Na podstawie lektury doniesień prasowych można odnieść wrażenie, że ostatnich w latach terror sodomitów w polskim teatrze przekroczył wszelkie granice przyzwoitości.



Nawet znana aktorka Joanna Szczepkowska, osoba o lewicowych poglądach, popierająca wszelkie żądania sodomitów i wspominająca szczęśliwe dzieciństwo wśród zaburzonych seksualnie ludzi kultury – w tym postać aktywnego pederasty i posoborowego publicysty „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” Jerzego Zawieyskiego, skrytykowała terror sodomitów w polskim teatrze. Szczepkowska w swoim felietonie na portalu e-teatr stwierdziła, że pederaści pracujący w teatrach wszelką merytoryczną krytykę swoich umiejętności zagłuszają oskarżeniami o homofobię. Zdaniem Szczepkowskiej pederastia jest we współczesnym teatrze przepustką na scenę dla aktorów pozbawionych talentu i umiejętności.
W swoim tekście znana aktorka ubolewała też nad cenzurowaniem dyskusji o problemie terroru sodomitów w polskim teatrze. Podzieliła się z czytelnikami rewelacjami o sankcjach jakie na nią spadły za pisanie o problemie mafii homoseksualnej w polskim teatrze. „Gazeta, do której pisuję felietony bardzo chętnie i pilnie zamieszcza fakty świadczące o lobbingach homoseksualnych wśród kleru. Spróbuj jednak napisać tekst o takim lobbingu w teatrze. Ja spróbowałam. Tekst został zatrzymany i określony, jako donos. Ja zostałam nazwana szmatą”. Zdaniem aktorki „Dyktat środowisk homoseksualnych musi się spotykać z odporem”.
Grzegorz Małecki, syn aktorki Anny Seniuk i kompozytora Macieja Małeckiego, aktor którego widzowie mogli zobaczyć ostatnio w „Tangu” w Teatrze Telewizji, filmach „39 i pół” i „Wałęsa”, w wywiadzie dla Roberta Mazurka, opublikowanym w Rzeczpospolitej numer 46 z 23 lutego 2013, przybliżył czytelnikom patologie w polskim teatrze. Wywiad Małeckiego pomimo jednokrotnego wspomnienia o gejach został uznany przez prominentnych w środowisku pederastów za przejaw zbrodniczej homofobii.
Zdaniem Małeckiego współczesna sztuka to wzajemna adoracja twórców i krytyków, nie zrozumiała dla widzów, którzy wstydzą się przyznać, że nie podzielają zachwytów mediów, krytyków i samych twórców. Współczesne adaptacje nie mają nic wspólnego z pierwotnym tekstem wybitnych dramatopisarzy, są bezsensownym i infantylnym zlepkiem tekstów, które spodobały się reżyserowi. Zmiany w tekście dokonywane są przez osobę zaproszoną przez reżysera i zwaną dramaturgiem, która tekst oryginalny zastępuje swoją pisaniną. Prócz dramaturga koło wzajemnej adoracji reżysera tworzą fanki reżysera piszące o nim prace magisterską, „(…) delegaci >>Krytyki Politycznej<< i koniecznie para gejów, którzy nie wiadomo czym się zajmują, ale dobrze, żeby byli”. To najczęściej anonimowe dla aktora koło wzajemnej adoracji spędza czas na wymyślaniu przedziwnych, często obscenicznych działań, nie mających związku z oryginalną treścią sztuki, działań, na które składać się ma adaptacja. Taka intelektualna hochsztaplerka opiera się na szantażu emocjonalnym – kto nie rozumie idiotycznych poleceń koła wzajemnej adoracji ten jest idiotą. Im większe dziwactwo i obscena tym większy poklask krytyki. Stadna mentalność środowiska eskaluje intelektualną hochsztaplerkę.
Jan Bodakowski