Pod koniec liturgii Wielkiego Piątku ksiądz proboszcz z mojej parafii zakomunikował, że w przyszłym roku procesja rezurekcyjna odbędzie się w Wielką Sobotę. Niedzielna procesja rezurekcyjna to polska tradycja, sprzeczna z reformami posoborowymi. Jej likwidacja następuje też i w innych parafiach w Polsce.
Może to mieć związek z rugowaniem tradycyjnej polskiej pobożności tak docenianej przez prymasa Wyszyńskiego i świętego Jana Pawła II, pobożności będącej wyrazem pierwotnego związku katolicyzmu i polskości. Widać w planach na przyszłość Polska Katolicka nie jest przewidywana.
Nie będę krył, że zapowiedź likwidacji niedzielnej rezurekcji uznaję za szkodliwą. Zapowiedź likwidacji rezurekcji w Niedziele odebrałem bardzo osobiście jako krzywdę i jako wyraz pogardy dla mojej osoby – polska pobożność ludowa jest immanentną częścią mojej tożsamości.
Miast o brzasku, gdy słońce się odradza sławić Zmartwychwstanie, rezurekcja będzie odbywać się w nocy. Może dla większego efektu jej uczestnicy będą nieśli pochodnie. Przed laty marsze z pochodniami zawsze robiły wielkie wrażenie.
Według informacji jakie znalazłem w internecie sobotnia rezurekcja ma być powrotem do liturgii sprzed kilkuset lat. Co ciekawe taki powrót do starej liturgii dotyczy niszczenia pięknych polskich tradycji, ale nie dotyczy powrotu do mszy trydenckiej, która miała być odprawiana zgodnie z nauczaniem drugiego soboru watykańskiego. To taka charakterystyczna wybiorczość.
Idea łączenia dotychczasowych liturgii ma ogromny potencjał. Zapewne wielu parafianom znudzonym wielodniową i wielogodzinną liturgią odpowiadałaby zamiana pięciodniowej liturgia w jednodniową, łączącą w sobie liturgię Triduum Paschalnego, niedzieli i poniedziałku.
Pomysł likwidacji niedzielnej rezurekcji nie był jedyną kwestią, która napełniła mnie smutkiem. Od wielu lat boli mnie to, że księża w kazaniach zamiast wiernym przybliżać nauczanie Kościoła Katolickiego, wygłaszają kazania składające się dość płytkich rozważań osobistych, filozoficznych opowiastek i emocjonalnych świadectw. Dzięki takiemu przemilczaniu nauczania Kościoła Katolickiego duża część praktykujących wiernych pogrążona jest nieświadomie w zabobonach oraz herezjach, i nie ma podstawowej, katechizmowej, wiedzy o nauczaniu Kościoła Katolickiego – co na przykład widać w wyborach politycznych katolików i powszechnej akceptacji zła przez katolików – o której w jednym swoich wywiadów mówił arcybiskup Hoser.
Praktykujący wierni w Polsce potrzebują, niczym wyschnięta na popiół ziemia, deszczu, katechizmowych prawd wiary, społecznego nauczania Kościoła, Ewangelii, żywotów świętych będących wzorami osobowymi. Pseudofilozoficzne, infantylne opowieści, wyrastające z herezji, podobne do historii heretyka Antonio de Melo, to pusty bełkot zamulający umysły katolików, odcinający ich od ożywczej logiki i realizmu obecnego w prawdziwym nauczaniu katolickim.
W mojej parafii w czasie liturgii Wielkiego Czwartku miałem nieprzyjemność wysłuchać właśnie takiego niekatolickiego kazania. Historii nie adekwatnej ani do miejsca ani do wyjątkowego czasu misterium. Kazanie księdza oparte było na historii napisanej przez brazylijskiego poetę. Była to dość płytka, alegoria z heretyckimi elementami, opowiadająca o miłości, która mieszkała na ziemi. Po jakimś czasie na ziemi pojawił się człowiek, który wyrzucił miłość ze swojego serca, na marginesie zwracam uwagę na brak elementarnej logiki – miłość była na ziemi a człowiek przegnał ją ze swego serca. Po tym jak człowiek wygnał miłość, to ją ukrzyżował i jako chleb zjadł, a ona powróciła do jego serca. Bezsensowna opowieść zabrała czas, jaki kapłan mógł poświecić na przybliżenie wiernym logicznej, sensownej, i kształtującej dobro, opowieści o autentycznych wydarzeniach z życia Jezusa – które w dobie powszechnej laicyzacji nie są znane nawet wielu wiernym regularnie praktykującym.
W dalszej części kazania ksiądz stwierdził, ze nie powinniśmy obnosić eucharystii po ulicach, i mieć ją na sztandarach. Warto pamiętać, że robimy to w uroczystej procesji Bożego Ciała. Po zapowiedzi księdza proboszcza likwidacji niedzielnej rezurekcji obawiam się, że postulat nie obnoszenia eucharystii, może być zapowiedzią likwidacji Bożego Ciała.
By oddać sprawiedliwość, kazanie wikarego w niedzielną rezurekcję było świetnym przykładem, że jak się chce to można głosić wspaniałe katolickie kazania. Wikary na przykładzie tradycyjnej wielkanocnej pieśni, punkt po punkcie, wyjaśniał genezę i znaczenie liturgii Wielkanocnej w życiu katolików.
Inną dziwną praktyką w mojej parafii są chasydzkie śpiewy. Ma to być zapewne powrót do tradycji biblijnych. Mam dużo wątpliwości co do tego, że biblijni Izraelici śpiewali i grali na chasydzką nutę – zważywszy na to, że, znany z filmów hollywoodzkich, chasydyzm na ziemiach polskich powstał w XVIII wieku, i na to, że trudno na podstawie archeologii i antropologii kulturowej przekonstruować muzykę z czasów kiedy nuty ani nagrania nie istniały. Z pewnością można twierdzić, że biblijni Izraelici grali inaczej niż chasydzi, będący inspiracją dla śpiewów w mojej parafii. Narzucanie polskim katolikom obcej im kultury chasydzkiej, jest szkodliwym i głupim imperializmem kulturowym, co narzucanie folkloru Kurpiów czy Kaszubów Chińczykom, czy rdzennym mieszkańcom Ameryki posiadającym własne kulturowe środki wyrazu. Udawanie chasydów w sytuacji posiadania przez katolików własnej, liczącej 2000 lat, tradycji to bezsens.
Razi też wprowadzanie do liturgii określeń judaistycznych. Mamy już kantora, to pewnie za jakiś czas organistę nazywać będziemy klezmerem, a proboszcza rabinem. Rozumiem, że niektórzy wpływowi parafianie czują olbrzymią emocjonalną więź z Żydami i judaizmem, ale ich uczucia nie mogą prowadzić do dyskryminacji i marginalizacji wiernych zakorzenionych w polskości i katolicyzmie, do rugowania z kościołów polskiej pobożności ludowej i tradycji katolickiej.
Nowinki liturgiczne miast czynić liturgie bardziej wzniosłą kończą się karykaturalnie. W liturgie Wielkiego Czwartku Ewangelia czytana była przez dwu księży. Partie Żydów wyśpiewywał niezbyt wyraźnie chór. O groteskę ocierało się za to wypowiedzi negatywnych bohaterów domagających się prześladowania Jezusa, odśpiewywane one były radośnie niczym chóry anielskie, gdy partie Jezusa były odczytywane z powagą.
Tymi uwagami dzielę się idąc za wezwaniem papieża Franciszka, który wezwał nas byśmy czynili raban. Byśmy aktywnie brali udział w nowej ewangelizacji. Dobro Polski i Polaków zależy od tego czy nauczanie katolickie dotrze do świadomości Polaków, co by pozwoliło na wyzwolenie Polaków z zachowań autodestrukcyjnych.
Jan Bodakowski
Nie wiem jak w innych parafiach w Polsce, w parafii gdzie uczestniczyłem, w tym roku, w nabożeństwie Wielkiego Piątku zabrakło modlitwy o nawrócenie Żydów. Czyżby dalsze owoce II Soboru i dialogowania z mojżeszowymi odłamami? Jak było w innych kościołach w Polsce w Wielki Piątek?
W mojej parafii też zabrakło, w innym kościele w Wielką Sobotę nie było przy święceniu wody Litanii do Wszystkich Świętych a w Poniedziałek Wielkanocny gwardian klasztoru bernardynów w obrzydliwie poprawny politycznie sposób zrugał całą tradycję śmigusa – dyngusa wplatając przy tym akcenty feministyczne!
Modlitwy o nawrócenie Żydów nie było w mojej parafii już rok temu.
Comments are closed.