Pani wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska zapowiedziała skasowanie 50-procentowych kosztów uzyskania przychodu, z którego korzystali tzw. „twórcy”. Mają oni zostać zrównani z resztą obywateli, którzy mogą odliczyć sobie takie koszty, jakie potrafią udokumentować. Z tego powodu pani wicepremier jest bardzo pryncypialnie krytykowana, między innymi za zdradę swoich liberalnych poglądów, bo rzeczywiście – skasowanie 50-procentowych kosztów uzyskania przychodu oznacza podwyżkę podatku dochodowego od „twórców”.
Ja się do tego oskarżycielskiego chóru jeszcze nie przyłączam, ponieważ nie jestem pewien, czy pani wicepremier Gilowska nie podjęła aby próby podstępnego przeforsowania… likwidacji podatku dochodowego w ogóle. Na pierwszy rzut oka takie przypuszczenie wydaje się karkołomne, więc spróbuję je uzasadnić.
Czytajmy Pismo Święte!
W Piśmie Świętym Starego Testamentu opisana jest historia Józefa, który objaśnił faraonowi jego sen tak obiecująco, ze ten zrobił go swoim pierwszym ministrem. Jak pamiętamy, na tym stanowisku Józef zastosował kilka polityk interwencyjnych. Pierwszą było wprowadzenie nowego podatku dochodowego w naturze; każdy chłop musiał oddać 20 procent zbiorów. Pobranie tego podatku wymagało utworzenia potężnego aparatu skarbowego, bo zbiór u każdego chłopa musiał być oszacowany, a także podjęcia kolejnych polityk interwencyjnych. I Józef je podjął; rozpoczął budowanie magazynów na podatkowe zboże i koszar dla wojska, które musiało ich pilnować. Wymagało to zatrudnienia robotników, których ściągnięto ze wsi, no bo niby skąd, a także zwierząt pociągowych, które też ściągnięto z chłopskich gospodarstw. 7 lat takiej polityki spowodowało ruinę rolnictwa i powszechny głód. Wtedy Józef zaczął sprzedawać ludziom zboże uprzednio im odebrane tytułem podatku. W pierwszym roku zgromadził w ten sposób w skarbcu faraona „wszystkie pieniądze” z całej ziemi egipskiej, toteż w następnym roku zboże sprzedawane było już za inwentarz. W kolejnym roku chłopi pozbyli się ziemi, a wreszcie – sami sprzedali się Józefowi w niewolę, byle tylko przeżyć. Wszystkie te polityki interwencyjne doprowadziły do nacjonalizacji ziemi, czyli wprowadzenia w Egipcie kołchozów, w których pracowali dawni wolni chłopi, a obecnie – niewolnicy państwowi. Mimo to Józef nie został zlinczowany. Przeciwnie – cieszył się dobrą reputacją. Ta zagadkowa kwestia staje się jaśniejsza, gdy przypomnimy, że ani ziemia kapłanów nie została znacjonalizowana, ani oni nie zostali niewolnikami państwowymi. Oznacza to, że można robić różne rzeczy, tylko zawsze trzeba pamiętać o dobrym „pi-arze”. Tymczasem pani wicepremier Zyta Gilowska jakby o tym zapomniała. Czyżby utraciła instynkt samozachowawczy?
Pani Machiavelli
Wszystko to oczywiście być może, ale ja taką możliwość na razie odrzucam. Sądzę uprzejmie, że pani prof. Gilowska wcale nie zmieniła swoich liberalnych poglądów, wśród których – o ile pamiętam – jest również przekonanie o szkodliwości podatku dochodowego. Ale pani wicepremier Gilowska wie również, że znaczna część społeczeństwa nie tylko uważa podatek dochodowy za korzystny, ale jeszcze – z powodu choroby czerwonych oczu (tak Chińczycy nazywają zawiść) – popiera wysoką progresję. Ponieważ w demokracji decyduje większość, to pani wicepremier Gilowska zdaje sobie sprawę, że likwidacja podatku dochodowego jest niepodobieństwem. Chyba, że… Chyba, że większość społeczeństwa zmieni zdanie. No dobrze, ale jak to sprawić? Unia Polityki Realnej od blisko 20 lat próbuje przekonać Polaków do zlikwidowania podatku dochodowego i bez skutku, ponieważ wszystkie inne środowiska opiniotwórcze podatek dochodowy raczej zachwalają. Gdyby jednak z jakichś powodów przestały go zachwalać a zaczęły go ganić, wtedy perspektywa likwidacji podatku dochodowego staje się całkiem prawdopodobna. Należy zatem obrzydzić podatek dochodowy tym, którzy dotychczas go zachwalali. W ten sposób lepiej rozumiemy przyczyny zadziwiającej zuchwałości pani wicepremier Zyty Gilowskiej.
Odebrać przywilej kapłanom
We współczesnych społeczeństwach funkcję dawnych kapłanów przejęli tzw. „twórcy”. Na przykład starotestamentowi „prorocy” dzisiaj zostaliby nazwani po prostu publicystami, zaś znaczną część pozostałych funkcji kapłańskich przejęli pracownicy przemysłu rozrywkowego i nauczyciele, również akademiccy. Wszystkie te grupy, jako „twórcy”, zostały obdarzone przywilejem odliczania sobie od połowy przychodu tytułem kosztów uzyskania. Jeśli zostaną tego przywileju pozbawione, to nie będą miały żadnego powodu do pochwalania podatku dochodowego. Przeciwnie – zaczną go krytykować. Dzięki temu również większość społeczeństwa szybko przekona się o szkodliwości tego podatku, a wtedy jego zniesienie i zastąpienie go np. podatkiem pogłównym będzie możliwe bez konieczności zawieszania procedur demokratycznych. Podatek dochodowy bowiem jest naprawdę szkodliwy. Nie tylko stanowi rodzaj kary za wydajniejszą pracę, ale również wyposaża władzę publiczną w zupełnie w innej sytuacji niepotrzebne uprawnienie do kontrolowania dochodów obywateli. W przypadku np. podatku pogłównego władza publiczna nie musiałaby korzystać z takiego uprawnienia, dzięki czemu rozszerzyłby się zakres wolności ludzi. Zresztą nie tylko przy podatku pogłównym; również przy podatku konsumpcyjnym nie ma potrzeby kontrolowania dochodów.
O tym wszystkim rozmawiałem kiedyś z panią prof. Gilowską w Świdniku, więc wiem, że myśli ona tak samo i podobnie jak ja, jest zdecydowanym przeciwnikiem podatku dochodowego. Doświadczenie polityczne podpowiada jej jednak, że należy ukrywać swoje prawdziwe poglądy i kamuflować cele. Jednak prawdziwe cele możemy wydedukować sobie ze skutków, jakie muszą przynieść zamierzenia pani wicepremier. Tylko patrzeć, jak „twórcy” zaczną krytykować podatek dochodowy. I o to właśnie chodzi.
Stanisław Michalkiewicz
(5 czerwca 2006)
(Przedruk dozwolony wyłącznie za podaniem źródła)