Pewna moja znajoma zatrudniła się kiedyś w szkole biznesu w charakterze nauczycielki języka angielskiego. Wszystko było w jak najlepszym porządku do momentu, w którym, zgodnie z umową, właściciel szkoły miał wypłacić jej pierwsze honorarium.

Kiedy poprosiła o pieniądze – odmówił zapłaty. Na pytanie – z jakiego powodu – wyjaśnił: proszę pani, to jest szkoła biznesu i właśnie otrzymała pani pierwszą lekcję.
Przypomniała mi się ta historia, kiedy okazało się, że samorządowa spółka „Koleje Mazowieckie” znalazła się na skraju bankructwa. Jej długi wobec spółki PKP Przewozy Regionalne i PKP osiągnęły wysokość 43 mln zł, co wielokrotnie przewyższa wartość jej własnego majątku. Bo tak naprawdę, to utworzone w postaci spółki z ograniczoną odpowiedzialnością Koleje Mazowieckie żadnego własnego majątku nie mają. Wprawdzie gazety piszą, że samorząd województwa mazowieckiego ma w tej spółce 95 proc. udziałów, a resztę – spółka PKP – Przewozy Regionalne, ale na stronie internetowej Kolei Mazowieckich te proporcje wyglądają inaczej – w każdym razie 29 lipca 2004 roku samorząd województwa mazowieckiego miał 51 proce udziałów, zaś PKP Przewozy Regionalne – 49 procent. Koleje Mazowieckie zaczęły działać 1 stycznia 2005 roku, wykorzystując 184 elektryczne zespoły trakcyjne, zwane popularnie elektrycznymi pociągami i 3 autobusy szynowe. Elektryczne pociągi były Kolejom Mazowieckim udostępnione przez PKP Przewozy Regionalne na zasadzie umowy dzierżawy. Według sprawozdania za rok 2005 (jest to jedyne sprawozdanie zamieszczone na stronie internetowej Kolei Mazowieckich) spółka uzyskała łączne przychody w wysokości 306,6 mln zł, podczas gdy koszty wyniosły 304,8 mln. Zysk brutto wyniósł zatem 1,7 mln, a po odliczeniu podatków zysk netto wyniósł 1,09 mln. Żeby jednak ten obraz był pełny, trzeba dodać, że samorząd województwa mazowieckiego dofinansował przewozy wykonywane przez Koleje Mazowieckie sumą 99,6 mln złotych. Tak to wygląda.
W dniu rozpoczęcia działalności Koleje Mazowieckie zatrudniały 1774 osoby; w większości byli to pracownicy Mazowieckiego Zakładu PKP Przewozy Regionalne, którzy po zawarciu przez rodzimą firmę umowy spółki z samorządem województwa mazowieckiego, stali się pracownikami nowej spółki. Oczywiście byli też inni pracownicy; Koleje Mazowieckie mają bowiem własny zarząd i radę nadzorczą, no i pewnie jakieś biura w których pracują urzędnicy. Warto być może również dodać, że nadzór nad Kolejami Mazowieckimi sprawuje pan Bogusław Kowalski, wiceminister transportu od 23 maja 2006 roku, po tym, jak wraz z kilkorgiem innych posłów opuścił klub parlamentarny Ligi Polskich Rodzin, która w tym momencie jeszcze nie była uczestnikiem koalicji rządowej.
Teraz PKP Przewozy Regionalne wystawiła Kolejom Mazowieckim rachunek za dzierżawę elektrycznych zespołów trakcyjnych na sumę 43 mln zł i zażądała zapłaty długu w ciągu 14 dni. Do takiego wyczynu Koleje Mazowieckie nie były oczywiście zdolne. Z doniesień prasowych wynika bowiem, że główny sekret firmy polegał na nie płaceniu za dzierżawę. Teraz dłużnik z wierzycielem zawarli ugodę o rozłożeniu płatności na raty, ale jeszcze nie wiadomo kiedy rozpocznie się spłacanie długu i kto to zrobi. Rzecz bowiem w tym, że zarówno PKP Przewozy Regionalne, jak i samorząd wojewódzki to jednostki państwowe. Wprawdzie i jeden i drugi udziałowiec spółki Koleje Mazowieckie jest jako to się mówi, niezależny i samorządny, ale możemy to spokojnie włożyć między bajki. PKP Przewozy Regionalne w 99,91 proc. należą do PKP S.A., która już w stu procentach jest własnością Skarbu Państwa, jako przedsiębiorstwo „strategiczne”. Z kolei samorząd województwa mazowieckiego, podobnie zresztą, jak każdego innego, jest od rządu absolutnie „niezależny”, ale jego dochody w wysokości 2, 201 mld zł składają się wyłącznie z dotacji celowych z budżetu centralnego. Ktokolwiek zatem spłaci dług Kolei Mazowieckich, spłaci go pieniędzmi należącymi do tego samego właściciela, który wcześniej odebrał je podatnikom.
Teraz już lepie rozumiemy przyczyny, dla których pewne dziedziny gospodarki, z powodu swego „strategicznego” charakteru nie mogą być sprywatyzowane. Jest to ważna informacja, godna upowszechnienia we wszystkich szkołach biznesu, bo to nie sztuka prowadzić biznes, jak dysponuje się kapitałem. Prawdziwą sztuką jest rozkręcić biznes z niczego, na zasadzie: „ja nic nie mam, ty nic nie masz – to uruchamiamy kolej”. Trzeba tylko z góry upatrzyć tego, który ma na tym stracić. W sytuacji, gdy w gospodarce pozostają rozległe obszary własności państwowej, sprawa jest bardzo prosta; stracą podatnicy i nawet nie będą o tym wiedzieli. W tym celu trzeba tylko podpiąć się pod jakiegoś prominenta, który by nad taką spółką nomenklaturową rozciągnął „kryszę”.

Stanisław Michalkiewicz
(25 czerwca 2007)
(Przedruk dozwolony wyłącznie za podaniem źródła)