„Zobowiązujemy się podjąć wszelkie konieczne kroki, by zachować stabilność systemów bankowych i rynków finansowych” – głosi wspólny komunikat ministrów finansów i szefów banków centralnych grupy G20, wydany po „roboczej kolacji” wczoraj wieczorem.
Sam fakt wydania komunikatu, którego się w ogóle nie spodziewano, wywołał pewne zdziwienie. Zwłaszcza, jak przeczytano szczegóły. To znaczy, jak przeczytano, że szczegółów żadnych w nim nie ma.
Ogólnie banki centralne i ministrowie finansów zapowiadają, że będą „zapewniać płynność bankom komercyjnym” – czytaj dalej drukować euro by ratować banki komercyjne. Nie wiadomo tylko przed czym. Przecież banki komercyjne mają pierwszorzędne aktywa wielu państwa Unii Europejskiej w postaci ich bonów i obligacji i to jeszcze w „twardej walucie” – jak mówiono onegdaj o dolarach – czyli w euro. Należy zatem domniemywać, że państwa będą ratowały banki przed tymi że państwami! Ciekawa konstrukcja.
To euro jest podobno tak ważne, że każdy europejczyk powinien chcieć poświęcić w jego obronie – no może nie życie – ale przynajmniej suwerenność swojego państwa. Pierwszy zgłosił taką chęć Pan Profesor Marek Belka – dla przypomnienia obecnie Prezes Narodowego Banku Polskiego.
W rozmowie z PAP ogłosił, że, musimy zrezygnować z części suwerenności aby ratować euro.
Pan Prezes przyłączył się do inicjatywy kilku byłych premierów, w tym Niemiec Gerharda Schroedera, Belgii Guy Verhofstadta czy Hiszpanii Felipe Gonzalesa, a także Wielkiej Brytanii Tony Blaira, byłego szefa Komisji Europejskiej Jacquesa Delorsa oraz ekonomistów takich jak Nouriel Roubini i Robert Mundell. Kłopot w tym, że wy mienieni są BYŁYMI premierami, czy szefami albo ekonomistami. A Pan Profesor jest Prezesem. Narodowego Banku Polskiego.
Sprawy, które komentuje dotyczące suwerenności nie wchodzą w zakres jego kompetencji. A z kolei te, które wchodzą w ten zakres, wymagają powstrzymywania się od komentowania spraw, które nie wchodzą.
Ale pomijając już te kwestie czysto formalne: euro nie jest żadną wartością samą w sobie. Nie było euro była Europa, był wspólny rynek. Skoro bez wojny można było pozbyć się z Europy Armii Czerwonej, to dlaczego, do cholery, nie może być można pozbyć się jakichś papierków zadrukowanych nie wiadomo bardzo czym, które uczyniono „legalnym środkiem płatniczym”.
Co Pan Prezes miał na Myśli głosząc, że „jak ktoś po cichu albo otwarcie trzyma kciuki za rozpad euro, tej „znienawidzonej” przez eurosceptyków waluty, to wystawia na szwank cały dorobek Polski ostatnich 20 lat”? Po pierwsze, 20 lat temu nikomu się nawet nie śniła wspólna waluta. Po drugie, nadal jej nie mamy, a funkcjonujemy. Owszem, złoty jest podatny na spekulacje – jest. Podobnie jak frank, jen, real, czy… euro. Po trzecie, tak zwani „eurosceptycy” nie byli wcale sceptykami wobec idei wspólnego rynku, tylko wobec idei wspólnego pieniądza. Wspólny rynek może funkcjonować bez wspólnego ministra finansów, ujednoliconych podatków, czy wspólnej waluty. A nawet może funkcjonować bez nich lepiej.
Pan Prezes Belka twierdzi, że „taki minister i tak by nas, czyli Polski nie dotknął, bo my sami ze względu na nasze ograniczenie konstytucyjne prowadzimy niezmiernie odpowiedzialną politykę budżetową w porównaniu do innych krajów na zachodzie Europy. Dlaczego więc mamy być przeciwni temu, żeby na Zachodzie sobie tworzyli wspólnego ministra finansów i wspólne zarządzanie długiem”? Nie mam nic przeciwko temu, żeby sobie „na Zachodzie” stworzyli wspólnego ministra finansów. Pod warunkiem, że zostanie nim Jacek Rostowski. Bo jeśli nie, to dlaczego ryzykować, że się jednak jakaś Lagarde do nas „dotknie”?
Rozumiem, że Panu Profesorowi może być nie w smak, że nie należał do tych mądrzejszych, którzy przewidywali, co się stać z euro może. Ale mimo to nie powinien dziś, z fotela prezesa banku odpowiedzialnego za złotówkę, przehandlowywać suwerenność całego kraju w zamian za możliwość wymiany tej złotówki na euro, drukowane w tysiącach ton – bo chyba kategoria wagowa będzie niedługo właściwsza od wartościowej – przez EBC.
Więc jak już dożyliśmy czasów, że mamy przehandlować suwerenność, to może przynajmniej za złoto?
Robert Gwiazdowski
Tekst pochodzi z bloga http://www.blog.gwiazdowski.pl . Publikujemy go za zgodą Autora…
A tak w ogóle czy Polska ma rezerwy złota i gdzie je trzyma? Co się stało ze złotem z przed II wojny światowej?
Ponoć ma spore rezerwy, tyle że u;lokowane w Londynie. Tu, na miejscu jest ponoć tylko kilka sztabek
Ja słyszałem, że jeszcze w okolicach 2000 roku nasze rezerwy w złocie wynosiły jedynie 3-4%. Reszta to zagraniczne waluty. Ciekaw jestem, czy te proporcje jakoś się zmieniły.
Comments are closed.