Niedawno w normandzkim Deauville kanclerz Niemiec Angela Merkel przekonała prezydenta Francji Nicolasa Sarkozego do zmiany obowiązującego zaledwie od roku traktatu lizbońskiego. Na szczycie w Brukseli uznano, że Unia Europejska będzie realizować te plany. Reforma ta ma na celu uratowanie strefy euro, która jak wiadomo przeżywa poważny kryzys. Państwa, w których obowiązuje wspólna waluta europejska upadają, dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że Unia próbuje się bronić.
Najdziwniejsze w tym wszystkim nie jest jednak to, że już po roku od wejścia w życie traktatu lizbońskiego próbuje się go zmienić, ale to, że na pomysł reformy wpadł przedstawiciel jednego państwa UE, a praktycznie cała reszta bez sprzeciwu to poparła. Tym jednym państwem są oczywiście Niemcy. Kanclerz Angela Merkel wpada na pomysł reformy UE, po czym uzyskuje akceptacje najpierw prezydenta Francji, a później na szczycie w Brukseli całej reszty. Jest to więc kolejny dowód na to, że nasz zachodni sąsiad rządzi Unią Europejską.
Skoro wiadomo już, kto kieruje tą europejską organizacją, to warto byłoby wiedzieć, po co zmienia się traktat lizboński? Oficjalnie Unia próbuje zapobiec kryzysowi w strefie euro. Dzięki tym zmianom można by m.in. karnie odbierać prawo głosu w Radzie UE krajom uporczywie łamiącym zasady unii walutowej aż do czasu, gdy zaczną stosować się do naprawczych zaleceń z Brukseli. W ten sposób Unia Europejska będzie mogła przejąć kontrolę nad budżetami państw członkowskich. Jeśli plany te zostaną zrealizowane, państwa członkowskie jeszcze bardziej utracą swoją suwerenność.
Przeciwko tym zmianom może wystąpić premier Wielkiej Brytanii David Cameron z Partii Konserwatywnej. Zagroził on, że jeżeli unijne władze zdecydują o zmianach w obowiązującym traktacie lizbońskim, zwoła referendum w sprawie członkostwa jego kraju w UE. Czas pokaże, czy premier Cameron okaże się silnym graczem. Musi on brać pod uwagę to, że jako szef Partii Konserwatywnej tworzy koalicję z Partią Liberalnych Demokratów, którzy w zdecydowanej większości są zwolennikami Unii Europejskiej.
Obecny na szczycie UE w Brukseli premier RP Donald Tusk pozytywnie odniósł się do proponowanych zmian w traktacie lizbońskim. Dodał, że „Polska od początku uznawała oczywistą potrzebę budowy mechanizmu, który ratowałby Unię Europejską, w szczególności kraje strefy euro, w sytuacji patowej, w sytuacji bezradności”. Tym samym premier polskiego rządu uznał, że dziś polską racją stanu jest wspieranie Unii Europejskiej (zarządzanej przez Niemcy) na dobre i na złe. I pomyśleć, że w II Rzeczpospolitej coś takiego byłoby równoznaczne ze zdradą stanu. Dziś polscy przywódcy mogą mówić, że podpisali ważne dokumenty międzynarodowe, nie czytając ich wcześniej.
Ciekawe, w jaki sposób dojdzie do zmiany traktatu lizbońskiego? W Polsce w obecnej sytuacji politycznej jest mało prawdopodobne, by zostało zorganizowane referendum w tej sprawie. Zapewne polski parlament przegłosuje wszystkie potrzebne rozporządzenia unijne i w ten sposób nasz kraj wyrazi zgodę na reformę Unii Europejskiej. Znając naszych polityków zostanie wywołany kolejny sztuczny konflikt między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Partia Donalda Tuska będzie przekonywać swoich zwolenników, że zmiany są konieczne, by UE mogła lepiej funkcjonować. Z kolei partia Jarosława Kaczyńskiego będzie udawała, że broni polskiej niepodległości, ale ostatecznie zgodzi się na zmiany, proponowane przez samą kanclerz Niemiec Angelę Merkel.
Jedno jest pewne – Unia Europejska znajduje się w poważnym kryzysie gospodarczym. Coraz bardziej staje się wielkim, scentralizowanym państwem, które (jak przekonują ekonomiści) w końcu splajtuje. Teraz UE próbuje się jeszcze ratować. Jest to jednak tylko odwlekanie upadku Unii w czasie, do którego zmierza. A co się stanie, kiedy już to nastąpi? Ten scenariusz zapewne został już opracowany przez tych, którzy w rzeczywistości rządzą Unią Europejską.
Mateusz Teska
„A gdy się zejdą, raz i drugi,
kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością,
bardzo się męczą, męczą przez czas długi,
co zrobić, co zrobić z tą miłością.”
A. Osiecka
No ja sadze, ze juz tam czai sie w oddali drugi stalin lub hitler. ludzie nie zrezygnuja ze socjalu, co to to nie. beda glosowac do konca na tych, co beda im to obiecywac. a komunisci i faszysci to ostatni punkt programu – bo przed nimi najpierw kompromituja sie wszystkie inne opcje.
Jeżeli dojdzie do sytuacji, w której nasz parlament przyklaśnie unijnym zmianom TL, wbrew interesom Polski, to nikt nie będzie miał prawa mówić, że Polska jest krajem niepodległym i suwerennym skoro dba o interesy molocha a nie własnego kraju.
[…] Źródło: ProKapitalizm.pl […]
Comments are closed.