Andrzej Sapkowski wezwał spółkę CD Projekt do zapłaty 60 milionów złotych tytułem podwyższenia wynagrodzenia za korzystanie z jego praw autorskich przy tworzeniu gier z cyklu „Wiedźmin”. CD Projekt z jednej strony deklaruje, że sprawa wynagrodzenia Sapkowskiego została uregulowana w łączących strony umowach, a z drugiej, że będzie dążyć do polubownego rozwiązania sporu.

Prawnicy Andrzeja Sapkowskiego mają także twierdzić, że CD Projekt nabył prawa do wykorzystania praw do „Wiedźmina” tylko w jednej grze, a wykorzystał je w całej serii.  Oczywiście rozstrzyganie, kto ma rację w tej sprawie, jest praktycznie niemożliwe bez znajomości umów między stronami. Bez tego sensownie można się jedynie wypowiedzieć na temat możliwości podwyższenia wynagrodzenia twórcy poza umową (żeby nie powiedzieć: wbrew niej).

Z pewnością jednak spór nie jest na rękę CD Projekt, nie tylko ze względów wizerunkowych, ale także dlatego, że jeżeli faktycznie występuje rażąca dysproporcja pomiędzy wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia. Doniesienia medialne wskazują, że Sapkowski miał otrzymać od CD Projektu 35 tysięcy złotych. Gdyby to była prawda, to roszczenie Sapkowskiego może zostać przez sąd uznane za zasadne, bo korzyści CD Projektu wynoszą dziesiątki, jeżeli nie setki, milionów złotych. Trudno zatem uznać, że nie ma rażącej dysproporcji, chociaż sam Andrzej Sapkowski przyznaje, że odrzucił ofertę, aby jego wynagrodzenie uzależnione było od zysków.

Ustawodawca kładzie mocny nacisk na ochronę praw autorskich twórców, stąd możliwość żądania podwyższenia wynagrodzenia w przypadku rażącej dysproporcji między uzyskanym przez twórcę honorarium a korzyściami nabywcy, co zostało zapisane w art. 44 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Przepis jest z perspektywy CD Projekt niekorzystny. Kwestia wyceny kwoty, o którą może zostać podwyższone wynagrodzenie, jest jednak prawdziwą zagadką i ryzykiem biznesowym dla CD Projekt. Jeżeli strony nie dojdą do porozumienia na drodze przedsądowej, ani nie zdecydują się na zawarcie ugody w postępowaniu sądowym, to czeka je długi proces, w którym każda ze stron wykorzysta wszystkie dopuszczalne środki prawne.

Dlatego stronom opłaca się dojść do porozumienia w tej sprawie i kontrolować w ten sposób wynik sporu. CD Projekt ma w perspektywie proces, co do którego istnieje olbrzymie ryzyko, że go nie wygra, a Andrzej Sapkowski ma szanse na podwyższenie wynagrodzenia, ale nie wiadomo kiedy i o ile, ponieważ w sądową batalię na pewno zostaną zaangażowani biegli, których konkluzje będą spotykać się z zastrzeżeniami jednej bądź drugiej strony, a jeżeli pisarz wniesie sprawę do sądu, to zmuszony będzie do zapłaty niemałej opłaty od pozwu. Na razie zachowanie Sapkowskiego świadczy o pewnej racjonalności, bo – z tego, co wyciekło do mediów – wezwanie wydaje się formą zaproszenia do negocjacji. Racjonalnie zareagował też CD Projekt, nie odrzucając możliwości pozasądowego osiągnięcia porozumienia i zarysowując lekko swoje argumenty.

Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku tego typu konfliktów emocje mogą wziąć górę nad racjonalnością, i w takim przypadku przez parę następnych lat możemy być świadkami najgłośniejszego sporu o prawa autorskie w Polsce. Sporu, w którym Andrzej Sapkowski ma do stracenia dużo mniej niż CD Projekt.

Istotnym tematem dyskusji na temat kształtu prawa powinno być to, czy słusznie przewiduje ono obowiązek dzielenia się nabywcy z twórcą, jeżeli istnieje rażąca dysproporcja między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami w sytuacji, gdy twórca był świadomy swojego ryzyka. Z drugiej strony warto pamiętać, że pomimo korzystnych dla twórców przepisów, w dalszym ciągu są oni słabszym podmiotem w tej relacji. Nawet jeżeli by uznać opisywaną sprawę za wyjątkową, to nie wolno rezygnować z ochrony praw twórców.

Patryk Gorgol

Artykuł ukazał się w magazynie „Nowa Konfederacja”. Przedruk za zgodą redakcji. Tytuł pochodzi od redakcji PROKAPA.

2 COMMENTS

  1. Sapkowski zaczyna świrować na starość. Już zaczyna też pozwalać na szmacenie własnej powieści dając wolną rękę przy tworzeniu serialu gwałcąc główne założenia fabuły czy jasno określony wygląd postaci oraz charakter świata. Oczywiście dla kasy, szerszego odbioru, promocji w liberalnym do granic hopla zachodnim świecie. Dobrze, że ta historia jest już od dekad ukończona, bo inaczej zacząłby zmieniać dalszą treść pod chore współczesne trendy…

  2. Pamiętam jak zmasakrowali film Dungeons&Dragons i jeśli tu Netflix postąpi podobnie trywializując do ośmieszenia gatunku to biada.

Comments are closed.