W obliczu kryzysu finansowego Unia Europejska znów ma z czym walczyć. Jak podaje portal Interia.pl, przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, powiedział w czwartek w Pradze, że „Unia nie będzie bezradna wobec bezrobocia”. Znaczy to, że UE wyrusza na wojnę z bezrobociem. Można by zadać pytanie, która to już wojna prowadzona przez Unię? I czy Unia nie jest aby najbardziej wojowniczą krainą świata?
Unijni dygnitarze zapowiadają, że do kolejnego szczytu UE ma być opracowany program zawierający 10 „konkretnych rozwiązań”, które mają rozruszać rynek pracy. Któż nie pamięta tzw. strategii lizbońskiej, opracowanej kilka lat temu, a która miała spowodować prześcignięcie mgospodarki amerykańskiej przez Unię Europejską. Ze strategii lizbońskiej pozostał tylko… też lizboński, ale traktat. Z nim, o dogonieniu USA raczej nie ma co myśleć.
Ciekawą rzecz na tym samym powiedział premier Szwecji Fredrik Reinfeldt – „Musimy się wzmacniać, aby poradzić sobie ze społecznymi skutkami kryzysu”. I dodał: „Musimy postarać się rozwinąć nasz model społeczny. Musimy też spróbować chronić nasze miejsca pracy. Jeśli jednak nie będziemy mieli opłacalnych miejsc pracy, nie uda nam się osiągnąć wysokiego poziomu zatrudnienia”.
Wypowiedź premiera Szwecji świadczy o tym, że unijni biurokraci będą się brać za walkę z bezrobociem nie od tej strony, od której powinni, tj. będą walczyć o zachowanie miejsc pracy. Tymczasem ich zmartwieniem powinny być raczej działania na rzecz pobudzania konsumpcji, które powinny się sprowadzać się do radykalnych cięć w podatkach. Jeśli konsumenci pozytywnie odpowiedzą na ofertę przedsiębiorców, wówczas będzie zapotrzebowanie również na pracę. Walka z bezrobociem i ratowanie miejsc pracy sprowadzac się będzie wyłącznie do pracy dla samej pracy, po to, by produkować dla samej produkcji. To nie jest recepta na rzeczywiste zmniejszenie bezrobocia.
PS