Foto. pixabay.com

Człowiek wolny ma prawo wyboru, zniewolonemu takiego prawa pozbawiono. Skrajne „móc” dla wszystkich, to anarchia, skrajne „musieć”, to dyktatura. Nam, katolikom, dla zachowania równowagi, między tymi skrajnościami, wystarczało dziesięcioro przykazań. Przez wieki były one wyznacznikami prawa stanowionego i moralnego. Gremia do tego powołane określały obowiązki członka wspólnoty, czyli to co „musiał”. Reszta była tym co mógł. To „móc” zależało od jego woli i okoliczności niezależnych od prawa stanowionego.

Rewolucjoniści różnej maści próbowali „naprawiać” świat między innymi przez prawo takie – „jak oni je rozumieli”. Wreszcie doszliśmy do wymarzonego przez nich szczytu – afirmacji zła pod dowolną postacią.

Obywatel, czy raczej poddany, mało co może, za to musi uczestniczyć w absurdach dla niego przeznaczonych, tych wielkich, jak: klimatyzm, czy gender, albo maluśkich, takich jak zakaz handlu w niedzielę. Przy okazji mała ciekawostka. Praktyczni Anglicy już przed wiekami zauważyli, że w niedziele ludziom nie chce się wychodzić z domów. Żeby zachęcić ich do udziału w nabożeństwach, budowano karczmy w pobliżu kościołów. Działało.

Może by jednak zostawić samym zainteresowanym decyzję czy wolą pracę w niedzielę za podwójną stawkę i inny dowolny dzień wypoczynku. Na tyle wolności można chyba pozwolić dorosłym ludziom. Nie są to przecież dzieci z zapałkami, pozostawione same w pustym drewnianym domu.

Małgorzata Todd

Autorka prowadzi swojego bloga Internetowy Kabaret