Pamiętam, że jako dziecko często zastanawiałem się nad rozwiązaniem problemu ubóstwa. Oczywiście nie zdawałem sobie sprawy, że działania, które wówczas wydawały mi się skutecznym środkiem zaradczym, mogą nieść ze sobą negatywne konsekwencje. Na usprawiedliwienie mojej dziecięcej ekonomicznej ignorancji wyjaśnię, że w historii zarówno tej odległej, jak i tej współczesnej, żyło wielu takich „geniuszy” i owe eksperymenty nie kończyły się powodzeniem. Mimo to po dziś dzień podejmowane są próby magicznego stworzenia bogactwa.

„Obłęd: powtarzać w kółko tę samą czynność oczekując innych rezultatów.” – Albert Einstein.

Zanim jednak pochylę się nad historycznymi aspektami psucia pieniądza przypomnę mit o królu Midasie, który dostał od Dionizosa dar przemieniania w złoto wszystkiego, czego dotknie. Z początku rozradowany szybko jednak zrozumiał, że błogosławieństwo to jest zarazem przekleństwem, gdyż nawet strawa i wino pod jego dotykiem przybierały postać ciężkiego, chłodnego metalu. Mit ten doskonale obrazuje to, że złoto nie jest wartością samą w sobie. Złoto jest najefektywniejszym i najsprawiedliwszym sposobem mierzenia bogactwa, lecz samo w sobie nie posiada żadnej wartości. Mógł się o tym przekonać już Aleksander Wielki, kiedy po podboju Persji zastał w skarbcu wielkie ilości tego kruszcu. Kazał więc wybić z niego monety i puścił je w obieg, wypłacając hojne sumy swym żołdakom. Co było dalej? Otóż wbrew oczekiwaniom nie wzrosła zamożność obywateli, ale od tamtej pory, idąc na zakupy, trzeba było zabrać złoto o dwukrotnie większej wadze. Mało praktyczne, nieprawdaż?

Jeżeli samo zwiększenie ilości złota pociągnęło za sobą takie skutki, to co się stanie, gdy władca będzie psuł monetę poprzez mieszanie złota, bądź srebra z innym metalem, o znacznie mniejszej wartości? Otóż skutki będą opłakane. Dlaczego więc władcy z taką chęcią psuli swoją własną monetę? Jak dobrze wiadomo z historii, przywódcy państw uwielbiali wojny (nie ma chyba w historii Polski króla, który by nie prowadził chociaż jednej), a jak wiadomo, wojny do tanich nie należą. Trzeba opłacić żołd, wyżywić wojsko, a w razie porażki zapłacić kontrybucje. Skąd wziąć na to wszystko pieniądze? Oczywistym działaniem jest nałożenie podatku. Ale ściąganie podatków nie jest prostą sprawą: państwo musi zatrudnić poborców, a do tego podatki nie mogą być zbyt wygórowane, gdyż  lud się zbuntuje i nie będzie chciał ich płacić. W takim wypadku nie dość, że będzie miał wrogów zewnętrznych, to jeszcze właśni poddani ogłoszą bunt. Ostatecznie władca nie będzie miał funduszy na sfinansowanie armii. Idealna recepta na upadek, czyż nie? Ale nawet ta groźba nie powstrzymała – jak dotąd – żadnego autokraty.

Zjawisko psucia pieniądza pojawiło się w Polsce w szerszej skali już za czasów Bolesława Śmiałego, ale swój szczyt osiągnęło za panowania Mieszka III. Na czym polegał proces „renovationes monetae” tak chętnie wykorzystywany przez władców? Otóż z początku monety miały wysoką zawartość cennego kruszcu. Jednak gdy nadchodził czas, że skarbiec zaczynał świecić pustkami władca wydawał edykt nakazujący zebranie wszystkie dobrych monet „z rynku”. Następnie polecał mennicom przetopić monety, dodać tańszego kruszcu (najczęściej miedzi) i ponownie wybić. W taki sposób monarchowie po opłaceniu złotników przejmowali nadmiar wybitej monety i mogli sfinansować swe zaborcze działania. Mieszko III Stary, o którym już wcześniej wspomniałem, „odnawiał monetę” nawet trzy razy do roku. Były one tak cienkie, że stempel widniał tylko na jednej stronie. Oczywiście taka arogancja władcy nie mogła ujść na sucho. Szybko więc został zdetronizowany i wygnany z kraju.

A jak wygląda kwestia psucia pieniądza w dzisiejszym świecie? Otóż, jak łatwo można się było domyśleć, nie wyciągnięto ostatecznie żadnych wniosków z historii. Aby to zrozumieć należy przyjrzeć się rezerwie cząstkowej i pieniądzu fiducjarnemu. W systemie wolnej bankowości, gdy każdy bank mógł wypuścić swój własny pieniądz, nie do pomyślenia było, żeby nie miał on pełnego pokrycia w kruszcu. Owszem, zdarzały się takie sytuacje, lecz były to jednostkowe incydenty, sprawcy byli bardzo surowo karani (nawet śmiercią), a bank nigdy nie odzyskiwał wiarygodności wśród klientów. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy do poprawnie funkcjonującej gospodarki zaczęło wkraczać państwo. Aparat państwowy, z racji tego, iż zawsze dąży do rozrostu, zapragnął posiadać monopol na emisje pieniądza. Mimo że stworzony na tę okoliczność bank centralny osiągnął swój cel i pozbył się prywatnej konkurencji, nadal był mocno ograniczony standardem złota. Krok po kroku zaczęto więc odchodzić od tej zasady. Zaczęto wypuszczać więcej banknotów, niż można było pokryć w przechowywanym złocie, czyli wprowadzono system rezerwy cząstkowej. Ale na tym się nie skończyło. Jak dotąd w sytuacji, gdy większość klientów zechciała w tym samym czasie odzyskać swoje depozyty, bank nie posiadający stuprocentowej rezerwy po prostu bankrutował, gdyż nie był w stanie wypłacić należnego kruszcu. Aby tego uniknąć wypuszczono pieniądz „dekretowy”, zwany tudzież fiducjarnym (od łac. Fides – wiara). Jest to pieniądz, który nie ma żadnego pokrycia, a popyt na niego jest sztucznie wykreowany przez rząd, ustanawiający go jedynym „prawnym środkiem płatniczym” na terenie danego kraju.

Powinniśmy sobie również wyjaśnić, czym jest bank centralny? Otóż jest to tak zwany ”bank banków”. Jego zadaniem jest sprawne utrzymywanie tej piramidy finansowej. „Pożycza” on pieniądz bankom na pewien procent, zwany „stopą procentową”. Stopa procentowa praktycznie wyznacza dolną granicę oprocentowania kredytowego, czyli wyznacza cenę pozyskania kredytu. Scentralizowane ustalanie ceny jest domeną gospodarki planowej. Szkodliwość pieniądza fiducjarnego widać na przykładzie Republiki Weimarskiej. Wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej, 4 sierpnia 1914 roku w Rzeszy Niemieckiej zostaje zawieszona wymienialność Reichmarki na złoto. Kolejny raz państwo, by sfinansować niszczycielskie działania wojenne, zaczyna fałszować pieniądz, okradając przy tym swoich obywateli. W ciągu 4 lat dług Rzeszy wzrósł z 5,2 mld Reichmarek do 105,3 mld Reichmarek, fizycznie zaś w 1914 r. ilość marek wynosiła 5,9 mld, a gdy wojna się skończyła było ich już 32,9 mld. Zlekceważenie praw ekonomii dało się odczuć natychmiastowo. Skutkiem był wzrost cen hurtowych o 115%, spadek siły nabywczej o połowę, oraz spadek kursu do dolara o 84%. Dodatkowo w wyniku szeroko pojętych zniszczeń wojennych w 1920 r. Republika Weimarska osiągnęła zaledwie 61% swojej produkcji przemysłowej z 1913r. (w 1923r. spadła do 54%). Jakby tego było mało na państwo zostały nałożone reparacje wojenne, których rząd nie był w stanie spłacić w terminie, w związku z czym wojska francuskie i belgijskie wkroczyły do Zagłębia Ruhry – głównego obszaru przemysłowego w kraju. Rządy demokratyczne pragnęły również zrealizować zachcianki wyborców, lecz nie miały na to wystarczającego budżetu. Ponownie prawa ekonomii zostały zignorowane, w ruch poszły prasy drukarskie i zaczęto monetaryzować dług państwowy bezwartościowym papierem. Ilość marek wymknęła się spod kontroli i nastąpiła hiperinflacja. Można by zażartować, iż w pewnym momencie Reichmarka znów posiadała parytet, był to parytet Reichmarki do wartości papieru, na którym została wydrukowana. Po raz kolejny potwierdziły się słowa Mikołaja Kopernika : Rozkwitają te kraje, które mają dobrą monetę. […] Tymczasem zaś, gdy moneta z dnia na dzień tracąc na wartości upadła, i nasza ojczyzna z powodu tej plagi i innych nieszczęść została doprowadzona niemal do ostatecznej zguby.

Czymże jest więc kreacja pieniądza? Otóż nie różni się ona niczym od zwykłego fałszerstwa. Bank udzielając kredytu nie musi posiadać pieniędzy, które pożycza. Przykładowo, gdy bank posiada 10 milionów złotych, a stopa rezerwy obowiązkowej wynosi 10%, może on udzielić kredytu na 90 milionów zł. Jak trafnie zauważył już Mikołaj Kopernik psucie pieniądza korzystne jest dla złotników i władców. Także i w tym przypadku bank, który działa jak fałszerz, pożycza przykładowe milion złotych, od którego bierze odsetki, choć ten milion złotych nie został przez nikogo zaoszczędzony, nie został utworzony ludzką pracą. Jest to suma wykreowana z powietrza. Bank jest pierwszym ogniwem w łańcuchu inflacyjnym, gdyż zyskuje na tej operacji najwięcej. Kolejnym ogniwem jest kredytobiorca. On również korzysta, ponieważ kupuje towary po starych cenach, pomimo zwiększenia podaży pieniądza. Kto na tym traci? Otóż tracą na tym wszyscy pozostali, a szczególnie ci, którzy posiadają oszczędności proporcjonalnie do majątku posiadanego w owym pieniądzu. Przykładowo jeżeli w roku 2000 rozsądny człowiek posiadał oszczędności w wysokości 100.000 złotych, a w ciągu roku inflacja wynosiła 5%, to w roku 2001 mimo iż nominalnie posiadał wciąż 100.000 złotych, to było ono warte ubiegłoroczne 95.000 złotych. Czyli de facto człowiek ten w ciągu roku stracił równowartość 5000 złotych. Praktyka ta jest rozpowszechniona we wszystkich krajach współczesnego świata.

W skrócie prześledziliśmy historię upadku pieniądza. Od oszukiwania na jakości kruszcu, aż do totalnego wypaczenia i stworzenia pieniądza czysto papierowego, tak zwanego „fiducjarnego”. Historia, nauczycielka życia, pokazuje, iż to właśnie państwa, a nie uczestnicy wolnego rynku, dokonywały największych oszustw związanych z pieniądzem. Pieniądz jest towarem takim jak każdy inny, podlega zjawisku podaży i popytu. Skoro nie chcemy, by rząd miał monopol na produkcję i sprzedaż tak błahej rzeczy jak np. papier toaletowy, to dlaczego oddajemy mu kontrolę nad jednym z najważniejszych narzędzi gospodarki jakim jest pieniądz?

Artur Bisewski

Autor jest uczniem liceum im. Stefana Żeromskiego w Pucku, członkiem młodzieżówki KNP. Tekst został wyróżniony w konkursie „Akademia KoLibra”

Bibliografia:

Mikołaj Kopernik   „Monete cudende ratio – Zasady bicia monety”
Andrzej Zwierzyński  „Pieniadz i jego bankowa kreacja”
Wojciech Mazurkiewicz  „Władcy pieniądza, czyli banki centralne”
Jakub Wozinski  „Historia pisana pieniądzem”
Krzysztof Krzemień „Historia waluty polskiej”
Oresmiusz  „Traktat o powstaniu, istocie, prawach i zmianach monet”
Jörg Guido Hülsmann  „Kulturowe i duchowe dziedzictwo inflacji”
Thorsten Polleit  „Hiperinflacja weimarska”

2 KOMENTARZE

  1. Trzeba wiec zlikwidowac pieniadze. To logiczne. Wcale ich nie potrzeba do zycia. Poza tym co mamy sie nauczyc? Skoro pieniadze czyli bezwartosciowy zadrukowany papier w obieg puszczaja reptilianie. To ich sposob na zycie i ssanie ludzkiej energii. Trzeba po prostu ich z planety pogonic.

  2. Czasami tak się zastanawiam, co jest bardziej sprawiedliwe – inflacja czy podatki. Czy rząd powinien finansować wydatki z podatków, nakładanych arbitralnie, i w większości przypadków niesprawiedliwych. Czy może z drukowania pieniądza, wtedy tracą wszyscy proporcjonalnie do zgromadzonych pieniędzy.

Comments are closed.