„Feminizm” – rozumiany nie jako formalne równouprawnienie kobiet, tylko jako przekonanie, że powinny być one równe mężczyznom w każdej dziedzinie życia – doprowadził m.in. do powstania takiego zjawiska, jak zawodowy boks kobiecy, który, zdaniem wielu, odziera kobiecość z przyrodzonej jej subtelności i wdzięku. Z kolei genderyzm – czyli jeszcze bardziej wywrotowe przedłużenie tak rozumianego „feminizmu”, które w ramach „wyrównywania płci” próbuje zatrzeć między nimi biologiczne granice – prowadzi do sytuacji, gdzie w ramach domniemanej sportowej rywalizacji mężczyzna może pełnić zupełnie swobodnie rolę damskiego boksera w każdym tego słowa znaczeniu (abstrahując od tego, czy ma to obecnie miejsce w kontekście wiadomego wydarzenia, bo napływające zewsząd wzajemnie sprzeczne informacje czynią tę kwestię wysoce nieprzejrzystą).
Konsekwentnie wdrażany „feminizm” niekoniecznie sprzyja zatem zachowaniu kobiecej godności, zaś genderyzm z całą pewnością w nią godzi. Stąd wniosek – na dzień dzisiejszy zupełnie już niezaskakujący, jeśli nie wręcz oczywisty – że każda wywrotowa ideologia (tzn. ideologia negująca stanowisko, jakoby zwyczajowe struktury społeczne odzwierciedlały w jakimkolwiek zakresie obiektywnie niezmienną strukturę rzeczywistości) nie tylko sprowadza człowieka na manowce, ale też, im bardziej jest „zaawansowana” w swej wywrotowości, tym trudniejszym czyni powrót na prostą ścieżkę.
Koronnym przykładem tego ostatniego jest wyrażane obecnie przez wielu przekonanie, że „tryumfem kobiecej godności” w erze genderyzmu byłoby nie poważne przemyślenie samej koncepcji kobiecego boksu, tylko znokautowanie przez kobietę domniemanego mężczyzny. Tym samym samozwańczy antyrewolucjoniści sprzeciwiający się genderyzmowi okazują się myśleć na sposób „feministyczny”, niebaczni już tego, że obie wzmiankowane ideologie pochodzą ze wspólnego źródła i popychają stosunki społeczne w tym samym, całkowicie dysfunkcjonalnym kierunku. Taka jest siła konsekwentnie uprawianego ideologicznego mącicielstwa – i taki jest kaliber wyzwania, jakiemu trzeba sprostać, żeby uwolnić siebie i bliźnich spod jego wpływu. Jako że jednak sprostanie mu jest warunkiem niezbędnym prawdziwie godnego i kooperacyjnego męsko-żeńskiego współistnienia, nie należy przed nim kapitulować nawet w najmniejszym stopniu.
Jakub Bożydar Wiśniewski