Najlepszą definicją słowa konserwatysta jest ta zamieszczona w Słowniku Diabła Ambrose Bierce’a : „Konserwatysta, rzeczownik. Polityk rozmiłowany w istniejącym złu i tym różniący się od liberała, który chciałby zastąpić istniejące zło innym”. Wyrażając to mniej zjadliwie, konserwatysta szuka oparcia w przeszłości i poszukuje stałości, podczas gdy liberał chlubi się swą wizją przyszłości i jest mistrzem zmiany.

Ponieważ liberał (w USA pojęcie „liberał” odnosi się do lewicy – przyp. red.)czy radykał chcą nagłej zmiany istniejącego porządku, zwykle są oni bardziej aktywni niż konserwatysta. Nie dzieje się tak, gdy ten ostatni jest pobudzony strachem przed niebezpieczną zmianą lub zaalarmowany rozkładem swego społeczeństwa. Konserwatysta skłania się ku poleganiu na zwyczajach, nawykach i zastanych instytucjach. To właśnie ta tendencja dała Johnowi Stuartowi Millowi powód do nazwania konserwatystów „głupią partią”.

Jednak gdy konserwatysta zostanie sprowokowany do głębokiej refleksji i aktywnego działania, często porusza się z szybkością zadziwiającą jego radykalnych i liberalnych przeciwników. Istnieją głupi konserwatyści, podobnie jak istnieją głupi liberałowie i radykałowie; jednak konserwatyści nie tworzą bynajmniej „głupiej partii”. Walter Bagehot napisał, że „konserwatyzm jest przyjemnością”. Konserwatysta wierzy, że społeczeństwo amerykańskie pomimo swych znaczących wad zachowuje ukrytą pod nimi prawość. Tak więc nie podziela on, charakterystycznej dla radykałów, obsesyjnej chęci ukształtowania wszystkiego na nowo. Nie wierzy w to, że nasz świat jest najgorszym z możliwych, ale też nie wierzy w to, by udało się kiedykolwiek zapewnić doskonałość ziemskiemu padołowi. Konserwatyści tworzą głupią partię tylko w tym sensie, w jakim radykałowie tworzą partię neurotyczną; niektórzy konserwatyści są ospali i zadowoleni z siebie, niektórzy radykałowie są malkontentami i histerykami – ludźmi pokroju tych, którzy dołączyli do Dawida w Jaskini Odollama. Profesor F. J. C. Hearnshaw napisał, iż „zwykle wystarczy konserwatyście usiąść i pomyśleć, prawdopodobnie wystarczy, że po prostu usiądzie”.

Obecnie jednak wielu konserwatystów zdało sobie sprawę, że nie wystarczy im tylko usiąść; muszą myśleć oraz działać. Kilka lat temu napisał do mnie mój szkocki przyjaciel, George Scott Moncrieff, uznany pisarz, który przedstawił tę kwestię w sposób wart zapamiętania: „Ludzie zdają się akceptować realia, które przez wieki były odrzucane przez mędrców, a wokół nas rozbrzmiewa złowieszczy dźwięk podobny odgłosowi niezliczonych stóp na wzgórzach Gadary”. „Wszystkie dobre miejsca i dobrzy ludzie – kontynuował – stają się ofiarami „nie otwartej wrogości, lecz nieznośnej, sprawiającej pozory słuszności, hipokryzji”.

Zatrwożeni duchem czasów ludzie o konserwatywnych przekonaniach zaczęli działać rozważnie. Głupota jest jednym z podstawowych zarzutów kierowanych pod adresem konserwatystów – choć to oskarżenie opiera się zwykle na twierdzeniu, iż konserwatyści nie wierzą w to, by prawo stanowione i ludowe zgromadzenia mogły zamienić ten świat w raj na ziemi. Fantaście konserwatysta odcina się zwracając uwagę, iż prawdziwym głupcem jest utopista.

Kolejnym zarzutem często stawianym konserwatystom jest to, iż zawzięli się przeciw Postępowi. Jest to mylna interpretacja konserwatywnego podejścia do tego tematu. Konserwatysta nie jest przeciwny fundamentalnym zmianom, choć zaprzecza istnieniu i działaniu wśród nas mistycznej siły określanej jako Postęp przez duże „p”. Gdy społeczeństwo rozwija się pod pewnymi względami, zwykle cofa się pod innymi. Konserwatysta dowodzi, iż każde zdrowe społeczeństwo opiera się na dwóch filarach, które Coleridge nazwał Stałością i Postępem.

Stałość w społeczeństwie tworzona jest przez te niezmienne dążenia i przekonania, które zapewniają narodowi stabilność i ciągłość; bez Stałości życiodajne źródła wysychają, a społeczeństwo stacza się ku anarchii.

Postęp w społeczeństwie wynika z tych cech i zainteresowań, które przynaglają ludzi do reformy i poprawy; bez Postępu naród pozostaje w stagnacji, a społeczeństwo pogrąża się w egipskim czy też peruwiańskim letargu.

Tak więc rozumny konserwatysta próbuje pogodzić bądź zrównoważyć wymagania stawiane przez Stałość i te stawiane przez Postęp. Wierzy on, że innowatorzy, ślepi na słuszne żądania Stałości, nierozważnie próbując przebić się do wyimaginowanej przyszłości, w której panuje powszechne szczęście, zagroziliby upadkiem cywilizacji. Krótko rzecz ujmując, konserwatysta sprzyja uzasadnionemu i umiarkowanemu postępowi; przeciwstawia się zaś abstrakcyjnemu kultowi Postępu, który to kult zakłada, iż wszystko, co nowe jest zawsze lepsze od wszystkiego, co stare.

Konserwatysta zakłada, że zmiana jest podstawą zdrowego społeczeństwa. Według Edmunda Burke’a „zmiana jest sposobem na nasze przetrwanie”. Tak jak ludzkie ciało zużywa stare tkanki i produkuje nowe, tak i państwo musi od czasu do czasu odrzucić niektóre ze starych metod działania, aby zrobić miejsce na zbawienne innowacje. Ciało, które zaprzestało odnawiania samego siebie zaczyna umierać. Ale jeśli odnawiające się ciało ma być zdrowe, zmiany w nim zachodzące muszą następować regularnie, zgodnie z naturą jego gatunku. W przeciwnym razie zmiana spowoduje patologiczny rozrost tkanek, który pożre organizm. Konserwatywny polityk dba o to, aby nic w społeczeństwie nie było nigdy całkowicie nowe i aby nic nie było zupełnie przestarzałe. Oto niezawodny środek ochrony zarówno społeczeństwa jak i organizmu.

Jednak skala zmian i ich rodzaj jakich potrzebuje społeczeństwo zależą od charakteru epoki i bieżących, specyficznych uwarunkowań. Jedną z wad radykała jest to, że ogólnie rzecz biorąc domaga się on natychmiastowej i ryzykownej zmiany w chwili, w której dokonuje się już zmiana stopniowa i umiarkowana. Tak właśnie było podczas rewolucji francuskiej – Tocqueville tak oto napisał o swoim narodzie: „Będąc w połowie schodów rzuciliśmy się z okna, aby szybciej znaleźć się na dole”. Konserwatysta uważa, iż jakakolwiek zmiana, która oznacza nagłe zerwanie z dotychczasowym dorobkiem i wypracowanymi metodami działania jest niebezpieczna; utrzymuje również, że zmiana, jeśli ma przynieść realne korzyści, musi być dokonana przez dobrowolny wysiłek wielu jednostek i stowarzyszeń nie zarządzanych przez wyniosłą władzę centralną. Stany Zjednoczone wielce się zmieniły od czasu ustanowienia Republiki. Niektóre z tych zmian okazały się pożyteczne, inne szkodliwe, jednak jedną z głównych zasług naszego narodu jest to, że nie zakochał się on w zmianach dla samych tylko zmian. Nasz dobrobyt oraz względny spokój, którym się cieszymy są efektami, bynajmniej nie w małym stopniu, naszej skłonności do łączenia tego, co najlepsze w starym porządku z poprawkami, które zasugerowała nam nasza pomysłowość. Zmiany zachodziły nie dzięki czyjemuś Wielkiemu Planowi, ale dzięki ciężkiej pracy, na którą składały się niezależne wysiłki wielu rozważnych ludzi.

Niektóre jednak bardzo ważne sprawy konserwatysta postrzega jako niezmienne i utrzymuje, że jest wysoce niebezpiecznym zmienianie tego, co prawdopodobnie nie może zostać ulepszone. Nie uważa, że można jednocześnie zmienić naturę wszystkich; jest bowiem tylko jeden możliwy rodzaj udoskonalenia natury ludzkiej – jest to udoskonalenie wewnętrzne, poprawa, nad którą każdy człowiek musi pracować samodzielnie. Nie uważa, że możemy stworzyć lepszy niż Dziesięć Przykazań podręcznik moralności. Nie uważa, że możemy stworzyć taką formę rządów, która lepiej odpowiadałaby naszym narodowym cechom niż ta, którą obecnie posiadamy. Krótko mówiąc, utrzymuje, że wielkie prawdy moralne i polityczne zostały już sformułowane i lepiej byśmy nauczyli się radzić sobie z ich zastosowaniem niż po omacku poszukiwali jakichś nowych przykazań. Konserwatysta myśli tak jak Burke, który odpowiedział XVIII-wiecznym zwolennikom nowej moralności i nowej polityki następującymi, surowymi słowami: „Wiemy, iż nie dokonaliśmy żadnych odkryć i myślimy, że nie ma więcej nic do odkrycia w dziedzinie moralności, metod sprawowania władzy czy też pojęć wolności. Idee te narodziły się na długo przedtem, zanim urodziliśmy się my, długo też będą żyły po tym, jak grób okryje naszą pleśnią arogancję, a cichy cmentarz poskromi naszą zuchwałą gadatliwość”.

Jeśli trzeba dokonać wyboru między Stałością a Postępem, daleko ważniejsza staje się ta pierwsza. Wybierając między zwyczajem i instytucją, które funkcjonują całkiem dobrze, a zwyczajem i instytucją o nieznanej jakości, mądrzej jest oprzeć się na starych i wypróbowanych niż na nowych i niesprawdzonych. Abraham Lincoln w swej mowie wyborczej stwierdził, iż to właśnie jest osią konserwatyzmu. Słusznie zakładamy, że to co funkcjonuje względnie dobrze, jest godne zachowania. Starannie wykończona budowla, którą nazywamy naszym obywatelskim porządkiem społecznym – której ścianami są normy moralne, instytucje polityczne, prawa zwyczajowe i mechanizmy gospodarcze – wznoszona była przez wiele wieków w oparciu o bolesny i mozolny proces prób i błędów. Jest ona dziełem „demokracji umarłych”, sumą sprawdzonych mądrości, rozważnych opinii i doświadczenia wielu pokoleń. Jeśli zburzymy ów gmach, będzie raczej niemożliwym, byśmy go kiedykolwiek zdołali odbudować. Porządek, który zastaliśmy działa. Nie możemy być pewni tego, iż zadziała jakiś nowy porządek. I nie mamy prawa traktować społeczeństwa tak, jakby było ono zabawką. Stawką są bowiem prawa milionów ludzi zarówno żyjących, jak i jeszcze nienarodzonych. Tak więc, powtarzam, zmuszeni dokonać jednoznacznego wyboru, przedłóżmy Stałość nad Postęp.

Często jednak nie trzeba dokonywać tego wyboru. Niejednokrotnie jesteśmy w stanie połączyć umiarkowany i rozważny postęp z odczuwanymi przez nas zaletami zastanego porządku społecznego. Rozważny konserwatysta nie zapomina o swoim obowiązku dbania o zdolność społeczeństwa do wprowadzania reform. Konserwatywna natura Amerykanów umożliwiła rozwój ich państwa: kolonie na wybrzeżu atlantyckim zamieszkiwało 2 miliony ludzi, dziś na obszarze Stanów Zjednoczonych, rozciągającym się od Arktyki po Karaiby, zamieszkuje ich 250 milionów. Nie ma wątpliwości, że był to postęp, jednak czynił on zadość tradycji. Dokonując tego postępu zachowaliśmy prawie nienaruszone moralne i społeczne założenia, z którymi nasza Republika rozpoczynała swe istnienie. Takim oto jest konserwatywny ideał poprawnych relacji między stałością a zmianą. Wielkie zasady trwają, zmienia się natomiast jedynie sposób ich realizacji.

Russell Kirk
tłum. Borys Walczyna

(Powyższy tekst jest fragmentem książki Russella Kirka „Przyszłość konserwatyzmu”, która ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Arwil – Warszawa 2005. Tekst publikujemy za zgodą wydawcy)