Jedno z tzw. praw Murphy’ego głosi: człowiek postępuje racjonalnie wtedy, gdy inne metody zawiodą. Wiele wskazuje na to, że owe „inne metody” zawiodły na całej linii, gdyż w „coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości” zaczynają się pojawiać jaskółki racjonalności.
Mecenas, która spartaczyła przyjęte zlecenie między innymi nie potrafiąc poprawnie wypełnić weksla, decyzją Sądu Najwyższego musi wyrównać szkodę w kwocie – bagatelka – 2 milionów złotówek. Pierwszy milion pójdzie z ubezpieczenia, a 1,2 (pewnie doliczyli sobie koszty) mecenaska (jak „ministra” i „premiera”, no to konsekwentnie…) musi wyłożyć z własnej portmonetki. Na prawników padł blady strach – wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej, Zenon Marciniak, oświadczył, że wyrok oznacza „przyjęcie w praktyce zasady, że adwokat odpowiada za wynik sprawy”. To bardzo ciekawe stwierdzenie. Po pierwsze (zgodnie z orzeczeniem SN), p. Marciniak najwyraźniej nie zauważył, że p. mecenaska ma zapłacić za własne błędy, a nie za wyrok sądu, który przecież nie mógł orzekać wbrew prawu, ustalającemu między innymi zasady wypełniania weksli. Z drugiej strony – ileż to razy słyszeliśmy, że koncesjonowanie dostępu do zawodu przez korporacje prawnicze ma zapewnić najwyższą możliwą jakość usług. A tu proszę – koncesja była, a jakość usług, powiedzmy delikatnie, taka sobie. Jak widać koncesje mogą okazać się zbędne, skoro wystarczy zwykła odpowiedzialność finansowa za popełniane błędy. Racjonalne? Jak najbardziej, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę, że wadliwy towar można zwrócić bądź wymienić tudzież zażądać na koszt wykonawcy naprawy wadliwie wykonanej usługi. Podobno prawo jest jedno dla wszystkich, prawników też.
Drugi przejaw racjonalności jawi się w dyskusji o reformie… systemu emerytalnego. Otóż eksperci dostrzegli, że „liczne badania empiryczne wskazują, że wysokie opodatkowanie likwiduje miejsca pracy przede wszystkim osobom młodym”. Mało tego, zaczęli mówić o „podatkach” a nie o „składce emerytalnej”. Brawo! Niestety, jak wiadomo wielbłąd to też koń, tylko zaprojektowany przez ekspertów. Nie inaczej jest i tym razem. Otóż ci sami eksperci wpadli na pomysł, że „podwyższenie wieku emerytalnego […] przyczyni się do zwiększenia nowych miejsc pracy i nowych inwestycji” i w ogóle – „może zwiększyć tempo naszego rozwoju”.
Racjonalny wniosek powinien być taki, że skoro „wysokie opodatkowanie likwiduje miejsca pracy”, to należałoby zlikwidować „składkę” na ZUS, którą zresztą rząd planuje podnieść. Z kolei obserwując sytuację gospodarczą w Polsce trudno nie zauważyć, że publiczne nakłady na inwestycje rosną (a przecież „składką” ZUS – owską dysponuje rząd), ale jakoś miejsc pracy najwięcej przybywa w urzędach, co nie przekłada się na tempo rozwoju kraju. Wręcz przeciwnie. Tym samym należy wątpić, czy podwyższenie wieku emerytalnego przyczyni się do powstania nowych miejsc pracy, zwłaszcza dla osób młodych. W końcu gdzieś ci ludzie do 67 roku będą chcieli / musieli pracować.
Bastionem obrony przeciwko słuszności prawa Murphy’ego są, tradycyjnie, środowiska feministyczne. Nawołując do uczestnictwa w niedawnej „manifie” Katarzyna Bratkowska z Porozumienia Kobiet 8 Marca wygłosiła takie orędzie „Żądamy „przecięcia pępowiny” między państwem a Kościołem […] Chodzi o to, że w związku z kryzysem likwiduje się np. setki szkół i przedszkoli, ale mniej więcej tyle samo, ile chce się w ten sposób oszczędzić, wydaje się na katechezę – nie mówiąc już o tym, że powinny to być lekcje religioznawstwa, a nie religii. Poza tym nie zgadzamy się, by Kościół wpływał na decyzje parlamentarzystów dotyczące kobiet – chodzi m. in. o prawo do przerywania ciąży czy zapłodnienia in vitro”.
Hm…, z tego co pamiętam, to akurat nie beztroskie rolowanie długów przez Kościół wywołało kryzys, ani też nie Kościół w podskokach pędzi ratować Grecję (czyli de facto niemieckie i francuskie banki) pieniędzmi polskich podatników i potem brakuje na szkoły i przedszkola. Pomijam już fakt, że między nauką religii a religioznawstwa jest zasadnicza różnica. Z drugiej strony trudno nie zapytać, dlaczego finansowanie Kościoła z podatków jest niemoralne, ale już finansowanie partii politycznych czy „Krytyki Politycznej” z budżetu (w którym przecież brakuje środków na „szkoły i przedszkola”, nad czym feministki boleją głośno) niemoralne nie jest? No i wreszcie w czym wpływ Kościoła na decyzje parlamentarzystów jest gorszy, niż np. środowisk feministycznych? Skoro przyjmujemy, że Kościół nie reprezentuje postaw wszystkich kobiet, to należy założyć, że feministki również.
Inna sprawa, że przecież realizacja postulowanego przez feministki prawa do przerywania ciąży na życzenie przy obecnym niżu demograficznym w sposób naturalny rozwiąże problem niedoboru środków na utrzymywanie publicznych szkół i przedszkoli.
Chociaż w jednym przypadku trzeba oddać feministkom rację – po zbyt częstych „skrobankach” jedynym ratunkiem dla zaspokojenia instynktu macierzyńskiego przy zrujnowanej macicy jest zapłodnienie in vitro.
Czyli jednak w jakiś sposób to szowinistyczne prawo Murphy’ego również i u feministek działa.
Michał Nawrocki