Kryzys strefy euro stał się bezpośrednią przyczyną upadku reformatorskiego rządu Ivety Radiczovej. Współtworząca rząd liberalna partia SaS (Wolność i Solidarność) Richarda Sulika odmówiła poparcia dla udziału Słowacji w finansowaniu pakietu antykryzysowego strefy euro, co spowodowało dymisję rządu i przedterminowe wybory, wyznaczone na 10 marca 2012. Dziś już możemy pokusić się o pierwsze podsumowania i prognozy.



Niestabilna większość
Słowacka scena polityczna nie pierwszy raz przeżywa podobny kryzys. W słowackim społeczeństwie tradycyjnie największe poparcie mają partie antyeuropejskie, rusofilskie, o populistycznych skłonnościach – wcześniej taką partią był HZDS Vladimira Mecziara, a od kilku lat jej rolę pełni lewicowy SMER Roberta Ficy i jego faszyzujący były koalicjant –SNS Jana Sloty. Rządy Mecziara w latach 1992 – 1998 doprowadziły do izolacji kraju i wypchnięcia Słowacji poza margines integracji europejskiej. Z kolei rząd Roberta Ficy doprowadził do zmarnotrawienia pozytywnych efektów reform gospodarczych przeprowadzonych przez ekipę Dzurindy oraz do pogorszenia stosunków Słowacji z sąsiadami: Węgrami i Ukrainą. Słowacja, która dzięki reformom obniżyła deficyt do 2% PKB i miała szansę stać się krajem ze zrównoważonym budżetem, wskutek populistycznej polityki rządu Roberta Ficy stała się jednym z najbardziej zadłużonych krajów Europy Środkowej. Z deficytem na poziomie ponad 7% jej sytuacja zaczęła przypominać w 2010 roku sytuację Grecji i Włoch, co spowodowało, że przestraszeni tym scenariuszem wyborcy oddali głos na partie, deklarujące powrót do reform i dyscypliny finansowej.
Podobnie jak w latach 1999 i 2002, tak samo i w 2010 roku reformatorskie partie zwyciężyły tylko nieznacznie nad populistami i uzyskały większość rządową właściwie dzięki zbiegowi okoliczności. W 2010 roku do parlamentu wbrew wszelkim prognozom jednak weszły nowe partie Most-Hid i SaS, które wcześniej balansowały na progu 5%, a nie dostał się koalicjant Smeru – HZDS Vladimira Mecziara. O wszystkim zdecydowały dosłownie ułamki procenta. Dzięki temu najsilniejszej partii – Smerowi oraz jego koalicjantowi, ultranacjonalistycznemu SNS, zabrakło kilku posłów do uzyskania większości rządowej. Nowy rząd Ivety Radiczovej utworzyły wówczas cztery partie centroprawicy: SDKU (Mikulasz Dzurinda, Iveta Radiczova, Ivan Miklosz), KDH (konserwatyści), Most-Hid (umiarkowana partia powiązana z mniejszością węgierską, opowiadająca się za porozumieniem słowacko-węgierskim) oraz SaS (ultraliberałowie, o programie gospodarczym Korwin-Mikkego i propozycjach światopoglądowych Ruchu Palikota).
Nowa koalicja składała się więc z partii znacznie różniących się programem, zwłaszcza między konserwatywnym, związanym z Kościołem KDH i liberalnym światopoglądowo SaS. Co więcej, na listach Most-Hid i SaS do parlamentu dostali się deputowani z dwóch osobnych frakcji OKS i „Zwyczajni ludzie”, którzy później często reprezentowali zupełnie odmienne stanowisko, niż partie, które wzięły ich na listy. Koalicja składała się więc faktycznie z aż sześciu partii, w jej ramach występowało wiele sprzeczności interesów, a jej przewaga nad skonsolidowaną opozycją była jedynie niewielka.

Kierunek – reformy

Mimo tych rozbieżności, te sześć subiektów łączyło ważne spoiwo – przekonanie o konieczności przeprowadzenia trudnych reform, walki z korupcją oraz podobna wizja polityki zagranicznej. O ile Smer i SNS są silnie prorosyjskie, antyukraińskie i antywęgierskie, to partie tworzące rząd Ivety Radiczovej są sceptyczne wobec putinowskiej Rosji, opowiadają się za wygaszeniem konfliktów z Węgrami oraz wsparciem europejskich aspiracji Ukrainy, Mołdawii i Gruzji (o czym Fico i Slota nie chcieli nawet słyszeć).
Najważniejszym zadaniem, za które zabrała się centroprawicowa koalicja, było ograniczenie deficytu i ustabilizowanie finansów publicznych. Wiązało się to z wieloma niepopularnymi decyzjami, takimi jak przejściowy wzrost podatków (gł. VAT) i ograniczeniem wydatków socjalnych. Ogromnym osiągnięciem, które przyniosło istotny wzrost wpływów budżetowych, było natomiast ukrócenie korupcji przy przetargach i zamówieniach publicznych i wprowadzenie przejrzystych zasad na styku państwa i biznesu – m. in. publikacja w Internecie danych dotyczących przetargów. Warto zauważyć, że rządy Roberta Ficy wiązały się z licznymi aferami korupcyjnymi, m. in. tak zwany „nastenkovy tender” (sprzedaż za bezcen praw do emisji CO2 podstawionej firmie), afera związana z finansowaniem autostrad i budową stadionu zimowego w Bratysławie. Dziś można powiedzieć, że dzięki ukróceniu korupcji i wyrzeczeniom, Słowakom udało się zażegnać widmo „drugiej Grecji” i zbić deficyt do bezpiecznego poziomu, ale tempo uzdrowienia finansów publicznych jest znacznie wolniejsze, niż początkowo zakładano.
Kolejną ważną sprawą jest reforma wymiaru sprawiedliwości, który na Słowacji uchodzi za niezwykle skorumpowany. Przekupstwo słowackich sędziów i prokuratorów jest na Słowacji faktem tak oczywistym, jak w krajach byłego ZSRR. Ten stan rzeczy – to pozostałość po autorytarnych czasach „mecziaryzmu”, kiedy to doszło do symbiozy polityków wywodzących się z partii komunistycznej, nowo powstałych struktur mafijnych (m. in. grupa Cernaka), powiązanych z Kremlem służb specjalnych (pod przywództwem Ivana Lexy) oraz oligarchów biznesu, którzy dorobili się na dzikiej prywatyzacji.
I trzecia sprawa – to wielka reforma podatkowo-składkowa, rozpoczęta z inicjatywy liberalnej partii SaS (Sloboda a Solidarita, czyli „Wolność i Solidarność”). Jej lider, do niedawna marszałek Rady Narodowej (parlamentu) Richard Sulik, był współautorem słynnej reformy podatkowej gabinetu Mikulasza Dzurindy, której symbolem rozpoznawczym był słynny podatek liniowy. Richard Sulik postawił sobie za cel dokończenie reformy w postaci ujednolicenia systemu składek społecznych (zdrowotnej, emerytalnej i innych). Chodzi o to, by składki w jednolitej wysokości płacono niezależnie od tego, czy dotyczą one umowy o pracę, umowy zlecenie i o dzieło, dochodów z najmu, dywidend czy działalności gospodarczej. Objęcie obowiązkiem opłaty składki zdrowotnej również dochodów z najmu, praw autorskich czy dywidend pozwoliłoby zmniejszyć składkę, którą pracą pracownicy etatowi, co z kolei obniżyłoby koszty pracy i zlikwidowało konieczność uciekania do „umów śmieciowych” czy samozatrudnienia. Reforma jest jednak na tyle trudna i kontrowersyjna, że nie wiadomo, czy ustępującemu rządowi uda się ją doprowadzić do końca.
Co dalej?
Pewne jest w obecnej sytuacji tylko jedno – przedterminowe wybory odbędą się 10 marca 2012 roku, a więc jeśli ustępujący rząd Ivety Radiczovej chce dokończyć rozpoczęte reformy, to ma na to czas tylko do końca marca (do czasu sformowania nowego gabinetu). To równocześnie dużo i mało. Na pewno do tego czasu uda się zakończyć wiele rozpoczętych już spraw, być może pojawią się już pierwsze pozytywne efekty rządów reformatorów, związane z przywróceniem praworządności, ukróceniem patologii w sądownictwie i prokuraturze czy ustabilizowaniu finansów publicznych.
Wszystko wskazuje na to, że w wyborach zdecydowane zwycięstwo odniesie populistyczny Smer Roberta Ficy. Pytanie sprowadza się do tego, czy Smer będzie w stanie rządzić samodzielnie – tutaj szanse są pół na pół. W tej sytuacji kluczową sprawą jest to, czy do parlamentu dostanie się ultranacjonalistyczna Słowacka Partia Narodowa Jana Sloty, dotychczasowy koalicjant Smeru. Poparcie dla ksenofobicznej SNS systematycznie spada i obecnie utrzymuje się na granicy progu wyborczego, co oznacza, że partia Jana Sloty może w marcu pożegnać się z obecnością w parlamencie.
Niezależnie od wszystkiego, sam Robert Fico niespecjalnie pali się do koalicji z faszyzującą SNS, która nie przysparzała Słowacji chluby na arenie międzynarodowej. Warto przypomnieć, że w 2006 roku wpuszczenie SNS do władzy spotkało się w Europie z reakcją podobną do tej, z którą mieliśmy do czynienia w przypadku austriackiego polityka Jorga Haidera. Słowacja nie była co prawda wówczas poddana międzynarodowej izolacji, jak swego czasu Austria, ale niewiele do tego brakowało. Dlatego Robert Fico sonduje obecnie scenariusz utworzenia wielkiej koalicji, z udziałem konserwatywnej KDH lub konserwatywno-liberalnej SDKU. Partiom centroprawicy również taki scenariusz zdaje się odpowiadać, gdyż jako jedyny daje szansę na utrzymanie się u władzy. Warto zauważyć, że nawet w przypadku odtworzenia obecnego układu sił w parlamencie, trzem partiom centroprawicy (SDKU, KDH i Most-Hid) trudno byłoby wejść ponownie w koalicję z liberalnym SaS, które ma całkowicie odmienną pozycję w kwestiach związanych ze strefą euro i nie dopuszcza (podobnie jak druga strona) możliwości kompromisu.
Jak będzie ostatecznie, przekonamy się dopiero po wyborach. Na Słowacji przedwyborcze prognozy rzadko się sprawdzały, a ostateczny układ sił w parlamencie okazywał się być całkowicie odmienny od tego, co jeszcze kilka dni wcześniej wszyscy przyjmowali za pewnik. Warto przypomnieć, że w 1998, 2002 i 2010 roku wyborcze zwycięstwo proreformatorskich partii było ogromnym zaskoczeniem, a o układzie sił w parlamencie tak naprawdę zadecydował przypadek. Czy tak będzie również tym razem, zobaczymy już za kilka miesięcy.
Jakub Łoginow
Tekst ukazał się również w serwisie http://porteuropa.eu

7 KOMENTARZE

  1. Slowacja – kraj zyjacy z datkow kilku krajow. W sklepie nie ma praktycznie ani jednego slowackiego produktu a na ulicach zywej duszy. Koczuja sobie w swoich lepiankach przy czeskim piwie rozprawiajac o rzeczach waznych lub niewaznych. Przy drogach rdzewieją porzucone czolgi lub samochody. A propagadna m.in. w PRL bis opowiada o tym jak im sie swietnie zyje i ze Polacy to w stosunku do nich ubodzy krewni. Jak oni mogli wesprzec „upadajaca” Grecje skoro sami dostaja kase na zycie od Goldman Sachs (oczywiscie za odpowiednia prowizje).

  2. „Nie można było przystąpić do tej międzynarodowej umowy z całego szeregu powodów. Przede wszystkim z powodu tego, że nikt właściwie nie zna jej treści” – tak o nowym pakcie fiskalnym powiedział dziennikarzom czeski premier Petr Neczas. Według niego, wszystko zależy od ostatecznego kształtu dokumentu, z którego na razie są do dyspozycji tylko tezy.

  3. Słowacy chyba przyklepali w ciemno, tak jak nasze dupki. Na razie Czesi, Szwedzi i Węgrzy grymaszą. Anglicy to inna bajka. Pewnie Niemcom i Francuzom jest to nawet na rękę… Jedno mocarstwo mniej oznacza wzrost ich hegemonii. Drobnym pocieszeniem może być jednak to, że co by ci oszuści nie robili to i tak nie zatrzymają sutków swojej dotychczasowej polityki, czyli bankructwa socjalizmu, który sami zbudowali… To tylko kwestia czasu. Oni mogą sobie postanawiać co tam chcą, ale prawa ekonomii są nieubłagane…

  4. Do tej pory Węgry nie podjęły decyzji o poparciu lub odrzuceniu niemiecko-francuskiej inicjatywy. Premier Viktor Orbán potrzebuje więcej czasu, by rozważyć dalsze kroki na forum parlamentu Węgier. To, że 17 krajów strefy euro oraz Polska, Litwa, Łotwa, Bułgaria, Rumunia i Dania umówiły się, by podpisać wspólną umowę międzynarodową, jeszcze nie oznacza, że tak się stanie. Na przykład, zgodnie z duńską konstytucją, podobne kwestie zawsze wymagają zgody parlamentu Danii. Jeżeli niemiecko-francuska inicjatywa pomoże zapobiec krachowi strefy euro, to Węgry mogą stracić na tym, że wcześniej się za nią nie opowiedziały. Zobaczymy, czy plany się powiodą. Powściągliwość premiera Orbána świadczy o tym, że poważnie podchodzi do problemu i rozumie powagę sytuacji. Zamiast pochopnie podejmować decyzje, woli sprawdzić, jakie treści kryją się w umowie, czyli weźmie pod lupę tzw. mały druczek. – tłumaczy w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” Takács Gábor, analityk z Perspective Institute w Budapeszcie

  5. W serwisie po 17-tej w Radio Maryja podano, że Orban podjął już, niestety, decyzję o przyłączeniu się do paktu. Może już zapoznał się z tym małym druczkiem, a może zagrano z nim inaczej. W końcu wystąpił niedawno o kredyt z MFW. Czyli już go za gardło trzymają

  6. Kurkiem butli z tlenem dla pacjenta z szyldem Wegry pokreca wytrawny doktor o nazwie Goldman Sachs. Czy ktos ma pytania?

Comments are closed.