13 grudnia 2012 roku w wielu miastach Polski odbyły się pod hasłem „Idzie Antykomuna” marsze zorganizowane przez organizacje narodowe. Marsz odbył się również w Kielcach. Patronowało mu Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości”. Uczestniczył w nim Rafał Ziemkiewicz. Oto jego przemówienie…
Pan Ziemkiewicz jak zawsze ma rację i jak zawsze przypomina nam jak być patriotą.
Dla młodego pokolenia – dla znajomości rzeczy – jak rodził się II PRL:
„Gdzieś na przełomie lat 82/83 przywieziono do Łęczycy Władysława Frasyniuka. Przez kilka dni trzymano go oddzielnie a następnie „dokwaterowano” do nas. Było nas już wtedy ponad dziesięciu i od czasu do czasu zmieniano nam strategicznie cele. Po jednej z takich roszad znalazłem sie sam na sam z Frasyniukiem w małej celi z czterema pryczami. Zastanawiałem sie nad celem takiej rozrzutności metrażowej – cele były zwykle przepełnione, a tutaj pomimo dwóch pustych prycz nie dokwaterowano nam nawet wtyczki (byli tacy). Najmniej machiawelicznym wytłumaczeniem mogło być że cela miała dobry podsłuch i chciano posłuchać naszych rozmów.
Rozbawiony pomyślałem że słuchających spotka raczej zawód bo Frasyniuka za tytana intelektu raczej nie uważałem – przeto szans na ekstrawertyczne dyskusje z mojej strony nie było. W jakimś jednak stopniu sie pomyliłem – Władek miał dziwnie wiele do powiedzenia. Nie mówił wprawdzie własnym językiem tylko cytatami z Michnika, Kuronia & Co, ale mówił zadziwiająco wiele i zadziwiająco płynnie. Wręcz recytował. Nie było w tym „prawie monologu” nic o „Solidarności” członkami KK której obaj byliśmy, ani o sytuacji Polski której wykładnikiem była nasza obecność w Łęczycy. Było natomiast bardzo wiele o strategii dojścia do władzy i o władzy tej przyszlym składzie. A ów referowany skład byl z grubsza taki, jak to dziś bym określił, pomagdalenkowy – czyli Frasyniuka idole, Frasyniuk i ci co z nimi trzymać będą.
Frasyniuk mówił, a mnie przed oczami rysowała sie scena z Sienkiewiczowego potopu, kiedy to książę Bogusław Kmicicowi o postawie czerwonego sukna referował…
Do tej pory nie jestem pewien co było powodem tej wylewności. Może wcześniejsza ulotka Grunwaldu, która po storpedowaniu Zjazdu tej organizacji w Grunwaldzie w lipcu 1981 i zapobieżeniu druku materiałów zjazdowych przez Zarząd Regionu Warminsko Mazurskiego, którego byłem wybranym właśnie przewodniczącym, deklarowała mnie Żydem. Może inspiracja Kiszczaka & Co, którzy mogli uważać mnie za kandydata na przyszłego magdalenkowca. Może wreszcie Frasyniukowe mniemanie że nikt okazji przyłączenia sie do przyszłej waadzy sie nie oprze i będzie o jej względy czynem i lojalnością zabiegał. Najbardziej dziś prawdopodobna wydaje mi sie mieszanina wszystkich trzech powodów – bo przecie ktoś musiał nam to tet a’tet w pół pustej celi zorganizować, a mój „wykładowca teorii przyszłej waaadzy” mówił otwarcie jak doswojego.
A ja go, nieszczęsny, zbyłem jak głupiego dzieciaka i wyśmiałem (nie próbując nawet, z uwagi na spodziewany podsłuch i Frasyniuka własne walory intelektualne, polemizować) wywołując najpierw zdziwienie i konsternację, a następnie wyraźną wrogość. Musi co jakiś plan w stosunku do mnie się wtedy rypnął… Czyj?
Była jeszcze później jakaś próba z jego strony podsunięcia mi do podpisania deklaracji że „uważam TKK za jedyną siłę przewodnią i reprezentację „Solidarnosci” i społeczeństwa”, a kiedy i to wyśmiałem – zostaliśmy wrogami. Właściwie – Frasyniuk został moim wrogiem, bo ja go po prostu lekceważyłem. Lekceważyłem niesłusznie – jak dowiodła późniejsza Magdalenka, której prescenariusz było mi dane wysłuchać w cztery oczy od Władyslawa Frasyniuka w wiezieniu w Łęczycy na początku roku 1983.”
Mirosław Krupiński – „Zaułki zbrodni” – fragment. Polecam do przeczytania w necie całość.
Comments are closed.