Od katastrofy w Smoleńsku upłynęły już ponad 3 tygodnie. Wyraźnie widać, że rysuje się w polskiej przestrzeni publicznej nowy podział, który zapewne zdominuje nie tylko najbliższe wybory prezydenckie, ale również czas na długo po nich.
Jest to podział na tych, którzy będą budować legendę Lecha Kaczyńskiego, nazywać go męczennikiem, tym który oddał w Smoleńsku życie za Polskę, kolejną ofiarą Katynia itp… W drugim obozie znajdą się ci, którzy rolę Lecha Kaczyńskiego będą się starali pomniejszać, będą dezawuować jego prezydenturę, z czasem zaczną wytykać jej błędy i twierdzić, że właściwie niczego nie osiągnął. Nie twierdzę, że będzie to jedyny podział, ale – wszystko na to wskazuje – będzie to podział najważniejszy.
W 3-majowym kazaniu ksiądz w mojej parafii postawił Lecha Kaczyńskiego na równi z bohaterami narodowymi. Przeciwstawił mu tych, którzy gotowi byliby sprzedać własny kraj, ze zdrajcami, a ofiary smoleńskiej katastrofy nazwał tymi, którzy zginęłi za Ojczyznę. Mówił o zasługach byłego prezydenta, choć żadnej z nich nie przytoczył. Utożsamił Lecha Kaczyńskiego z ludźmi walczącymi o wolność.
Słuchając tego kazania dotarło do mnie, że jednak bardzo duża rzesza pełnych dobrej woli moich rodaków nie uświadamia sobie, co się stało 10 października 2009 roku, kiedy to prezydent Lech Kaczyński złożył swój podpis pod Traktatem z Lizbony. Uświadomiłem sobie również, że zarówno jedna strona nowego podziału, czyli ta, która buduje legendę Lecha Kaczyńskiego, jak i ta druga strona, usiłująca ją delikatnie (na razie) dezawuować, w ogóle nie wymieniają faktu podpisania tego Traktatu przez prezydenta. Ani nie mówią o nim jako o sukcesie, którym ponoć był, ani nie mówią o nim jako o porażce. Podpis prezydenta, który zrodził pewne polityczne konsekwencje dla Polski na całe lata, w zasadzie przechodzi niezauważony, co jest aż dziwne, zwłaszcza teraz, gdy wciąż pisze się i mówi o tym, czego to prezydent Kaczyński nie dokonał…
Czyżby nie było się czym chwalić? Czyżby temat Traktatu z Lizbony był tematem wstydliwym? A może wszyscy (poza naiwną rzeszą zwykłych Polaków) doskonale zdają sobie sprawę z tego, co stało się 10 października ub. roku? Ale pierwsza grupa podziału czyli budowniczowie legendy, woli o tym nie wspominać, by nie zakłócać błogiego wizerunku pana prezydenta jako wielkiego Polaka i patrioty, druga zaś twardo milczy, by faktu tego „wielkiego sukcesu” Lecha Kaczyńskiego zbytnio nie eksponować, jako sukcesu właśnie jego. Mamy do czynienia z pewnym paradoksem… Wielu z tych, którzy krytykowało Traktat, obecnie o tym nie wspomina, by nie ranić pamięci o prezydencie, zaś ci, którzy traktat popierali, też milczą, bo musieliby przyznać, że podpisał go ten, którego szczerze nienawidzili. Brak liderów UE na pogrzebie Lecha Kaczyńskiego też o czymś świadczy… Czyżby „Murzyn zrobił swoje…” itd…?
Niezależnie od tego jak jest, ja w każdym razie, od 10 października 2009 roku, podczas hymnu „Boże coś Polskę” śpiewam „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. I dziś na zakończenie mszy też tak zaśpiewałem…
Paweł Sztąberek
Foto: PSz
Hej słusznie prawisz Waszmość Panie!!! Najbardziej mnie irytują obchodzone święta „suwerennej Polski” – 3.V. i 11.XI, bo co tu świętować jak nie ma suwerenności państwowej i wolności obywatelskiej, takiej zwykłej indywidualnej?? Chociaż dziś w moim mieście było aż(!) 30 sztandarów i ok 50~55 delegacji z wiązankami na obchodach święta Konstytucji 3-go Maja. To na jak mocno czerwone miastao olbrzymia ilość, ba SLD wystawiło 5 delegcji(jedną miejsko-powiatową, 3 kół miejskich i 1 młodzieżową). Co ciekawe brawa otrzymały delegacje PiS, SLD, posła p.Macierewicza, Prawicy Rzeczpospolitej z Markiem Jurkiem, braw zaś nie otrzymały pani minister-poseł Radziszewska i reprezentacja PO.
Mitologia podobnie konstruowana jak ta o królu Stanisławie. Tyleż miał zasług dla R-plitej, prócz tej, że kraj przepadł. I teatrum i obiady i cmoknięcia i w ogóle – cymes. Zakończony pogrzebem kraju.
następną „zasługą” p.prof.Prezydenta Polski lecha kaczyńskiego było wzmacnianie OUN/UPA na Ukrainie i brak jednoznacznego potępienia zbrodni ukraińskich na Polakach i nie tylko. Brak porozumienia z Białorusią i Litwą.
Ja również śpiewałem “Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.
Co do Traktatu Lizbońskiego mam „delikatnie” inne zdanie 🙂
W odpowiedzi na tekst Pawła Sztąberka, zarzucającego Lechowi
Kaczyńskiemu podpisanie Traktatu Lizbońskiego, chciałbym wypowiedzieć
parę słów od siebie.
Od razu jedna rzecz wzbudza wątpliwości: Vaclav Klaus, sam określający
się jako „europejski dysydent”, także podpisał Traktat Lizboński. Nie
wiem, jakie były intencje ŚP Lecha Kaczyńskiego, ale wiadomo, jakie
były zamiary Vaclava Klausa. Otóż do tej pory (do pełnej ratyfikacji
TL w grudniu 2009) ze wspólnot europejskich nie można było się w
istocie wycofać (nie było to prawnie uregulowane) i procedury polegały
na zrywaniu umów multilateralnych i ponoszeniu tego konsekwencji. W
istocie – skomplikowana sprawa, chociażby logistycznie ciężka do
rozwiązania. Tymczasem w TL, paradoksalnie najbardziej skomplikowanym
dokumencie legislacyjnym w historii świata, procedura wyjścia jest
bardzo jasno określona. Komisja Europejska określa warunki
wystąpienia, Rada Europejska negocjuje z państwem, a Parlament
Europejski udziela zgody.W razie braku spełnienia któregoś z tych
trzech warunków, pozostaje czekać.
Uwaga, uwaga – nie wychodzi się przy tym z Europejskiego Obszaru
Gospodarczego i Schoengen, czyli dwóch całkiem pożytecznych (na pewno
nieszkodliwych) multilateralnych porozumień. No bo przecież Szwajcaria
czy Norwegia należy do nich, ale do UE już nie.
Co prawda redaktor St. Michalkiewicz wietrzy, że ta cała procedura
wyjścia to tylko gra na czas, aby umożliwić jewropejskiemu sojuzowi
przegrupowanie się i kontratak (polityczny lub wojskowy) pod
pretekstem „zagrożenia demokracji”. (mimo wszystko śmiesznie i
strasznie zarazem widzieć pośmiertny comeback doktryny Breżniewa).Z
pragmatycznego punktu widzenia jest to jednak mało prawdopodobne.
Wojna w Europie wywołałaby szok w światowej opinii publicznej.
Ponadto, jakie „zagrożenie demokracji”? Vaclav Klaus i Lech Kaczyński
to przykładni demokraci. Sam Lech Kaczyński w jednym ze swoich
ostatnich przemówień mówił, żeby nikt nie próbował interpretować TL
jako kroku w kierunku utworzenia superpaństwa. Czyli: W razie czego
przetestujemy UE, czy rzeczywiście zostawi nam wolny wybór.
Ponadto, Lech Kaczyński był etatystą (lub socjalistą, byle nie z
„nazwy’), a w UE etatyzm ma się wspaniale. Z punktu widzenia
gospodarczego więc bez różnicy dla PiSu.
Panie Pawle, chylę czoła. gdybyś Pan gdzieś kandydował, chętnie poprę Pański spokój w rozumowaniu.
Nie pamiętam, czy p. Klaus mówił w uzasadnieniu tego, że podpisał, że robi to dlatego, że TL określa zasady opuszczenia UE i że w ogóle daje taką możliwość. Pamiętam tylko, że podpisując nie robił żadnej fety, rautu, przekąsek i szampana dla dyplomatów, tak jak zrobił to śp. Lech Kaczyński. Przyznam szczerze, że nie wiem dlaczego LK zwlekał z podpisaniem. Wcześniej nazywał TL sukcesem, zachwalał go… Chyba tylko dlatego, że prosił go o to brat, któremu zależało jednak na głosach słuchaczy RM.
Jak by było, gdyby któraś prowincja chciała wykorzystać zapisy TL i opuścić UE – nie wiemy, dopóki nie pojawi się jakiś pierwszy przypadek. Wiemy natomiast, że poszczególne prowincje UE są w stanie wyłożyć olbrzymie miliardy na Grecję byleby tylko ta internacjonalistyczna układanka się nie rozleciała.
Na chwilę obecną Traktat Lizbonski przypieczętowuje nadrzędność prawa unijnego nad prawami prowincji (z wyjątkiem Niemiec >>> jeśli jest inaczej, proszę mnie poprawić). I dopóki któraś prowincja nie zechce opuścić unijnego kołchozu, trudno przewidzieć, jakimi torami potoczy się wdrażanie tej procedury, jak długo będzie trwać i jaki będzie tego finał. Może będzie to tylko presja psychologiczna, taka jaką wywarto na Irlandię, by wreszcie przyklepała TL, a może… No właśnie… Co?
Na pewno będzie próba ratowania projektu – skoro przygniatająca większość polityków była za projektem UE, to muszą ratować twarz teraz. Tak będzie, aż ta układanka kompletnie się rozleci.
Owszem, Niemcy mają „specjalne traktowanie”, tylko co z tego, skoro wcześniej nie mając takowego, już w 2002 84% przepisów pochodziło z Brukseli? To tylko furtka do ratowania twarzy, jakby coś nie wyszło.
Ponadto nie znaleziono innych powodów, dla których Vaclav Klaus miałby podpisywać TL. Chyba, że to był szantaż. Co do formy podpisania TL, to poszło o „zepsucie święta”…
PiS natomiast tracił wtedy w przyspieszonym tempie fundamenty władzy i wszystkie grupy elektoratu.
cytat „Wiemy natomiast, że poszczególne prowincje UE są w stanie wyłożyć olbrzymie miliardy na Grecję byleby tylko ta internacjonalistyczna układanka się nie rozleciała.”
A mi się ta internacjonalistyczna układanka podoba 🙂 Powiem nawet więcej – niecierpliwie czekam na kolejne dwa referenda. Powtórne w sprawie konstytucji dla Unii Europejskiej i drugie w sprawie przekształcenia Unii w Stany Zjednoczone Europy 🙂
A podpisanie Traktatu Lizbońskiego to była jedna z niewielu pozytywnych i konstruktywnych decyzji podjętych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Comments are closed.