Wizyta Donalda Trumpa w Warszawie jest wydarzeniem przełomowym w krótkiej historii Trójmorza, flagowego projektu międzynarodowego prezydenta Andrzeja Dudy. Inicjatywa ta była bowiem do tej pora rozpoznawana głównie przez ekspertów, i to nawet nie we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Co więcej, sama obecność niemal wszystkich prezydentów państw regionu na warszawskim szczycie Trójmorza jeszcze do niedawna była mocno niepewna. Pytanie tylko, czy Polska będzie potrafiła przekuć ten niewątpliwy sukces na realne korzyści zarówno w wymiarze regionalnym, jak i europejskim.

Inicjatywa Trójmorza jest projektem skierowanym do 12 państw Europy Środkowo-Wschodniej, będących nowymi, postkomunistycznymi członkami UE (za wyjątkiem Austrii). Choć sama nazwa nawiązuje do międzywojennej geopolitycznej koncepcji Międzymorza, zakładającej stworzenie przez Polskę bloku integracyjnego pomiędzy Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym (od pierwszych liter ideę tę określano także mianem ABC), Trójmorze od samego początku projektowane było jako projekt głównie infrastrukturalny. Powodów stojących za taką, a nie inną konstrukcją, było kilka. Po pierwsze, Kancelaria Prezydenta zdawała sobie sprawę z istotnych różnic pomiędzy państwami regionu w ich stosunku do Rosji. Po drugie, jakiekolwiek odwołanie do idei Międzymorza z przewodnią rolą Polski jeży włos na głowach wielu naszych regionalnych partnerów, z Czechami i Litwą na czele. Wreszcie, obiektywną barierą rozwoju współpracy na obszarze Europy Środkowej są wieloletnie (a często wielowiekowe) zaniedbania w zakresie infrastruktury transportowej, energetycznej oraz telekomunikacyjnej. Co jednak najważniejsze, w tym obszarze prawie cała Europa Środkowa mówi wspólnym głosem.

Niestety, dotychczasowe próby tworzenia europejskich korytarzy Północ-Południe nie znajdowały realnego wsparcia finansowego w Brukseli. W rezultacie głównym celem Trójmorza jest stworzenie odpowiednich warunków umożliwiających wyrównanie szans rozwojowych państw, które dołączyły do UE po 2004 roku. Z tego powodu, co podkreślają wszyscy uczestnicy tej inicjatywy, Trójmorze nie jest projektem antyeuropejskim. Ma on bowiem wzmocnić łączność tego regionu z Europą Zachodnią, co będzie korzystne także z perspektywy Berlina czy Paryża. Ponadto, formuła Trójmorza może być przydatna do rozmów z dwoma mocarstwami globalnymi – USA i Chinami, choć trzeba pamiętać, że te ostatnie mają już swój format współpracy z naszym regionem (16+1).

Na papierze wszystko wygląda zatem bardzo obiecująco. Jak jest w praktyce? Różnie. Pierwszy szczyt Trójmorza, który odbył się pod koniec sierpnia 2016 roku w chorwackim Dubrovniku, był „improwizacją” prezydent Kolindy Grabar-Kitarović. Wydarzenie zorganizowane w kilka tygodni, w środku okresu wakacyjnego, były obliczone głównie na poprawę notowań w kampanii przed chorwackimi wyborami parlamentarnymi, które odbyły się dwa tygodnie później. Choć podpisano wówczas wspólną deklarację, o prawdziwej inauguracji inicjatywy Trójmorza możemy mówić dopiero teraz. Szczyt warszawski był bowiem przygotowywany przez wiele miesięcy, a obecność Donalda Trumpa pomogła ściągnąć do Polski przywódców wszystkich państw regionu, których zabrakło w ubiegłorocznym szczycie. Co więcej, dzięki wizycie prezydenta USA o inicjatywie Trójmorza usłyszał cały świat. Nie powinniśmy się zatem martwić krytyką płynącą ze strony Niemiec czy Francji – choć nasz realny potencjał nie urośnie w ciągu jednego dnia, to przyjazd Trumpa do Warszawy w przededniu szczytu G-20 w Hamburgu z pewnością nie osłabi pozycji negocjacyjnej Polski wobec zachodnioeuropejskich partnerów. Zwłaszcza, że pomimo pogorszenia relacji transatlantyckich w ostatnich tygodniach, zarówno Europa, jak i USA, głównie z przyczyn gospodarczych, nie mogą sobie długofalowo pozwolić na rozwód, i w tym zakresie powinniśmy wizytę Trumpa w Warszawie umiejętnie wykorzystać.

Warto podkreślić, że ten niewątpliwy sukces udało się osiągnąć pomimo stosunkowo niewielkich nakładów. Za realizację całego przedsięwzięcia odpowiada bowiem kilkuosobowe Biuro Spraw Zagranicznych w Kancelarii Prezydenta, któremu należą się ogromne słowa uznania. Z drugiej jednak strony, szczyt w Warszawie, który można nazwać zaślubinami Trójmorza, skończy się, a po nim przyjdzie czas na rutynę codzienności.  Rutynę, którą trzeba będzie wypełnić treścią, czego z oczywistych powodów nie zrobi wspomniane grono kilku osób. Potrzebne jest zaangażowanie przede wszystkim Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale także Ministerstwa Rozwoju, Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, Ministerstwa Energii oraz Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Więcej, idea Trójmorza powinna stać się jednym z lejtomotywów całego polskiego rządu. Zresztą powinna być takim lejtomotiwem od co najmniej kilkunastu miesięcy, bo konkretne projekty powinny ruszyć od przyszłego poniedziałku. Niestety, już wiadomo, że tak się nie stanie. Co prawda w ostatnich miesiącach podjęto pewne działania, których symbolem może być projekt Via Carpathia, ale nie zmienia to faktu, że polska administracja na odcinku trójmorskim nie jest przygotowana do przejęcia pałeczki od prezydenta Dudy.

Podsumowując, jeśli inicjatywa, która tak dobrze wygląda na papierze, ma przynieść spodziewane rezultaty, musi szybko stać się jednym z realnych, a nie jedynie deklarowanych priorytetów polskiego rządu. Na razie niezależną do końca od nas porażkę w postaci braku ustalenia miejsca przyszłorocznego szczytu Trójmorza, który w założeniach miał odbyć się w jednym z państw czarnomorskich (Rumunia lub Bułgaria), przykryje splendor związany z obecnością prezydenta Trumpa. Kolejnych porażek nie będzie już jednak czym przykryć.

dr Marcin Kędzierski

Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego…