Ponieważ poprzedni artykuł ( UPR-owskie dylematy) wywołał komentarze rozmijające się z moją intencją, pozwolę sobie rozwinąć podstawę moich wniosków.
Wszyscy prawicowi myśliciele, po Rewolucji Francuskiej, zwracali uwagę na skutki konstruktywizmu, który musi wspierać wykonanie socjalistycznych pomysłów. Pogarda dla tradycji i zastanych urządzeń społecznych, uruchamiała zawsze lawinę ustaw i zarządzeń niszczących subtelną sieć relacji oraz powiązań między różnymi grupami społecznymi, w konsekwencji by zapanować nad narastającym chaosem musiano sięgać po krwawą dyktaturę.
Moim zdaniem, najbardziej trafną analizę instytucji społecznych przeprowadził Hayek, wykazując, między innymi, niemożność odgórnego zaprojektowania efektywnych rozwiązań systemowych. Historia kolejnych rewolucji, oraz instalowanych systemów totalitarnych takich jak faszyzm czy komunizm, potwierdziła co do joty przewidywany przez niego ciąg wydarzeń. Należy więc przyjąć do wiadomości, że jedynymi trwałymi i dopasowanymi do kondycji ludzkiej instytucjami społecznymi są te, które powstały ewolucyjnie mimo, że nikt ich nie zaprojektował. I nie ma tu znaczenia czy rewolucyjne zmiany zaprojektuje lewica czy prawica, skutek będzie taki sam, nastąpi rozpad tkanki społecznej, podczas gdy odtworzenie nowej – dopasowanie niepoliczalnej ilości elementów struktury do siebie – jeśli nastąpi to w sposób trudny do przewidzenia.
Dlaczego tak się dzieje wyłożył Alexis de Tocqueville w książce „Dawny ustrój i rewolucja”. Studiując archiwa dokumentów z okresu przed rewolucją doszedł do wniosku, że jej przyczyną była próba radykalnej poprawy losu chłopów i mieszczan w kraju zarządzanym przez scentralizowaną bezduszną administrację. Lud cierpliwie znosił największe upokorzenia i ciężary gdyż nie przychodziło mu do głowy, że cokolwiek da się zmienić. Gdy Ludwik XVI zaczął forsować zmiany, podkreślając nędzę i wyzysk jakiemu są poddawani, uwierzyli mu i wzięli sprawy w swoje ręce, skracając go o głowę. I znowu historia potwierdziła to spostrzeżenie: upadły nie te reżimy, które były najokrutniejsze ale te które dały nadzieję na zmiany.
Co ma wspólnego z tym UPR? Wielokrotnie w dyskusji nawet z młodymi działaczami SLD uzyskiwałem potwierdzenie słuszności programu UPR przy równoczesnym stwierdzeniu, że jest on nierealny. To utwierdza mnie w przekonaniu, że zwolenników mamy wielokrotnie więcej niż głosów poparcia, bo brakuje mam „zwiastunów” potencjalnych zmian. Od początków naszej niepodległości „reprezentanci elit” demonstracyjnie obnoszą się ze swą pogardą dla demokracji, pozorując zmiany na lepsze, nie ukrywając fasadowości instytucji, względności ustanawianych praw i nietykalności samozwańczych elit. Wystąpienia Sobiesiaka, Drzewieckiego i innych baronów przed komisją hazardową, poczynania Sekuły, Palikota, Wałęsy oraz wydarzenia awansujące do rangi światowych skandali, mają nam wbić do głowy, że tak jak jest, to już było i będzie po wsze czasy.
Nie jest to specyfika naszych rządów, fasadowość instytucji demokratycznych w wielu krajach świata jest niekiedy widoczna gołym okiem (wyjątek stanowi Szwajcaria). Ale to nie oznacza, że nic nie da się zrobić.
Władza przekonana o znikomym wpływie samorządów na ich kondycję, traktuje wybory lokalne wyłącznie jako test na stopień wytresowania wyborców, nie przykłada się specjalnie do nich ale i nie lekceważy ich. I jest to jedyne miejsce gdzie mogą wcisnąć się autsajderzy. Ale muszą pojawić się osoby, które coś znaczą w tym środowisku, znają problematykę lokalną i potrafią wywrzeć korzystne wrażenie na słuchaczach, dlatego wszelkie koalicje są nie tylko dopuszczalne ale i konieczne.
Trzeba przyjąć do wiadomości, że poza młodymi pozostali zawsze mają coś do stracenia. Stan aktualny jest przez większość jakoś oswojony, bo metodą prób i błędów, znaleźli niszę w której czują się bezpiecznie. Nie należy brać ich utyskiwań na poważnie, wiedzą że władza gdy zechce znajdzie wiele sposób by im dokuczyć, więc po co porywać się na coś, czego skutki nie są do końca pewne. Nie wolno straszyć ludzi radykalnymi zmianami, bo nie zawsze potrafią zrozumieć i przełożyć je na poprawę swojej sytuacji, gdy doświadczenie podpowiada im że „pokorne ciele dwie krowy ssie”.
Dlatego rzuciłem pomysł by mówić z nimi o tym, co jest im znane a odczuwane jako istotny problem. Jeśli prawica nie wygra wyborów samorządowych to efekt wyborów do sejmu będzie z góry przesądzony. Potrzebne jest ogólnokrajowe ramowe porozumienie prawicowych partii, z gwarancją powstrzymania się od prób dominacji. Główny front przebiega na dole i tam powinny zapadać decyzje kto najlepiej sprawdzi się w roli lidera. Dopiero po wyborach przyjdzie czas na ustalanie wzajemnych relacji. Czy namawiam do zgniłych kompromisów ?- tak, bo walka idzie o zachowanie resztek wolności i wiary, że jednostka nie jest tylko nawozem historii – jak mawiał tow. Lenin.
Wojciech Czarniecki
UPR już nie ma,
…są tylko dwie strony internetowe, i wirtualne pojałanie się,
Comments are closed.