Jak duży wpływ ma Wall Street na administrację USA? Jeśli mierzyć zdolnością do obsadzania rządowych stanowisk, to potężny. Nowy Sekretarz Skarbu Steven Mnuchin to wieloletni pracownik Goldman Sachs i inwestor powiązany z Georgem Sorosem. Czy zdoła przeciwstawić się kolegom, gdy będzie to konieczne?

Księgowość to nudne zajęcie? To zależy. Christian Wolff, bohater filmu „The Accountant”, niczym najzwyklejszy przedstawiciel tej profesji, chodzi do pracy w nudnym garniturze i doradza ludziom przy składaniu zeznań podatkowych. Za to „po godzinach” pierze brudną forsę potężnych ludzi, a zyski z tej profesji trzyma w zabytkowym camperze wypełnionym bronią, złotem i wartymi miliony obrazami mistrzów. Do tego dysponuje umiejętnościami walki i przetrwania w stylu Johna Rambo.

Ten księgowy trafił na ekran m.in. dzięki pieniądzom Stevena Mnuchina, nowego Sekretarza Skarbu USA. Christian Wolff całkiem nawet Mnuchina przypomina. Mnuchin, niepozorny pan w okularach, to z pozoru nudny finansista, usługujący potężnym ludziom i trzymający pieczę nad zasobami wciąż jeszcze najpotężniejszej gospodarki świata. Ale posiada też „sekretne” życie. Jako producent filmowy uwielbia inwestować w filmy o superbohaterach, postapokaliptyczne wizje i obrazy sensacyjne. Wiele z nich zapewne państwo znają – żeby wymienić tylko kilka nowych, jak „Legenda Tarzana”, „Batman vs Superman”, „Snajper”, „Ukryte piękno” czy „Legion samobójców”. Ostatnio zadebiutował nawet jako aktor, grając, a jakże, bankiera, w „Rules Don’t Apply”, najnowszym filmie Warrena Beatty’ego.

Jak zatem Steven Mnuchin, niewątpliwie człowiek z fantazją, odnajdzie się w gabinecie Donalda Trumpa? Będzie posłusznym księgowym kraju?

Mój kolega Soros

Przecież to oczywiste! Mnuchin to facet z CV wypełnionym referencjami od grubych ryb z Wall Street. Jako sekretarz skarbu będzie wysługiwał się dawnym kolegom bankierom, broniąc ich interesów i w razie potrzeby zaopatrując ich w pieniądze podatników. Czy to scenariusz prawdopodobny? Amerykańscy ekonomiści – np. prof. George Selgin z Cato Institute – uważają, że tak.

– Wiadomo, że w ekipie Trumpa są osoby, które pracowały w największych bankach, więc bezpieczną prognozą byłoby założenie, że będą chronić swoich byłych kolegów – mówił Selgin w niedawnej rozmowie z Obserwatorem Finansowym.

Faktycznie, związki Mnuchina ze światem wielkiej finansjery są niepodważalne. Więcej, jego życiorys stanowi szczególnie łakomy kąsek dla teoretyków konspiracji.

Steven Mnuchin urodził się w 1962 r. w żydowskiej familii. Jego pradziadek, Aaron, był znanym handlarzem diamentów, który w 1916 r. wyemigrował z Rosji do USA. Jego dziadek był prawnikiem finansistów i właścicielem pola golfowego, a ojciec Robert pracował z kolei w banku Goldman Sachs. Łatwo domyślić się, że Mnuchin miał od zawsze w życiu trochę łatwiej, a dzieciństwo nie upłynęło mu w biedzie. Jak donosi Bloomberg, do liceum podjeżdżał porsche.

Mnuchin studiował na prestiżowym Yale University, a w trakcie studiów dołączył tam do założonego w 1832 r. stowarzyszenia Czaszki i Kości (Skull and Bones), które wielu „elitosceptyków” podejrzewa o spiskową działalność. Nic dziwnego, spotkania i wewnętrzne rytuały stowarzyszenia są tajne, a wśród jego członków znajdują się tak prominentne postacie, jak były sekretarz stanu USA John Kerry, prezydenci Bush senior i junior, sędziowie Sądu Najwyższego, szefowie departamentów obrony, magnaci medialni i przemysłowi.

Mnuchin nie zastanawiał się zbyt długo nad swoją przyszłością i już na studiach zdecydował, że pójdzie utartą przez antenatów ścieżką. Pod koniec studiów odbył praktyki w bankach, a w 1985 r., zaraz po otrzymaniu dyplomu, śladem ojca wylądował w Goldman Sachs. Przepracował tam aż 17 lat, najpierw szefując działom związanym z kredytami hipotecznymi, a potem (od 1999 r.) pełniąc funkcję członka komitetu wykonawczego oraz (od 2001 r.) wiceszefa bankowej egzekutywy.

Odszedł z Goldman Sachs w 2002 r., by już rok później zacząć robić interesy ze słynnym miliarderem Georgem Sorosem w funduszu SFM Capital Management. Założył też własną firmę – Dune Capital Management i zaczął inwestować (z pieniędzy pozyskanych od Sorosa) w m.in. projekty na rynku budowlanym. W międzyczasie zajął się produkcją filmów, zakładając w 2006 r. z kolegami-miliarderami firmę RatPac Entertainment.

Jego podstawowym biznesem pozostawał jednak Dune Capital. Wśród projektów, które Mnuchin wspierał znalazły się także inwestycje budowlane Donalda Trumpa. Prezydent USA nie wspomina tej współpracy najlepiej, bo skończyła się sporem sądowym. Trump pozwał firmę Mnuchina za złamanie warunków umowy, ale koniec końców sprawa zakończyła się ugodą. Trump zapamiętał Mnuchina jednak jako poważnego i ustosunkowanego inwestora. Być może właśnie dlatego 19 kwietnia 2016 r. zaproponował mu członkowstwo w swoim ekonomicznym teamie na czas kampanii wyborczej i zajęcie się wyborczym „fund raising”, czyli zbieraniem środków na wsparcie kampanii, a w końcu – po wygranych wyborach – powierzył mu stanowisko Sekretarza Skarbu.

Wielcy i mali poprzednicy

Sekretarz Skarbu Stanów Zjednoczonych – ten tytuł brzmi dumnie. I historycznie rzecz biorąc, są ku temu dobre powody. Stanowisko to piastowało wielu wybitnych ludzi.

Pierwszym sekretarzem skarbu był Alexander Hamilton, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Zasłynął m.in. udaną próbą powołania do życia centralnej instytucji bankowej (poprzednika Fed), która miała – udzielając pożyczek i emitując obligacje – wspomagać płynność amerykańskiej gospodarki. Hamilton stawił czoła zadłużeniu publicznemu i deficytowi, umiejętnie negocjując korzystne finansowanie z europejskimi bankami i nakładając podatki akcyzowe.

Jako, że wyższe podatki nie są czymś, co Trump obiecywał w kampanii, lepszą inspiracją od Hamiltona będzie jednak dla Mnuchina Andrew Mellon. Pełnił on on funkcję sekretarza skarbu od 1921 do 1932 roku w gabinetach aż trzech prezydentów: Warrena Hardinga, Calvina Coolidge’a i Herberta Hoovera. Podobnie, jak Mnuchin Mellon nie potrzebował władzy, by się dorobić. Gdy obejmował posadę, miał 65 lat i był już jednym z najbogatszych przemysłowców Stanów Zjednoczonych.

Donald Trump obiecywał w kampanii reformy podatkowe, głównie obniżki i upraszczanie podatków, a Mellon był od tego specjalistą. Sześciokrotnie obniżał podatki, co przekładało się na zwiększone przychody budżetowe.

„Udało mu się nawet w 1929 r. przekonać Kongres do obniżki najwyższego progu podatkowego z 73 do 24 proc. Polityka fiskalna Mellona pozwoliła milionom Amerykanów skuteczniej rozwijać swój dobrobyt. Jego bogactwa nie oderwały go od świata rzeczywistego, przeciwnie, uświadomiły mu jeszcze lepiej, jak ten świat naprawdę funkcjonuje”, przekonuje Lawrence Reed w tekście „Andrew Mellon: najlepszy sekretarz skarbu w historii?”.

Oczywiście, wśród dotychczasowych 73 Sekretarzy Skarbu USA pojawiały sie także postacie szemrane. Należał do nich chociażby George S. Boutwell, pełniący tę funkcję w latach 1869-1873. Pod jego nosem wyprowadzono ze skarbu państwa miliony dolarów. Sam skorumpowany nie był, ale przymykał na to oko, bo – jak czytamy w „Biograficznym spisie amerykańskich sekretarzy skarbu” – „był przede wszystkim politykiem, a dopiero potem ekonomistą i finansistą”. Nie chciał się po prostu narazić własnym urzędnikom i kolegom.

Kolesiostwo zarzucano także m.in. Henry’emu Paulsonowi, który funkcję sekretarza skarbu pełnił w latach 2006-2009, wcześniej będąc prezesem Goldman Sachs. To Paulson był głowną siłą sprawczą wdrożenia antykryzysowego programu ratunkowego kosztującego budżet USA 700 mld dolarów. Na udzielonych w jego ramach pożyczkach Goldman Sachs zarobił ok. 12,9 mld dolarów. Niby wszystko odbyło się legalnie, ale niesmak pozostał. W Stanach Paulson dotąd kojarzy się z osobą, która cynicznie sięgnęła po pieniądze Smithów i Millerów, by przekazać je bogatym prezesom banków i inwestorom, którzy wcześniej wywołali kryzys. Steven Forbes, szef magazynu, nazwał Paulsona „najgorszym sekretarzem w historii współczesnej USA.”

Nic dziwnego, że opinia publiczna nie daje także powiązanemu z Goldman Sachs Mnuchinowi kredytu zaufania. Gdy ogłoszono jego nominację prestiżowy serwis Politico.com ogłosił „powrót Goldman Sachs do władzy”. Mnuchin nie jest, zresztą, jedynym członkiem gabinetu Trumpa powiązanym z tym bankiem. Karierę tam ma za sobą także główny strateg prezydenta, Steve Bannon.

Legion samobójców

W „Legionie samobójców”, jednym z filmów, który produkowało studio Mnuchina, grupa groźnych przestępców staje przed szansą odkupienia swoich win. Wreszcie mogą zrobić coś dobrego dla kraju. Jak na ironię, możnaby powiedzieć, że swoisty „legion samobójców” stanowi administracja Donalda Trumpa, do której dołączył Mnuchin.

Poddany ostracyzmowi w środowisku partyjnym zwycięzca wyborów prezydenckich ważne funkcje w swoim gabinecie powierzył osobom nieoczekiwanym i kontrowersyjnym. Sekretarzem energii uczynił Ricka Perry’ego, polityka który głosił konieczność likwidacji Departamentu ds. Energii! Po objęciu stanowiska Perry przyznał, że się mylił.

Dyrektorem Biura Zarządzania i Budżetu został Mick Mulvaney, który zatrudniał nianię dla swoich dzieci nie odprowadzając za nią do budżetu należnego podatku. Z kolei Tom Price, wcześniej członek Izby Reprezentantów, a teraz sekretarz zdrowia, ma zwyczaj – jak czytamy w jednym z artykułów The Washington Post – “grać na giełdzie akcjami spółek, na wycenę których ma wpływ legislacja, którą on sam współtworzy”. Drużyna Trumpa ma teraz okazję udowodnić, że jest w stanie służyć krajowi, nie sobie.

Samego Mnuchina trudno rozgryźć. Jakie naprawdę ma poglądy, ambicje i zamiary? Czy bliskie mu są republikańskie ideały, którym hołdował Ronald Reagan, a którego Trump ma za wzór?

To wcale nie jest pewne. Przecież przez lata wspierał demokratów, w tym Hilary Clinton i Baracka Obamę. Od 1998 r. Mnuchin podarował demokratom i związanym z nim organizacjom 71 tys. dolarów. Ludzie znający go bliżej twierdzą, że umie się dostosować do okoliczności i nie jest przywiązany do ideologii. Jest za to przywiązany do pieniędzy.

Gdy został mianowany na Sekretarza Skarbu, „zapomniał” ujawnić, że posiada cztery posiadłości warte 95 mln dolarów, i że prowadzi działalność zarejestrowaną na Kajmanach. „To niezamierzone przeoczenie. Chyba rozumiecie, jak skomplikowane jest wypełnianie tych rządowych formularzy” – tłumaczył dość nonszalancko przesłuchującej go komisji senackiej.

Ale może to lepiej, że Skarbem nie zarządza biznesowy nieudacznik? W biznesie bowiem Mnuchin jest skuteczny i bezwględny, a szanse na zarobek umiał dostrzec nawet w czasie kryzysów.

Gospodarcza apokalipsa sprawiła, że Mnuchin wrócił do bankowości. W 2008 r. zobaczył w telewizji kolejkę klientów czekających na wypłatę pieniędzy przed bankiem IndyMac i powiedział koledze: „Ten bank upadnie, a my musimy znaleźć sposób, żeby go kupić” – piszą o Mnuchinie Max Abelson i Zachary Mider na łamach Bloomberga. Bank faktycznie upadł, a Mnuchin rzeczywiście go kupił (za 1,6 mld dol.). Dodatkowo podpisał umowę z rządem, który zgodził się pod pewnymi warunkami przejąć zgromadzone w aktywach banku toksyczne papiery.

„Mnuchin zmienił nazwę banku na OneWest i w ciągu roku uczynił go zyskownym” – piszą Abelson i Mider. Przydało mu się wówczas doświadczenie z czasów, gdy pracował w Goldman Sachs, zajmując się tam wyceną ryzyka inwestycyjnego i poznając tajniki handlu instrumentami pochodnymi, które pozwoliły tak szybko rozprzestrzeniać się ostatniemu kryzysowi na cały system finansowy. Mnuchin myślał bardziej jak inwestor niż typowy bankowy urzędnik. W 2015 r. sprzedał OneWest za 3,4 mld dolarów, a częścią zysku podzielił się z tymi, którzy pomogli mu w zakupie banku – m.in. Georgem Sorosem, dawnym kolegą z Goldman Sachs Chrisem Flowersem i znanym menedżerem funduszy hedgingowych, miliarderem Johnem Paulsonem.

Czy wygórowaną ceną za sukces była dla Mnuchina łatka – opinia człowieka, który bez skrupułów przejmował domy swoich dłużników, gdy ci przestawali płacić raty. Zarzucano mu także, że aby wypełnić zobowiązania wobec rządowych agencji, sztucznie zwiększał liczbę przejęć (był np. mniej skłonny renegocjować warunki spłaty kredytu).

A mimo to, gdy prezydent Trump mówi o Mnuchinie w wywiadach, że to „najlepszego sortu profesjonalista z wielkimi sukcesami w finansach na koncie”, nie sposób zaprzeczyć.

Niektórzy komentatorzy twierdzą, że prezydent USA wybrał Mnuchina, bo chciał mieć kogoś, kto po prostu zna się na kolumnach w excelu, a więc profesjonalnego „księgowego”, który sam nie będzie wykazywał się polityczną inicjatywą.

Sebastian Stodolak

1 COMMENT

  1. Trumpa na prezydenta wybralo wall street a potem kazalo mu wybrac ich czlowieka na szefa od kasy. Wall street decyduja o tym kto w Ameryce bedzie cokolwiek robil i dba o to aby dzialal w interesie wall street. Ameryka to sztuczny kraj. Sztuczny prezydent, sztuczny minister od kasy, sztuczna demokracja, sztuczne jedzenie i nawet sztuczna waluta. Dolar nie ma w niczym pokrycia, a jego jedyna „wartoscia” jest to ze jak chcesz kupic surowiec na miedzynarodowych gieldach to musisz nim zaplacic. Zyski sa potem transferowane do szwajcarskich bankow a Szwacjarie podaje sie za wzor bogactwa i stabilnosci…(niezly przekret). Biedaki w Afryce nigdy nie wygrzebia sie z biedy dopoki ich bogactwa beda szly za dolary a nie za miejscowe waluty (znamy historie Zimbabwe ktora ciemni jak tabaka w rogu mysliciele nazywali komunizmem i drukiem waluty bez pokrycia..). Podobnie idzie na dno przebogata Wenezuela. Ropa za dolary a nie za wenezuelska walute..a potem dolary ida do Ameryki, Panamy i znow Szwajcarii a miejscowy guzik z tego ma. Nawet importu nie ma do Wenezueli bez dolara, a przeciez to nie jest waluta tego kraju!

Comments are closed.