…ani w PO, SLD, PSL czy innym cudacznym tworze zwanym partią polityczną. Więc bez napinki proszę.
Ameryka to dziwny kraj. Mają dwie partie i w każdej z nich znajdzie się paletę kolorów politycznych. Co ciekawe, każda próba przełamania tego układu jest raz, że nieudana, dwa, że bezsensowna, bo układ ten jest całkowicie formalny i nie ma nawet mowy o dyktaturze partyjniaków. „Szefowie partii” w USA to tacy tam lokalni fachowcy od przekładania kwitów, a wszystkie decyzje podejmowane są przez szeregowych członków, w prawyborach. Wiem, że dla przeciętnego polskiego zjadacza chleba niewyobrażalne jest, że o tym kto będzie reprezentować Alaskę decydują mieszkańcy Alaski a nie boski prezes z Waszyngtonu, ale tak to właśnie wygląda. Jak już mówiłem – Ameryka to dziwny kraj.
Pozwolę sobie też przypomnieć kilka faktów z niedalekiej przeszłości. W 2008 wybory prezydenckie wygrał tow. Barack Hussein Obama. Wcale nie wygrał dlatego, że miał jakieś fajne pomysły. Wygrał, bo twierdził, że „we can”, że będzie dobrze, że ma fajną żonę, że ma fajne dzieci, że gra w golfa i w ogóle jest trendy, nie to co te republikańskie ciemniaki, co się nie myją, chleją, palą i ganiają na polowania z długą bronią. A i jeszcze – twierdził, że każdy kto go krytykuje jest rasistą. No bo jak wiadomo (z CNN), każdy kto krytykuje coś co powiedział murzyn jest rasistą. Nawet jak krytykującym jest murzyn (to taka wyższa szkoła jazdy wstrętnych „neofaszystów”!)…
W każdym jednak razie do władzy dochodzą w USA regularni socjaliści, którzy albo robią źle, albo nie robią nic (tam gdzie powinni), ale za to są fajni. Co robi „opozycja”? Ano opozycja, czyli Panie i Panowie z GOP siedzący w ławach Kongresu od kilkudziesięciu lat, podnoszą w obliczu bankrutującego państwa problemy strategiczne – czyli aborcję i prawa gejów.
Czy powyższa sytuacja (bezpłciowy szef rządu, indolencja rządzących, stetryczały układ polityczny mający kilkadziesiąt lat oraz brak realnej opozycji) nie brzmi w Polsce swojsko? A no w Polsce brzmi.
Tyle tylko, że Ameryka to nie Polska, oni większość wojen wygrali a nie przerżnęli, i umieją wziąć sprawy w swoje ręce. W USA pojawiło się kilkaset, oddolnych i antyrządowych grup, skupionych na kilku jasnych i konkretnych postulatach. Te grupy, nie mające żadnego lidera, skupione wokół faktycznego, nie formalnego bytu – Tea Movement Party stały się poważnym zagrożeniem. Ale nie, jak wy drodzy pisowcy utrzymujecie, Baracka Obamy (który jest metaforyczną postacią złego Tuska), a całego, miałkiego układu politycznego.
Członkowie Tea Party nie weszli na listy GOP dlatego, aby bić pokłony dla republikańskich szefów, a dlatego, że z innej partii wejście jest nierealne, a sama literka R przy nazwisku nic tam nie oznacza. To Tea Party nadaje teraz kształt dla GOP, nie odwrotnie.
Przeniesienie tej idei na grunt polski wymaga dostosowania pomysłu. Pamiętajmy, że u nas partia = szef, a wszyscy szefowie za wyjątkiem Napieralskiego (którego z racji poglądów pod uwagę nie bierzemy) to gwiazdy, które świecić zaczęły jeszcze w poprzednim systemie – ok. 30 lat temu.
Jak bardzo trzeba być bezczelnym, aby dla propagandowych potrzeb warszawskich kacyków wykorzystać ruch, którego członkowie chlubią się, że nigdy nie byli w stolicy i nie mają żadnego doświadczenia w polityce?
Tea Party to ruch antypartyjny, przy czym ta antypartyjność uwzględnia specyfikę warunków amerykańskich. Jeżeli taki ruch się pojawi w Polsce, to nie będzie to rozłam w partii X, a tłum ludzi przed siedzibami partii, którzy zażądają szybkiej emerytury dla wszystkich parlamentarzystów.
Tak więc powtarzam, Panowie z otoczenia Kaczyńskiego, Jurka czy Korwin-Mikkego – bez napinki, bo Wy pierwsi polecicie na bruk. Tak, jak poleciało kilkudziesięciu nijakich kongresmanów z Ameryki, którzy uznali swoje jestestwa za boskie i nietykalne, po czym bardzo ich ta pycha zabolała.
Rafał Urbanowicz
Czegoś nie kapuje – przecież wedle Pana wcześniejszych teorii Jurek i Korwin-Mikke to zdechłe kaczki. Ciężko też nazywać ich odpowiednikami kongresmenów (aktualnie przecież nie są posłami), ani tym bardziej miałkimi (bodaj dwoje najbardziej rozpoznawalnych ludzi spoza obecnego mainstreamu). Polski alias Tea Party nie wysłałby na bruk ani Jurka ani Korwina-Mikke, ponieważ, zachowując czysto formalny filozofizm, oni na tym bruku już są.
Tea Party jest tworem antypartyjnym? Bardzo ciekawe, zwłaszcza, że wielu partyjniaków właśnie tam siedzi, a przodującą postaciami będzie Sara Palin, wielkie poparcie ma Ron Paul, senior Kongresu. To jest ruch oddolny, który próbuje odkręcić „R” w kierunku pierwotnych jego idei. Bardzo trafnie określił to NCzas! : „Tea Party czyści łże-prawicę”. W dodatku Tea Party nawiązuje kontakty z europejskimi… tak, tak! – partiami. M.in. z antyimigranckimi partiami liberalnymi w Holandii i Szwecji, nowopowstałą niemiecką Partei der Vernuft, angielskim UKIP…
Zawsze ceniłem Pana Rafała „Xsiora” Urbanowicza za indywidualizm i pragmatyczną wiedzę (coś wspaniałego dzisiaj), niestety zwątpiłem. Artykuł, jak udowodniłem, jest niestety skrajnym idiotyzmem – ale cóż, każdemu się zdarza. Mam nadzieję, że Pan Rafał „Xsior” Urbanowicz nie odbierze tego osobiście – jestem takim typem, co i przyjacielowi powie wszystko bez ogródek i mydlenia oczu.
Szanowny Panie Kisiel;
Pozwolę sobie wyjaśnić, dlaczego tekst powstał. Tak się bowiem składa, że przeczytałem na salon24 tekst Pana Terlikowskiego, w którym facet ubolewa, że w PiSie nie ma WODZA który stworzy w Polsce TP. Stary owcip z PRLu głos „idzie zima a na polu są ziemniaki i buraki. Co się zbierze najpierw? Najpierw zbierze się aktyw partyjny”. Partia, w XXI wieku to nie są ludzie, których jest od kilku tysięcy do kilku milionów, a „szefowie”. Do tej pory w USA to szefowie (czyl istarzy wyjadacze kongresu) narzucali de facto swoje zdanie, mając gdzieś to co tam chce dół. Ale u nich dół jest trochę bardziej wrażliwy niż w Europie – i się masy wku..ły. Owszem – przy drobnym wsparciu kilku działaczy typu Palin, ale jednak to protestujące masy nadawały kształt działaczom, a nie odwrotnie.
Tym czasem w Polsce, wszyscy, którzy chcą nazwać siebie prawicą i nie siedzą w kieszeni Pana Tuska, próbują wmówić, że TP to sie wytworzy wokół WODZA i jego eunuchów, i nei ważne czy wodzem bedzie tu JK czy JKM czy MJ – wszyscy oni są tak samo despotyczni,tak samo maja gdzieś co tam chce lud, i tak samo otaczają się wesołą świtą, która im klaszcze. Pomijam już, że w przypadku JK i MJ to programowo nie maja racji bytu, bo akurat TP to nie walczyła o koryto czy o lenno dla Watykanu a o pewne zasadnicze zmiany…
To zdaje się rozumieć. Tyle, że Pan skontrował skrajny idiotyzm Terlikowskiego skrajnym idiotyzmem w swoim wykonaniu. Nie wiem, chyba Pan ma wykształcenie politologiczne, w każdym bądź razie – kiedy choćby to były z nazwy „fundacje oddolnej restytucji podstawowych wartości”, to działając w kontekście państwa i na jego niwie, stają się podmiotami gry politycznej. Per definicja. Skoro wystawiają „swoich kandydatów” (a na listach jest ich sporo), to już w ogóle – co innego, gdyby zbierali podpisy na jakieś referendum, ale wtedy też muszą mieć polityczne lobby wymuszające legislację tegoż.
Nie mówię, że w sytuacja, w której aby coś w państwie zrobić, trzeba „politykować” (tak jak robi to per definicja tea party), jest dobra. To jest tragedia. Między innymi dlatego stałem się zwolennikiem monarchii z ograniczoną strażą praw – wykonującą, a nie uchwalającą liberalną konstytucję. W takim systemie i ludzie mają coś do powiedzenia, jednocześnie znikają jałowe partyjne spory, gierki, kampanie nienawiści, atomizacja polityczna społeczeństwa. Dlatego, mimo, że z całego serca kibicuję idei TP, to jednak jestem pesymistycznie nastawiony. Za Reagana też byli yuppies (jedyna reakcyjna subkultura), wielka zmiana, a co się stało później, wszyscy widzieli – próżnię wypełnili „neokonserwatyści”.
Po pierwsze to TEA Party ( Taxed Enough Already Party). Po drugie to bohater pojawia sie dopiero wtedy jak jest naprawde potrzebny. Po trzecie to nie lider podaza za masami, tylko masy nasladuja lidera— ktos musial przeciez zapoczatkowac ten ruch ( i prosze mi uwierzyc ze byli to ludzie z kasa, a najczesciej bardzo zagorzali patrioci, co wcale nie umniejsza w zaden sposob Idei– no chyba ze w Polsce!!!) Po czwarte, autor wykazuje slaba wiedze z zakresu historii politycznej USA, a raczej usiluje extrapolowac sytuacje w Polsce na grunt USA ;-0)!!!! Wreszcie po piate— warunki do zaistnienia takiego klimatu jaki wystapily w USA, w Polsce wygasly… dla ludu „panszczyznianego” w XIV wieku, a dla szlachty przed „potopem”. Dzisiejsza sytuacja spoleczna, a zwlaszcza demograficzna nie wskazuje na zadna poprawe w ciagu co najmniej dwoch pokolen— zbyt duza wiara w to ze „wladza” jest jednak madrzejszy od przecietnego Kowalskiego… w glowie tego Kowalskiego wlasnie!!!!
Comments are closed.