My tu sobie w świetle jupiterów pobrzękujemy szabelką, siodłamy kasztankę, krzyczymy, że nawet złamanego guzika w polityce historycznej nie oddamy, a tymczasem po cichu Ukraina (tak tak, nasza bratnia Ukraina) podpisała właśnie z Rosją porozumienie w sprawie tranzytu rosyjskiego gazu przez swoje terytorium od 1 stycznia 2020 roku, za co Kijów w ciągu 5 lat ma otrzymać 7 mld dolarów.
Oczywiście Unia Europejska przyjęła tę wiadomość z nieukrywanym zadowoleniem. Wychodzi więc na to, że po raz kolejny nasz strategiczny sojusznik i brat na wschodzie, nasza antyrosyjska szpica, kiedy przychodzi co do czego, potrafi przede wszystkim liczyć pieniążki i robić interesy. Zupełnie słusznie zresztą.
Za chwilę Rosja napełni ukraińską infrastrukturę swoim gazem, co oznacza jedno – osiągnięcie swoich celów. Jeśli wziąć pod uwagę postępujące odprężenie na linii Kijów-Moskwa, wymianę jeńców i deeskalację konfliktu w Donbasie, to widać wyraźnie, że wajcha została już przestawiana. Stanie się to, o czym już kiedyś pisałem – bez względu na dramat i liczbę ofiar, Rosja i Ukraina się dogadają, bo są skazane na siebie. Wcześniej czy później nastąpi między nimi pełna normalizacja.
Niestety, to co było w naszym interesie, czyli Ukraina jako nasz bufor skonfliktowany z Rosją (sorry, ale polityka jest cyniczna) zamieni się w wyjątkowo niekorzystny dla nas wariant, czyli dogadaną z Rosją Ukrainę. Ukrainę mającą dyspensę Moskwy na banderyzm na odcinku polskim, jako instrument utrzymywania pożądanego przez Moskwę napięcia na swojej zachodniej flance.
W najbliższym czasie będziemy tracić energię na wojnę historyczną, na co – jak twierdzi nasze MSZ – jesteśmy przygotowani. Wydaje mi się, że jest to jednak scenariusz pisany cyrylicą. O tyle ciekawy, że wciąż nie wiemy, czym dysponuje Moskwa, która przejęła po II wojnie światowej archiwa nie tylko polskiego wywiadu, ale także szereg innych archiwaliów, w tym pokaźne dokumenty i materiały dotyczące holocaustu.
Mogę sobie w tym kontekście wyobrazić ich odpowiednią kompilację i defragmentację. Obawiam się więc, że to nie my jesteśmy tak naprawdę przygotowani do wojny historycznej, ale Moskwa, która ma w sumie niewiele do stracenia. Nawet jeśli nie uda jej się dokonać dekonstrukcji europejskiej historiografii dotyczącej II wojny światowej.
Sytuacja jest poważna i nie należy stać z bronią u nogi. Niemniej domaganie się zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego, montowanie międzynarodowej koalicji historycznej, żganie się naszych polityków, kto i kiedy powinien w te pędy odpowiedzieć Putinowi, uważam za zbytnią nadpobudliwość. Przydałaby się większa asertywność i wymowna wyniosłość wobec „rewelacji” rosyjskiego prezydenta.
Polityka to konkrety. Kiedy my będziemy dudnić w narodowe tarabany, trwać będzie w najlepsze budowa Nord Stream 2, a Gazprom dokona nowego otwarcia na Ukrainie. To są konkrety, te najbliższe. Reszta, to rozwleczona nad naszymi głowami zasłona dymna. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że dymy i mgły, obok urokliwych insurekcji, to nasza narodowa specjalność.
Maciej Eckardt
Źródło: Salon24.pl . Przedruk za zgodą Autora. Tytuł pochodzi od redakcji Prokapitalizm.pl