konstytucja 3-go Maja, Komisja Edukacji Narodowej czy nasze narodowe powstania. Ten, kto boi się prawdy, choćby najbardziej bolesnej i niewygodnej, nie zbuduje NOWEJ POLSKI. Widzimy, na jaki opór napotykają próby „odbrązawiania” postaci historycznych czy ujawniania niezbyt chlubnych wydarzeń z naszej przeszłości, nie mówiąc już o kwestii lustracji.
Szczególnie dotyczy to sytuacji, gdy jakiekolwiek próby negatywnej oceny takich czy innych ludzi czy instytucji (najczęściej ma to miejsce wówczas, gdy chodzi o Kościół czy osoby duchowne – vide działalność ks. Isakowicza-Zaleskiego) traktowane są jako „kalanie własnego gniazda” czy wręcz zamach na polskość.
Pamiętajmy o haśle „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi” i „Śmiejmy się z głupich, choćby przewielebnych. Jakiekolwiek próby zamykania ust typu „po co o tym mówić” są niegodne WOLNYCH LUDZI, a przysłowiowe „zamiatanie pod dywan” niewygodnych dla kogoś kwestii prędzej czy później skończy się tym, że wygarną je stamtąd nasi wrogowie i wykorzystają przeciwko nam. Program budowy nowej, wolnej i sprawiedliwej Polski nie może być zbudowany na mitach, ignorancji czy tchórzliwym przemilczaniu. Nową, wolną i sprawiedliwą Polskę stworzą ludzie, którzy głęboko wzięli sobie do serc słowa „Prawda was wyzwoli” i „Nie lękajcie się”.
Jan Przybył
Foto. PSz/Prokapitalizm.pl
Dobrze znałam ks. Blachnickiego.
Autor trafia w sedno.
Dopowiem jeszcze, że Ojciec (tak go nazywaliśmy) mówił, iż wierzy, że Polska wyzwoli się z okowów komunizmu, ale obawia się zarazem, że Polacy na odzyskanie wolności nie będą przygotowani.
Pomimo dość zasadniczych różnic w „zaszeregowaniu ideowym”, „miejscem siedzenia” etc., wiele tez notki brzmi w moich uszach bardzo rozsądnie.
Pytanie, co z mitami historycznymi na temat rzekomo wyłącznie (lub prawie) roli Kościoła katolickiego w naszych dziejach?
Drugie pytanie, co z zawłaszczaniem polskości i patriotyzmu wraz z całym ich rekwizytorium przez rozmaitych populistów, po części duchownych, po części świeckich (czasem bardzo świeckich…), ale tak czy inaczej powiązanych z KRK. I jego drugą stroną – wykluczaniem pozostałych.
Czy to Pana zdaniem działalność sprzyjająca misjom, zadaniom i celom o których traktuje Pan w swojej notce?
Dla ilustracji zacytuję dialog dwóch Polaków w S24 (pierwszego o radykalnie prawicowych wypowiedziach, z silnymi akcentami antysemityzmu etc., drugiego – rozsądnego liberała z umiarkowanie lewicowym odchyleniem, ale takim „w granicach programowych PO’, nie żadna „Palikociarnia”), opatrzony na koniec moim komentarzem:
@Miki
„@Miki
POwiedz mi MIKI dlaczego wy bolszewicy tak lubicie korzystać z usług psychiatry (…).
HAGLUND 059 | 21.02.2013 01:21”
„@haglund
(…) czemu wy faszyści przepuszczaliście chorych psychicznie przez komin, zamiast leczyć? (…) ?
MIKI 26911448 | 21.02.2013 02:51”
„OOOO niedobrze, niedobrze!
Znowu bolszewicy z faszystami nad naszą głową się dogadują… (8-O”
ESTIMADO 835654 | 21.02.2013 20:52
Pozdrawiam.
Suplement. W zdaniu „Pytanie, co z mitami historycznymi na temat rzekomo wyłącznie (lub prawie) roli Kościoła katolickiego w naszych dziejach?” zginęło istotne słówko „pozytywnej”. Przepraszam za bałagan.
Jeśli chodzi o rolę Kościoła rzymskokatolickiego, to zdania były i są mocno podzielone.Prawda – jak to zwykle bywa- tkwi gdzieś po środku. Zygmunt Krasiński, Adam Mickiewicz czy Juliusz Słowacki pomimo licznych miażdżących krytyk zauwazyli, że ów Kościół jest jednak jedyną siłą zdolną oprzeć się fali ateizmu, komunizmu i zdziczeniu. Gdyby ludzie Kościoła poważnie potraktowali Polskę jako POLE MISYJNE i wzięli się solidnie za ewangelizację (co postulował ks. Blachnicki) sytuacja byłaby inna. Wielokrotnie miałem do czynienia z ludźmi z Klubów Inteligencji Katolickiej i większość z nich nie miała pojęcia o Biblii, historii Kościoła czy jego doktrynach, przerzucając się jedynie cytatami z niektórych encyklik papieskich. Sytuację tą widział wyraźnie Ojciec (Blachnicki) już w latach 70-tych
Nadal nikt nie chce sprobowac oddzielic kwestii samej wiary od instytucji okreslanem mianem „Kosciola”. Wnikliwsze spojrzenie musi niechybnie spowodowac konkluzje, ze sa to dwa zuplenie odrebne tematy. Co wiecej, jedno z drugim nie ma nic wspolnego! Wiara juz w gruncie rzeczy nigdy nie miala nic wspolnego z ta organizacja!
Comments are closed.