Bogdan Klich pozostał na swoim stanowisku. Trudno było spodziewać się innego wyniku głosowania w sprawie wotum nieufności. Wydarzenie to jest niejako symbolem całego stanu naszego państwa na czele z armią oczywiście. Minister Klich chcąc pokazać jaki jest odważny, postanowił wziąć kurs na górę lodową. W tej chwili stara się ją staranować i pomimo tego, że w kadłubie jest już pokaźna dziura, a woda zaczyna zalewać maszynownię, on wciąż krzyczy „Spokojnie! Wiem, co robię! Wiem, co robię!”, jednocześnie przeganiając z mostku tych, którzy chcą zatrzymać ten szalony rajd.
Mostek, jak to mostek. Jest okupowany przez wiernych ministra Klicha. Żeby uspokoić sytuację na pokładzie, wydelegowano przedstawicieli PSL. Ujrzeliśmy naprawdę wzruszające PRowskie sceny, jak to posłowie tej partii chcieliby odwołać Klicha, ale nie mogą. Sytuacja w ogóle jest dosyć zabawna, bo sami przyznają, że Klich jest fatalnym ministrem, ale mimo to głosowali za pozostawieniem jego osoby na stanowisku. Stołki są przecież ważniejsze od polskiej armii. Czy ktoś w ogóle na te zagrywki jeszcze daje się nabierać?
Współczuję polskim żołnierzom. Nasza armia jest obecnie chyba w najgorszym stanie od początków istnienia polskiego państwa. Ostatnio rozkładowi podlega nawet jej sztandarowa część, czyli jednostka specjalna GROM. Osiągnięciem ministra Klicha jest bez wątpienia to, że o GROMie mówi się publicznie z regularnością do kilku tygodni. Szkoda, że jest to osiągnięcie wyjątkowo niechlubne, bo o jednostce powinna być zupełna cisza. Kilkanaście dni temu można było usłyszeć o odejściu kolejnych trzynastu żołnierzy pełniących bardzo wysokie stanowiska. W połowie zeszłego roku jednostkę opuścił jeden z jej najlepszych dowódców – płk. Dariusz Zawadka. Pozostałe sygnały docierające do opinii publicznej także nie brzmią optymistycznie. Zza kulis wyłania się obraz skonfliktowanego środowiska, którego fundamentem powinna być przecież współpraca i zaufanie. Słychać także o drastycznych cięciach budżetowych, które podkopują wiarygodność Polski w oczach sojuszników. Z ich powodu przełożono po raz kolejny wspólne ćwiczenia z amerykańskimi siłami specjalnymi.
GROM to jedynie wierzchołek góry lodowej. Skoro postępujący rozkład dotarł już do elitarnej jednostki, można sobie wyobrazić, co się dzieje w pozostałych częściach polskiej armii. Śmiertelność generałów mamy najwyższą na świecie i to pomimo pokoju! Najpierw katastrofa samolotu CASA, później katastrofa Tu-154, w których ginie elita polskiej armii. Nawet jeśli Klich nie ponosi za nie odpowiedzialności prawnej (o tym zdecyduje prokuratura), to ponosi odpowiedzialność polityczną. To trochę tak, jak z trenerem drużyny piłkarskiej. Drużyna może grać źle niekoniecznie z winy trenera, a mimo to trener traci stanowisko.
Minister Klich zdecydował się w ekspresowym tempie dokonać profesjonalizacji armii. Samą decyzję o jej przeprowadzeniu trudno krytykować, jednak próba dokonania tego w przeciągu 2 lat jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialna. Pół biedy, gdyby poszły za tym odpowiednie środki finansowe. Jak na ironię jednak, dokładnie w okresie przeprowadzania profesjonalizacji, dokonano cięć budżetowych! Jest to sytuacja ocierająca się o groteskę. Profesjonalizacja jest forsowana na siłę, brakuje środków, brakuje sprzętu, walczymy zimnowojennymi reliktami, a minister Klich dodatkowo radośnie oświadcza, że przejmujemy odpowiedzialność za całą prowincję Ghazni w Afganistanie. Później jest wielkie zdziwienie, że w prasie amerykańskiej pojawiają się wypowiedzi tamtejszych wojskowych (potwierdzone zresztą przez wicegubernatora Ghazni), sugerujące bierność naszych żołnierzy. W rzeczywistości problemem nie są żołnierze, a politycy, którzy porwali się z motyką na słońce. Polscy żołnierze robią, co mogą w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Sytuacja zaś jest czyim dziełem? Żołnierzy czy polityków? Takiej pogardy dla żołnierzy, jaka panuje w III Rzeczpospolitej nie było jeszcze nigdy w historii naszego kraju.
Nie lepiej jest wcale z tzw. Narodowymi Siłami Rezerwowymi, które okazały się całkowitą klapą. Miało być 10 tys. ochotników, jak na razie jest bodajże 3 tys. i dalszych chętnych brak! Klich liczył, że do NSR ruszą całe tłumy profesjonalistów z różnych zawodów. Skończyło się to tym, że przyjmowane są osoby z wykształceniem ponadgimnazjalnym. Jestem bardzo ciekawy, jak ta radosna ferajna poradzi sobie w sytuacji prawdziwej potrzeby. O optymizm jest tutaj naprawdę trudno.
Morale w polskiej armii jest doprawdy fatalne. Proszę pomyśleć, jak może czuć się żołnierz, który wie, że na czele resortu obrony stoi zadeklarowany pacyfista, twierdzący, że nie należy przemalowywać Rosomaków służących w Afganistanie na kolor pustynny, bo Talibowie boją się zielonych pojazdów? Śmiertelność najwyższego dowództwa także ma istotny wpływ na nastroje panujące wśród żołnierzy. Wojsko Polskie pogrąża się coraz bardziej w marazmie i martyrologicznych rozważaniach. Problem w tym, że obecnie żyjemy w czasach pokoju, w których wojsko powinno dumnie patrzeć w przyszłość.
Osoby krytykujące ministra Klicha rzadko goszczą w mediach. Ostatnio dłuższą wypowiedź miał gen. Sławomir Petelicki (link). TVN przestał go zapraszać po niesławnym incydencie z nieudanym odbiciem zakładników na Filipinach w sierpniu zeszłego roku. Wtedy to gen. Petelicki został zaproszony do studia w roli eksperta. Słusznie zwrócił uwagę, że sprawa Filipin nie ma dla Polski żadnego znaczenia i jego interesuje stan Wojska Polskiego, a nie szaleniec porywający autobusy na drugim końcu świata. List sygnowany przez założyciela GROMu oraz gen. Waldemara Skrzypczaka i Krzysztofa Rybińskiego w sprawie naszej sztandarowej jednostki nie odbił się zbyt szerokim echem. U nas nagłaśnia się amatorską akcję antyterrorystyczną z Filipin, a marginalizuje się problemy stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. Niestety wysokiej klasy profesjonaliści pokroju gen. Petelickiego, nie mają łatwego życia w debacie publicznej, bo burzą idylliczny, sielankowy obraz kreowany przez propagandę rządową.
Lata płyną, Wojsko Polskie zamiast w coraz lepszym stanie, podlega coraz głębszemu rozkładowi. Sytuacja zmierza w bardzo niepokojącym kierunku. Już teraz nie jesteśmy w stanie odeprzeć samodzielnie praktycznie żadnego ataku z zewnątrz. Co więcej nie czynimy w zasadzie żadnych starań, aby dać jakieś sensowne powody naszym sojusznikom do obrony naszego kraju, gdyby zaszła taka potrzeba. Stan polskiej armii wynika w dużej mierze z faktu, że ciężko jest zarobić punkty wyborcze dokonując zakupów sprzętu wojskowego. Stąd jest to zawsze odległa pozycja dla rządzących, niezależnie od opcji politycznej. Wojsko potrzebuje także zaangażowania w szersze projekty militarne, które przyczynią się do rozwoju naszego rodzimego przemysłu zbrojeniowego. Dobrym przykładem jest projekt Joint Strike Fighter, którego urzeczywistnieniem stał się samolot F-35 Lightining II. Warto zauważyć, że wkład niektórych zaangażowanych krajów wykroczył niewiele ponad 100 mln dolarów. Nie są to kwoty, które byłyby nie do udźwignięcia dla Polski (zwłaszcza jeśli wojsko byłoby jedną z nielicznych sfer, którymi zajmowałoby się państwo). Oprócz dostępu do najnowocześniejszych technologii i wzmocnienia naszego rodzimego przemysłu zbrojeniowego, pozwoliłoby to na zacieśnienie stosunków z sojusznikami, którzy otrzymaliby jasny sygnał, że są tu interesy warte obrony. Nie potrafimy także wykorzystać potencjału, który jest na wyciągnięcie ręki. W PZL Mielec produkowane są nowoczesne śmigłowce wielozadaniowe (z naciskiem na transport) S70i Black Hawk. Polska wykorzystuje obecnie przestarzałe śmigłowce Mi-17. Nikt z resortu obrony nie ma żadnych poważnych planów, żeby wykorzystać potencjał mieleckich zakładów (a GROM narzeka na brak śmigłowców!). Tak na marginesie mówiąc, skoro mieleckie zakłady są w stanie produkować zmodernizowaną wersję Black Hawk, to dlaczego miałby nie spróbować swoich sił w produkcji np. AH-64 Apache? Tak się bowiem dziwnie składa, że Mi-24 eksploatowane przez Polskę coraz bardziej się starzeją i zużywają na misji w Afganistanie…
Warto mieć na uwadze fakt, że siła armii wciąż jest ważnym wyznacznikiem pozycji kraju na arenie międzynarodowej. Stąd śmieszne jest wylewanie żalów przez polityków, że jesteśmy ignorowani w relacjach z innymi krajami i jednoczesny brak postulatów odnośnie radykalnego wzmocnienia Wojska Polskiego. Niestety trzeba twardo stąpać po ziemi. Żaden poważny kraj nie będzie traktował na równi 38 mln państwa, które nie jest w stanie zapewnić wystarczającego bezpieczeństwa zewnętrznego swoim obywatelom. Wojsko to prestiż, a prestiż to pozycja międzynarodowa. I tak będzie jeszcze bardzo długo.
Minister Klich przyspawał się mocno do stołka. Niewykluczone, że zostanie w przyszłości odwołany, ale nie dlatego, że jest złym ministrem. Zostanie zdymisjonowany, bo słupki sondażowe zaczynają lecieć w dół i perspektywa kolejnych czterech lat przy korycie zaczyna się powoli oddalać. Podobno w Platformie Obywatelskiej były robione już jakieś sondaże na temat dymisji Klicha. Oto właśnie dzisiejsza rzeczywistość polityczna. Nieważne czy ktoś wypełnia swoje obowiązki dobrze czy źle, ważne czy ładnie wypada w sondażach. Odpowiedzialności karnej za stan polskiej armii nie poniesie oczywiście nikt, bo odpowiedzialność jest rozproszona na cały lud, który to ponoć jest suwerenem ministra Klicha. To jest też fundamentalna różnica pomiędzy statkiem MON kierowanym przez ministra Klicha, a statkiem realnym. W przypadku prawdziwego statku, Klich poniósłby odpowiedzialność, bo to kapitan odpowiada za to, co się dzieje, a nie bliżej niesprecyzowany zbiorowy podmiot.
Brak konsekwencji, spójności, pomysłu, a przede wszystkim finansowania. To są główne przyczyny stanu polskiej armii. Naturalnie olbrzymia część środków jest marnotrawiona przez niewydajne struktury oraz lekkomyślne decyzje urzędników i polityków. Wojsko jest niczym lustro, które odbija wewnętrzny stan całego państwa. Sytuacja zmierza do stanu, w którym 15 sierpnia bliżej niesprecyzowanego roku, prezydent Bronisław Komorowski na Uroczystej Odprawie Wart zamiast powiedzieć „Czołem żołnierze!”, wykrzyknie „Sztandar Wojska Polskiego wyprowadzić!”. Oby ten smutny dzień nigdy nie nadszedł…
Łukasz Stefaniak
Foto. PSz/Prokapitalizm.pl
jak się zatrudnia 60 tys. urzędników to nic dziwnego że brakuje kasy choćby na skarpety. To tylko taki patałach jak Klich mógł tak nadymać AMW, coś, co powinno być rozwalone każdym możliwym kosztem od zaraz.
W wojsku to najgorsza jest biurokracja. Trzeba rozpocząć od rozgonienia pasibrzuchów w stopniach kapitana czy majora, którzy poligon widzieli raz, w szkole podchorążych i to bardzo krótko, a teraz siedzą w różnych WKU czy innych manufakturach papierów i kwitów.
Smieszne te wasze licealne komentarze. Prawda jest zupelnie inna. Polska armia jest rozpieprzana celowo jako czesc szeroko zakrojonego planu, realizowanego w roznych krajach. KLUB zdecydowal, ze armie zbuduje sie na najemnikach, ktorzy za kase rozwala kazdego, kogo im KLUB wskaze. Taka armia bedzie strzelac w Afganistanie i w Polsce – do swoich. KLUB wie czego sie musi bac i jak z tym bedzie walczyl.
Wcięło gdzieś po drodze link w ósmym akapicie. 🙂
„W wojsku to najgorsza jest biurokracja. Trzeba rozpocząć od rozgonienia pasibrzuchów w stopniach kapitana czy majora, którzy poligon widzieli raz, w szkole podchorążych i to bardzo krótko, a teraz siedzą w różnych WKU czy innych manufakturach papierów i kwitów.”
Ci, którzy są świetnie wyszkoleni giną na polu bitwy, jak por. Daniel Ambroziński. Osoby domagające się głośno zmian są zaś wywalane, jak gen. Waldemar Skrzypczak, a w tym, co dzieje się w GROMie od kilku miesięcy to już mało kto z zewnątrz się orientuje. Byli dowódcy kłócą się między sobą, nie wiadomo na dobre po czyjej stronie jest racja, Klich nic sobie z tego nie robi, łamie ustawę dotyczącą finansowania MON i twierdzi, że wszystko jest w porządku. Potrzeba kogoś o silnej osobowości, kto będzie w stanie to wszystko poskładać do kupy, bo Klich z pewnością tego nie zrobi.
celowe działanie strategicznych partnerów i będących na ich usługach razwiedki
Celowo wybrano taka niedojde i niekompetentna oferme jak Klich. Ma sie na niczym nie znac i w niczym nie przeszkadzac. To marionetka sterowana z tylnego siedzenia. Jak juz wszystko sie rozpadnie i przyjada swoi, wtedy na ich czele pojawi sie KLUBOWICZ z B.(urdelu). A wszystko to sfinansuje im polski, niekumaty podatnik.
Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości co do stanu obronności polskiej, przecież urzędników z teczkami nie można nazwać wojskiem, niech rzuci okiem na liczby ze strony tzw. MON:
Generałowie – 120
Oficerowie (w tym generałowie) – 21 555
Podoficerowie – 39 276
Szeregowi – 36 501
Słuzba nadterminowa – 103
Kandydaci do zawodowej służby wojskowej (elewi, podchorążowie) – 2343
Ogółem – 99 778
Koniecznie zobaczcie ten „fajny” zestaw dla Polski; niestety wciąż chyba aktualny??? Link poniżej:
http://www.youtube.com/watch?v=ZTVPYsEjc10
Comments are closed.