Mówi się nieraz, że popkultura demoralizuje ludzi poprzez wyszydzanie dobra i promowanie zła. Tymczasem właściwsze jest stwierdzenie, że infantylizuje ona ludzi, odbierając im zdolność myślenia w kategoriach dobra i zła. To zaś spycha ich na złą ścieżkę w sposób nieuświadomiony.
Przykładowo, popkultura nie wychowa sprawnie działających czerwonych brygad, ale może konsekwentnie budować mentalność czyniącą rozmaitych zbrodniarzy spod znaku sierpa i młota pociesznymi „memicznymi” figurami, których symbolikę i frazeologię można następnie naśladować „dla zabawy”, obruszając się na „marudów” i „sztywniaków” potępiających podobne „rozrywki”. Analogicznie, popkultura nie zrobi z nikogo wpływowego pogańskiego czy neonazistowskiego okultysty, ale będzie konsekwentnie podsycać impuls ku temu, żeby „dla hecy” obwiesić się czasem odwróconymi pentagramami czy błyskawicami SS, żeby poczuć się „heroicznie” czy przynajmniej „prowokacyjnie”. W rezultacie częstym uczestnikom takich „zabaw” i „hec” coraz łatwiej przechodzą przez usta sformułowania w rodzaju „komunizm przyszłości to robiące wszystko roboty i bezwarunkowy dochód dla każdego” albo „okultyzm to uduchowiona świadomość ekologiczna”. I nie ma znaczenia, jak bardzo niedorzeczne są to stwierdzenia – grunt w tym, jak bardzo wyjaławiają one rozum, sumienie i ducha osób nie mających oporów przed ich wypowiadaniem.
Podsumowując, popkultura jest w stanie dokonać tego, czego nie jest w stanie dokonać żadna „poważna” ideologia – tzn. jest w stanie budować odruchową sympatię wobec „poważnych” ideologicznych postulatów przy użyciu „niepoważnych” i z pozoru zupełnie nieideologicznych środków. Tymczasem ideologia zwycięża nie wtedy, kiedy jej postulaty są realizowane w praktyce – bo to jest nad wyraz często immanentnie niemożliwe – ale wtedy, kiedy skutecznie zakorzenia się w masowej świadomości jako stały element wizji domniemanego „lepszego świata”. Tyle na ogół w zupełności wystarczy, żeby świat rzeczywisty pełzł jednostajnie w kierunku coraz gorszym.
Nie każda popkultura grozi powyższymi rezultatami, trzeba jednak pamiętać, że jej „sprofesjonalizowana”, przemysłowa forma jest zasadniczo dzieckiem ery ideologii rozumianych w najgorszym – propagandowo-socjotechnicznym – tego słowa znaczeniu. Z tym faktem musi się zmierzyć każdy, kto ma ambicje ku temu, by ze szczerej dobrej woli wykorzystywać popkulturę w konstruktywnych celach. Nawet jeśli bowiem nie jest to niemożliwe, to jest to z natury rzeczy bardzo wymagające – trudno wszakże gimnastykować umysł i hartować charakter przy użyciu narzędzi z definicji służących ich tymczasowemu wyłączaniu i rozluźnianiu. Czy jest to przykład kwadratury koła – to już niech każdy oceni sam. Tak czy inaczej warto zachowywać wzmożoną ostrożność w obliczu tych „życiowych uciech”, z którymi kontakt ma się na ogół właśnie w tym momencie, gdy „po robocie” ma się ochotę z podobnej ostrożności na jakiś czas zrezygnować.
Jakub Bożydar Wiśniewski